Bezlitośni w końcówkach

Zagłębie Lubin było zespołem dojrzalszym, ale komplet punktów zapewniło sobie w sposób trochę… nietypowy.



Warta Poznań na pewno nie jest zespołem, który chciałby, aby przylgnęła do niego łatka zakompleksionego beniaminka Takiej drużyny, która jadąc na mecz do ligowego rutyniarza myśli tylko o tym, aby przetrwać. Zespół Piotra Tworka chce grać w piłkę, choć czasami brakuje jakości. Albo rywal jest – po prostu – piłkarsko lepszy.

Tak było niemal od pierwszych minut spotkania w Lubinie. Organizacja gry była po stronie Zagłębia, choć na pewno nie można powiedzieć, że piłkarze Martina Szeveli zdominowali przeciwnika. Owszem „Miedziowi”, którzy byli faworytem tego meczu, mieli przewagę, ale niewiele z niej wynikało. Odnotować należy – w zasadzie – tylko jedną ciekawą sytuację w pierwszej odsłonie.

Szkoleniowiec Warty powiedział przed meczem, że wystarczy jedno prostopadłe podanie Filipa Starzyńskiego i może być problem. Jak widać Piotr Tworek rywala rozszyfrował znakomicie, bo właśnie po takim zagraniu „Figo” bramkę powinien zdobyć Sasza Żivec. Wydawało się, że Słoweniec wszystko zrobił, jak należy. Mierzył pod poprzeczkę, ale posłał piłkę nieco za wysoko i huknął w górne obramowanie bramki Warty.

Na początku drugiej połowy, po oskrzydlającej akcji Zagłębia i centrze w pole karne Jakuba Wójcickiego na bramkę strzelał Starzyński. Na linii piłki znalazł się jednak Bartosz Kieliba i zablokował próbę gracza gospodarzy. Wydawało się, że wkrótce Warta będzie w jeszcze większych opałach, ale na kolejne emocje miejscowi kibice musieli trochę poczekać. Strzał Jewgienija Baszkirowa nad poprzeczką przeniósł Adrian Lis, a chwilę później, po stałym fragmencie gry Warty, lubinianie mieli obiecującą kontrę. I pewnie strzeliliby gola, gdyby nie ofiarna interwencja Mateusza Kupczaka.

Im dłużej trwał mecz, tym na boisku robiło się coraz ciekawiej, choć trzeba zaznaczyć, że o piłkarskich rarytasach nie było mowy.

Częściej sytuacje wynikały z błędów, co miało miejsce np. w 71. minucie meczu. Lis odbił przed siebie piłkę po dośrodkowaniu Starzyńskiego, ale Dominik Jończy główkował w ten sposób, że… zwrócił futbolówkę golkiperowi Warty. „Miedziowi” zaczęli się spieszyć i co najmniej w dwóch sytuacjach zdecydowanie zabrakło im cierpliwości. Do końca jednak piłkarze Martina Szeveli nie rezygnowali i to się opłaciło.

Gospodarze rozprowadzili akcję na prawą stronę, a rezerwowy Kacper Chodyna posłał piłkę w pole karne. Obrońców Warty, jak i Adriana Lisa, zupełnie zaskoczył fakt, że futbolówkę na głowę otrzymał Damjan Bohar. Słoweniec, zazwyczaj, w ten sposób goli nie strzela, ale tym razem było inaczej i zespół z Lubina odniósł drugie zwycięstwo w sezonie.

Na razie zespół z Lubina słynie z tego, że jest najgroźniejszy w końcówkach. Bo w pierwszym meczu, z Lechem poznań, gole strzelał w 82 i 87 minucie spotkania. Wcześniej przegrywał 0:1.

Zagłębie Lubin – Warta Poznań 1:0 (0:0)

1:0 – Bohar, 88 min (głową, asysta Chodyna).

ZAGŁĘBIE: Hładun – Wójcicki (65. Chodyna), Jończy, Guldan, Balić – Poręba, Baszkirow, Starzyński (76. Żubrowski) – Żivec, Bohar – Mraz (60. Szysz). Trener Martin SZEVELA. Rezerwowi: Forenc, Szimić, Reese, Sirk, Sypek, Bartolewski.

WARTAL: Lis – Kiełb, Kieliba, Kuzdra, Ławniczak – Trałka, Kupczak (90. Laskowski) – Rybicki, Janicki (56. Czyżycki), Jakóbowski – Kuzimski (72. Jaroch). Trener Piotr TWOREK. Rezerwowi: Bielica, Grzesik, Handzlik, Szmyt, Spychała, Małek.

Sędziował Dominik Sulikowski (Gdańsk). Widzów 4000. Żółte kartki: Wójcicki (54. faul), Jończy (80. faul), Żubrowski (90+2. faul) – Kuzimski (50. faul).

12
Tyle porażek
z rzędu w ekstraklasie mają na swoim koncie piłkarze Warty. Przegrali 10 ostatnich meczów sezonu 94/95, po którym spadli, a także dwa spotkania bieżących rozgrywek.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus