Bez rozgrzewki. Przypadek Rafała Góraka i nie tylko

Wojciech Cygan, były prezes GKS-u Katowice, który podał się do dymisji po nieudanym ataku klubu z Bukowej na ekstraklasę, a dzisiaj – znów jako prezes, ale Rakowa Częstochowa – wciąż jeszcze ma prawo świętować awans tego klubu na najwyższy szczebel rozgrywkowy, przyznał kiedyś, że być może jego największym błędem z „kadencji katowickiej” było rozstanie z trenerem Kazimierzem Moskalem. Z dzisiejszej perspektywy nie warto już chyba zatrzymywać się przy szczegółach w rodzaju: dlaczego tak się stało, czy ktoś się pospieszył z decyzjami. Czy przypadkiem nie wytrzymał nerwowo klimatu narzuconego przez hasło „ekstraklasa albo śmierć”. Tak jak całkiem niedawno nie wytrzymał Jerzy Brzęczek. A wcześniej właściwie żaden szkoleniowiec, choć przecież pomyłek personalnych aż tak dużo w bliższej i dalszej przeszłości nie było.

W jakimś sensie potwierdzeniem tego jest fakt, że wspomniany Kazimierz Moskal wprowadził ŁKS Łódź do ekstraklasy. A na Bukową – już do klubu II-ligowego – wrócił Rafał Górak. Urodzony w Bytomiu szkoleniowiec został zapamiętany w GieKSie z bardzo dobrej strony. Za swojej kadencji zmagał się z problemami, o jakich dzisiaj raczej się tam nie śni (no bo tak się poprawiło). Wówczas uniemożliwiającymi normalne funkcjonowanie. By znaleźć się w Katowicach ponownie, Górak musiał rozstać się z II-ligową Elaną Toruń. Czego na swój sposób i on żałował, i żałowano w Elanie, bo tak się tam dobrze toczyło; sportowo i w ogóle.

Jednak jego przypadek nakazuje na problem spojrzeć szerzej, również poprzez inne nazwiska. Na przykład Artura Derbina, całe życie związanego z Zagłębiem Sosnowiec, który kilka tygodni temu awansował z GKS-em Bełchatów do I ligi. A lekko nie było. Artur Skowronek, bytomianin z urodzenia, związany z klubem z Bukowej w sezonie 2014/15, od tamtej pory krąży po Polsce, zdobywając sobie coraz większe uznanie. Zyskując coraz mocniejsze nazwisko. W nowym sezonie I ligi będzie zapewne chciał awansować do ekstraklasy ze Stalą Mielec. Choć kto wie, czy inny, większy sportowo i zasobniejszy, klub nie wyciągnie po niego ręki wcześniej. W październiku ub. roku II-ligową Pogoń Siedlce przejął Marcin Prasoł.

Bez rozgrzewki. Co w nas takiego destrukcyjnego?

Pogoń była wtedy w strefie spadkowej, a rozgrywki skończyła na 6. pozycji. Samo w sobie pokazuje jakość pracy tego szkoleniowca, przez lata związanego z Górnikiem Zabrze (poczynając od kadencji Ryszarda Wieczorka), a potem z kadrą narodową, do której pociągnął go Adam Nawałka, bynajmniej nie w nagrodę za piękne oczy. Tylko tytułem uzupełnienia dodajmy, że z powodzeniem pracował również w ROW-ie Rybnik. Teraz mówi się o możliwości jego powrotu do Górnika Zabrze. Aczkolwiek nie są tajemnicą zapytania ze strony innych klubów szczebla centralnego. „Na tapetę” można też wziąć Mirosława Smyłę, którego na kilka tygodni przed zakończeniem rozgrywki zatrudniły będące w rozpaczliwej sytuacji Wigry Suwałki, i które to Wigry uratował przed degradacją z I ligi. Po czym wrócił na Śląsk.

Ten krótki przegląd tutejszych kadr szkoleniowych na swój sposób pokazuje potencjał terenu. Tymczasem: Zagłębie Sosnowiec spadło z ekstraklasy, GKS Katowice z pierwszej ligi, a z drugiej ROW Rybnik, Ruch Chorzów i Rozwój Katowice. Broń Boże, nie stawiam tezy, że gdyby tu byli wszyscy wymienieni wyżej trenerzy, byłoby lepiej – na te spadki nałożyło się tak wiele przyczyn, że upatrywanie ich sprawców wyłącznie w osobach trenerów byłoby zarówno merytorycznym idiotyzmem, jak i zwyczajnym nietaktem wobec tych, których degradacje dotknęły. Teza natomiast mogłaby zostać sformułowana w ten sposób, że szkoda, iż tylu cenionych ludzi już od dobrych – w większości przypadków – kilku lat pracuje na chwałę innych klubów, z innych regionów. Tak się bowiem wydaje, że w swojej wiedzy, dojrzałości i doświadczeniu mogliby w naszym regionie stworzyć coś na kształt masy krytycznej, mającej wpływ na to, co w piłce naszego regionu się dzieje.

Infantylne to? Oczywiście, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę rozbieżne klubowe interesy, a wręcz egoizmy, nie mówiąc o ich rozmaitych, najbardziej przyziemnych kłopotach egzystencjalnych. Jednak czy znaczy to, że marzenia o truście mózgów, wspartym o regionalny patriotyzm, z góry trzeba uznać za naiwne?

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ