Bez rozgrzewki. Trenerzy a sprawa Zagłębia

Artur Skowronek jako szkoleniowiec niewątpliwie pomógł drużynie Zagłębia Sosnowiec odbić się od dna.


Zrobił to na tyle skutecznie, że i klub, i jego kibice mogą żałować, że jesienne granie już się skończyło, że nie da się zdobyć kolejnych punktów, że nie da się wykorzystać tworzącego się dobrego klimatu do powalczenia o większy margines bezpieczeństwa w rywalizacji o utrzymanie się w 1. lidze. A może nawet o więcej niż ów margines bezpieczeństwa?

Dni odpoczynku od piłki mogą także służyć zastanowieniu się, czy trenera Skowronka nie zatrudniono za późno – w tym sensie, że może dałoby się dzięki temu uniknąć wielu wcześniejszych stresów. Tym bardziej że bez szkoleniowej roboty w klubie był mniej więcej dwa lata, był więc czas i możliwości, by z nim na spokojnie sobie pogadać.

Jest oczywiście druga strona medalu – banalna jak najbardziej, bo wypływająca z istoty sportu – taka mianowicie, że nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że Skowronek dokonałby lub dokona więcej niż jego poprzednicy.

On sam, zapewne jeszcze zanim przyjął funkcję na Kresowej, musiał popatrzeć wstecz. Na wyniki co najmniej kilku swoich poprzedników, na czas ich pracy, a może nade wszystko na nazwiska, które z wyzwaniem pod hasłem Zagłębie się mierzyły. A było tam kilka, które wtedy w polskiej piłce coś znaczyły, w Sosnowcu jednak się sparzyły i po czasie wyleciały lub po prostu odeszły; bynajmniej nie z własnej woli.

No to pokrótce (za transfermarkt.pl): Kazimierz Moskal przepracował 302 dni, Krzysztof Dębek 189, Dariusz Banasik 228, Dariusz Dudek (w swojej drugiej w Zagłębiu kadencji) 211, Rafał Mroczkowski 88 dni. Trenerów „epizodycznych” wymieniać tu nie będziemy. Dla dopełnienia obrazu: Artur Skowronek ma tych dni 90 (zaczął pracę 17 września) i będzie oczywiście dużo więcej, bo wypracował sobie spokój (energię, autorytet) bodaj na dłużej niż na czas zimowej przerwy.

Jako się rzekło, wymienione postaci coś wtedy w polskiej piłce znaczyły, a niektóre znaczą dzisiaj jeszcze więcej. Banasik z wielkim powodzeniem prowadzi Radomiaka, który w ekstraklasie – choć to beniaminek – zaczął budzić duży respekt. Z kolei Dudek wykonuje kapitalną robotę w Sandecji Nowy Sącz, którą najpierw wydobył z wielkich tarapatów, by dzisiaj zajmować z nią w 1. lidze miejsce dające prawo bicia się w barażach o ekstraklasę. A 90 procent tego dorobku było gromadzone na obcych boiskach – z powodu remontu własnego, w Nowym Sączu.

Pytanie może banalne, ale i uprawnione: dlaczego tym trenerom tak wiedzie się we wspomnianych klubach, a nie wiodło w Zagłębiu? Odpowiedzi oczywiście można mnożyć. Uprawnione będzie wzięcie pod uwagę takiej okoliczności, że w swoich „sosnowieckich kadencjach” nie byli jeszcze tak doświadczeni, obyci i szkoleniowo obkuci, jak obecnie. Po prostu – w Sosnowcu wielu rzeczy dopiero się uczyli, z czego z takim powodzeniem korzystają dzisiaj. Na tę okoliczność można się odwołać nawet do Jacka Magiery, dla którego Zagłębie było pierwszym klubem w karierze, a jednocześnie świetną odskocznią do późniejszej pracy w Legii, a obecnie w Śląsku Wrocław. No ale ten sosnowiecki epizod (w sumie 108 dni) pana Jacka to czasy dawno minione.

Rozważania na temat „trenerzy a sprawa Zagłębia” można jednak skierować i na inne tory; być może na takie, które honorowy prezes tego klubu, Leszek Baczyński, sprowadza do stwierdzenia „za mało Zagłębia w Zagłębiu”… cokolwiek to znaczy. Nie może jednak być przypadku w tym, że tylu trenerom powinęła się na Kresowej noga. Bo czy naprawdę wszyscy oni się mylili pod względem doboru zawodników, taktyki, oddziaływania psychologicznego? Naprawdę oni tworzyli klimat mieszczący się w znanym skądinąd powiedzeniu „(tu imię) nic nie mogę (tu nazwisko)”. A może otrzymywali za mało swobody w pracy? A może mieli zbyt wielu wszystkowiedzących doradców? Albo co transfer to pomyłka?

Oczywiście w tych pytaniach zawarte są w zasadzie tylko domysły. Co nie zmienia faktu, że w związku z pracą Artura Skowronka w Sosnowcu i je należy brać pod uwagę, a przynajmniej nie odrzucać z góry. Być może – czego mu serdecznie życzymy – trener ten osiągnie wyznaczone sobie i drużynie cele. Lecz jeśli nie? Czy będzie to wyłącznie jego wina, któregoś trenera Zagłębia z kolei? I tylko on za to zapłaci?


Fot. Rafał Rusek / PressFocus