Bielska kolonia karna

Raków strzelił pod Klimczokiem cztery gole. Trzy z jedenastu metrów i wszystkie w pierwszej połowie spotkania!


– Zrobimy wszystko, aby odnieść pierwsze zwycięstwo w sezonie przed własną publicznością. Jeżeli będziemy realizować to, co ćwiczyliśmy na treningach, to jestem przekonany, że możemy zdobyć trzy punkty – powiedział niedługo przed pierwszym gwizdkiem Krzysztof Brede, szkoleniowiec Podbeskidzia, który po raz kolejny w tym sezonie zaproponował inny pomysł na wyjściową jedenastkę swojego zespołu.

Dla większości kibiców piątkowe rozwiązanie było aż nadto zaskakujące, bo na ławce rezerwowych usiadł najlepszy asystent ekstraklasy, Łukasz Sierpina. Nieobecność kapitana „górali” w podstawowym składzie podyktowana była sytuacją wśród młodzieżowców ekipy spod Klimczoka. We wcześniejszych spotkaniach nie przekonali do siebie ani Jakub Bieroński, ani Szymon Mroczko. Dlatego teraz szansę otrzymał Maksymilian Sitek, który występuje właśnie na skrzydle, czyli tam, gdzie Sierpina.

Dlaczego nie sprawdził faulu?

Nie wiadomo, czy miało to związek z nieobecnością kapitana na boisku, ale „górale” zaczęli mecz zupełnie zagubieni i w ciągu zaledwie pięciu minut Martin Polaczek musiał interweniować trzy raz, a po strzale Marcina Cebuli wspiął się na wyżyny swoich umiejętności. Szybko jednak gospodarze otrząsnęli się i odpowiedzieli rywalowi w najlepszy możliwy sposób. To była piękna akcja „górali”, która rozpoczęła się głęboko na ich połowie.

Najpierw, po dośrodkowaniu Bartosza Jarocha, zablokowany został Kamil Biliński, już w szesnastce Rakowa, ale piłka wróciła do prawego obrońcy Podbeskidzia. Jaroch zgrał ją następnie do Tomasza Nowaka, który popisał się kapitalnym uderzeniem z woleja, z ok. 20 metrów. Jakub Szumski miał piłkę na rękach, ale nie zdołał jej zatrzymać i bielszczanie objęli prowadzenie.

W akcji bramkowej uczestniczył wspomniany na początku Sitek, który już wtedy zmagał się z urazem. Po bardzo ostrym faulu Macieja Wilusza. Okazało się następnie, że młodzieżowiec Podbeskidzia nie jest w stanie kontynuować gry, a kiedy schodził z boiska sędzia Damian Sylwestrzak zdecydował się na analizę VAR sytuacji, która… miała miejsce nieco wcześniej, w polu karnym Podbeskidzia. I uznał, że zagranie ręką Kacpra Gacha kwalifikuje się na rzut karny.

Od tego jest wideoweryfikacja i nie negujemy decyzji arbitra. Ale warto zapytać dlaczego nie sprawdził faulu Wilusza? Bo, naszym zdaniem, gdyby po obejrzeniu sytuacji pokazał zawodnikowi Rakowa czerwoną kartkę, to nikt nie miałby prawa mieć pretensji.

Trzy razy „wapno”

Petr Schwarz rzut karny wykorzystał pewnie, a „górale” całą sytuacją byli zszokowani, bo w ogóle nie spodziewali się, że w ich polu karnym zaistniało jakieś przewinienie. Tym razem gracze Krzysztofa Bredego nie zdołali się otrząsnąć i do końca pierwszej odsłony Polaczek jeszcze trzy razy musiał wyciągać piłkę z siatki!

W wszystkich przypadkach decydujące były błędy, fatalne pomyłki bielszczan w defensywie. Najpierw zawinił Kacper Gach, który podał piłkę pod nogi Frana Tudora. Ten nie zastanawiał się ani chwili, tylko posłał futbolówkę w pole karne, za plecy Aleksandra Komora. Adresatem był Marcina Cebuli, który przy strzale trochę nieczysto trafił w piłkę, ale i tak zdołał pokonać Polaczka.

Kolejny raz słowacki golkiper skapitulował z rzutu karnego, którego ponownie na gola zamienił Schwarz. Chwilę wcześniej Igora Sapałę faulował Bartosz Jaroch, który zachował się kompletnie nieodpowiedzialnie. Oczywiście nie było w tym przewinieniu żadnej złośliwości, ale obrońca Podbeskidzia trącił od tyłu rywala. Który taką okoliczność, rzecz jasna, bez skrupułów wykorzystał.

Wydawało się, że nic gorszego bielszczanom w pierwszej połowie nic gorszego przytrafić się nie może. Nic bardziej mylnego. Po faulu Jarocha na Patryku Kunie nie było żadnych wątpliwości, a Raków – trzeci raz w tym spotkaniu – strzelał karnego. Tym razem z jedenastu metrów trafił Vladislavs Gutkovskis.

Trzeba zakasać rękawy

Raków drugą połowę rozpoczął w komfortowej sytuacji, a mogło być jeszcze lepiej w 50. minucie, bo Kamil Piątkowski główkował w słupek, a dobitka Tomasza Petraszka poszybowała wysoko nad bramką. Przyjezdni na placu gry dominowali niepodzielnie i szukali piątego gola, choć nie na siłę. Polaczek zatrzymał kolejny strzał Petraszka, a chwilę później popełni błąd, ścierając się z Franem Tudorem, ale bez konsekwencji w postaci utraty kolejnego gola. W końcówce spotkania w poprzeczkę trafił jeszcze David Tijanić.

Im dłużej trwał mecz, tym szczątki wiary w odmianę losów spotkania z graczy bielskich ulatywały. Trener Krzysztof Brede, ofensywnymi zmianami, próbował coś wskórać, ale gra do przodu nie jest czymś, co spędza sen z powiek szkoleniowca zespołu spod Klimczoka.

Bo mecz z Rakowem był już drugim spotkaniem w tym sezonie, w którym Podbeskidzie straciło cztery gole. A łącznie Martin Polaczek, w czterech spotkaniach, wyjmował piłkę z siatki już 12 razy od początku sezonu! O ile przed meczem z Rakowem sztab szkoleniowy zwracał na to uwagę, o tyle teraz trzeba już bardzo wysoko zakasać rękawy i zabrać się do pracy nad tym zagadnieniem, bo jak tak dalej pójdzie, to…


Podbeskidzie Bielsko-Biała – Raków Częstochowa 1:4 (1:4)

1:0 – Nowak, 13 min (asysta Jaroch), 1:1 – Schwarz, 21 min (karny), 1:2 – Cebula, 34 min (asysta Tudor), 1:3 – Schwarz, 40 min (karny), 1:4 – Gutkovskis, 45+1 min (karny).

PODBESKIDZIE: Polaczek – Jaroch, Komor, Rundić, Gach – Danielak (74. Sierpina), Rzuchowski, Nowak (57. Kocsis), Figiel (57. Ubbink), Sitek. (19. Laskowski) – Biliński (74. Roginić). Trener Krzysztof BREDE. Rezerwowi: Leszczyński, Modelski, Baszłaj, Bieroński.

RAKÓW: Szumski – Wilusz, Petraszek, Piątkowski – Tudor (87. Bartl), Sapała, Schwarz (82. Papanikolau), Kun – Cebula (72. Ivi Lopez) Gutkovskis (82. Musiolik), Tijanić (86. Lederman). Trener Marek PAPSZUN. Rezerwowi: Trelowski, Niewulis, Malinowski, Poletanović.

Sędziował Damian Sylwestrzak (Wrocław). Widzów 4397. Żółte kartki: Jaroch (45+1. faul) – Wilusz (7. faul), Petraszek (52. faul).
Piłkarz meczu – Marcin CEBULA.



Na zdjęciu: Aż trzy razy piłkarze Rakowa Częstochowa fetowali wczoraj gole po wykorzystanych rzutach karnych.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus