Bez rozgrzewki. Trzeba sięgnąć po telefon

Co o ewentualnym wytransferowaniu Przemysława Wiśniewskiego myślą w Górniku? Można być pewnym, że o oddechu, który dałoby parę milionów euro. Ale też o kolejnej porcji strachu – o to, jak na nowo ułożyć defensywę. Albo nawet cały zespół…


Mniej więcej przed dwoma tygodniami – jako pierwsi – napisaliśmy, że przed Przemysławem Wiśniewskim otwiera się szansa na grę w Serie A, konkretnie w Hellas Werona. W minioną środę inne media odgrzały tę informację, co potraktujmy w ten sposób, że sprawa jest w dalszym ciągu aktualna, aczkolwiek sam piłkarz zarzeka się, że pozostaje w Górniku Zabrze. Ta „patriotyczna” deklaracja może jednak dotyczyć wyłącznie końcówki tego sezonu ekstraklasowego, która będzie krótka i nerwowa, nie tylko zresztą dla zespołu z Roosevelta. Co potem, za kilka lub kilkanaście tygodni? Życie jest bogatsze niż nasza wyobraźnia, więc wszystko zdarzyć się może, również transfer do Werony, choć czasy mamy takie, że najlepiej (najbezpieczniej) siedzieć w domu.

Ani chybi, dla młodego piłkarza, a zwłaszcza obrońcy, szansa na wyjazd do Włoch z natury rzeczy może okazać się gratką. Przede wszystkim dlatego, że zwyczajowo największy popyt jest na napastników i pomocników, a mniejszy na obrońców właśnie. Z drugiej strony 195 cm młodego, niespełna 22-letniego, „Wiśni” robi wrażenie, wzmacniane przez fakt, że lubi on robić pożytek ze swoich wzrostowych walorów pod bramką rywali. Nikt też nie kwestionuje, że wyprawa na Półwysep Apeniński może przyspieszyć jego rozwój w każdym wymiarze – taktycznym, technicznym, może i osobowościowym; w końcu samotny (?) wyjazd to także przyspieszona, aczkolwiek i ryzykowna, szkoła dojrzewania.

I to by było na tyle tych oczywistych oczywistości – jak mawia klasyk. Cała reszta to sfera wątpliwości, które wyrastają z rozlicznych doświadczeń wielu młodych polskich graczy. Jedni – w sumie niewielu – zdołało się za granicą przebić, inni zakopali się w przeciętność, a słuch (nieomal) o nich zaginął, jeszcze inni wrócili do kraju i też niespecjalnie umieją się odnaleźć.

Przemek Wiśniewski na dzień dobry powinien więc sięgnąć po telefon i wykręcić numer na przykład do Szymona Żurkowskiego, świetnego pod każdym względem chłopaka, zapowiadającego się jeszcze w Zabrzu na gracza wybitnego, który jednak – wykupiony za kilka milionów euro przez Fiorentinę – nie przebił się w niej i został wypożyczony do Empoli, gdzie też obserwatorów o ziemię nie rzucił. No! Powiedzmy ugodowo, że sporo namieszał koronawirus, który przeszkodził wszystkim we… wszystkim, a więc i „Żurkowi”. Może gdyby nie przymusowa przerwa byłby on już w innym, lepszym miejscu? Trzeba jednak pamiętać, że ma on już 23 lata, więc pora byłaby już pokazać się, zabłysnąć, przekonać właścicieli „Violi”, że zrobili dobry interes.


Przeczytaj jeszcze: Niepotrzebni mogą się bujać


No ale w końcu po co ścigać Szymona telefonicznie? Przecież na podorędziu jest Paweł Bochniewicz, dzisiaj 24-latek, który za granicą spędził sporą część swojej przygody z piłką (Reggina Calcio, Udinese Calcio, Granada CFB i znów Udinese Calcio), ale od 4 sezonów gra w Górniku i nie wygląda na to, by we Włoszech mieli sobie o nim przypomnieć. On też ma swoje doświadczenia i przemyślenia, zapewne z domieszką goryczy, ale i już dystansu. Trzeba więc pytać…

Aczkolwiek i tak najgłośniejszym przypadkiem „odrzucenia” jest Bartosz Kapustka, który jeszcze w 2016 roku uchodził za wielką nadzieję polskiego futbolu, tymczasem niedługo później przestał sobie radzić z wyzwaniami zawodowej – tej na najwyższym poziomie – piłki i po dzień dzisiejszy usiłuje sobie znaleźć do niej ścieżkę powrotną. Czy mu się uda? Ot, takie jedno z wielu pytań bez odpowiedzi.

A czy może się udać Przemkowi Wiśniewskiemu? I w tym przypadku jest się na swój sposób pogubionym w argumentowaniu za i przeciw. Trzeba jednak przyjąć, że nie jest on wielką gwiazdą naszej ligi, abstrahując już od tego, że obrońcy trudniej nią być niż graczom z innych rejonów boiska. Znalazłoby się jeszcze co najmniej kilku zawodników z jego pozycji, którzy albo mu dorównują, albo przewyższają go umiejętnościami, choć przyjmujemy to jako stan tu i teraz, a nie potencjał na przyszłość; ten jest po stronie piłkarza Górnika Zabrze.

I tak pewnie myślą ewentualni nabywcy. A co myślą w Górniku? Można być pewnym, że o oddechu, który dałoby parę milionów euro. Ale też o kolejnej porcji strachu – o to, jak na nowo ułożyć defensywę. Albo nawet cały zespół…

Fot. Pawel Andrachiewicz / PressFocus