Biel z genem kilera

Tyszanie pokonali wicelidera i na półmetku rozgrywek meldują się na czwartym miejscu


W zaległym meczu 17 kolejki, przełożonym z 11 grudnia na… inaugurację rundy wiosennej wicelider I ligi podejmował w Łodzi drużynę zgłaszającą aspiracje do pierwszej szóstki. Jeżeli ktoś po takim wstępie spodziewał się, że w dalszej części relacji będzie opis wyczynów ŁKS-u to bardzo się pomylił. Wprawdzie gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, ale sytuacje bramkowe wypracowywali piłkarze GKS-u Tychy i wygrali zdecydowanie.

Pierwszy celny strzał oddał Bartosz Szeliga, uderzając w 4 minucie z 20 metra, ale Arkadiusz Malarz był na posterunku. Bramkarz miejscowych znacznie więcej pracy miał w 21 i 23 minucie gdy Łukasz Grzeszczyk, najpierw huknął pod poprzeczkę z 15 metra, a następnie lobem z daleka próbował otworzyć wiosenne konto bramkowe. Ta sztuka udała się w 40 minucie Bartoszowi Bielowi. Zanim jednak skrzydłowy tyszan wpakował piłkę do siatki z 3 metrów nastąpił długi wrzut futbolówki z autu. W polu karnym pojedynek główkowy wygrał Wiktor Żytek, a po przebitce Grzeszczyk złożył się na 6 metrze do woleja. Naciskany kapitan gości nie zdołał wprawdzie oddać skutecznego strzału, ale mający gen kilera Biel sfinalizował akcję. W ten sposób ustalony został wynik pierwszej połowy, w której łodzianie oddali zaledwie jeden celny strzał oddany w 12 minucie przez Pirulo. Konrad Jałocha popisał się jednak skuteczną paradą i dał sygnał, że jest w wysokiej formie. Potwierdził to także po przerwie, kiedy łodzianie rzucili się do odrabiania straty. W 53 minucie golkiper tyszan obronił strzał Piotra Janczukowicza z 18 metra, a niewykorzystana okazja przez ŁKS błyskawicznie się zemściła. Po zagraniu Paprzyckiego wszerz boiska do ofensywnej akcji włączył się lewy obrońca Szeliga. Tym razem jednak nie strzelał z dystansu tylko wbiegł w pole karne i przymierzył z 14 metra płaskim uderzeniem w róg bramki podwyższył prowadzenie tyszan, którzy widząc chwiejącego się na nogach rywala zadali trzeci cios. W 57 minucie w zamieszaniu w polu karnym wycofana przez Szymona Lewickiego piłka trafiła do Paprzyckiego, który błyskawicznie strzelił z woleja z 16 metra. Futbolówka trafiła w słupek, ale najszybciej do niej dobiegł Kamil Kargulewicz i okrasił swój I-ligowy debiut pierwszym golem w nowej drużynie i postawił pieczęć na zwycięstwie.

Jego rozmiary próbował zmniejszyć Łukasz Sekulski, który dwukrotnie stawał oko w oko z Jałochą, ale bramkarz tyszan efektownie w 64 minucie przy strzale z 5 metra oraz siłą spokoju w 71 minucie wychodził z tych pojedynków i zwycięsko. Dzięki temu zespół Artura Derbina zachował czyste konto, a przede wszystkim sięgnął po 3 punkty i na półmetku rozgrywek zameldował się na czwartym miejscu.


ŁKS Łódź – GKS Tychy 0:3 (0:1)

0:1 – Biel, 40 min, 0:2 – Szeliga, 55 min, 0:3 – Kargulewicz, 57 min,

ŁKS: Malarz – Dankowski, Dąbrowski (61. Moros Gracia), Sobociński, Wolski – Pirulo, Tosik (60. Sekulski), Dominguez, Rygaard, Trąbka – Janczukowicz. Trener Wojciech STAWOWY.

GKS: Jałocha – Mańka, Nedić, Sołowiej, Szeliga – Kargulewicz (69. Moneta), Paprzycki (69. Norkowski), Żytek (87. J. Piątek), Grzeszczyk (77. Steblecki), Biel – Lewicki (77. Nowak). Trener Artur DERBIN.

Sędziował Kornel Paszkiewicz (Wrocław).

Żółte kartki: Dąbrowski, Wolski – Szeliga, Żytek, Paprzycki.

Piłkarz meczu – Bartosz BIEL.


Fot. Łukass Sobala/Pressfocus