Biliński liczy na zagranicę

Ryszard Tarasiewicz możliwość pozyskania Kamila Bilińskiego potwierdził na konferencji prasowej po piątkowym remisie z GKS-em Katowice. – To aktualne. Zależy mi na tym zawodniku. Myślę, że w tygodniu dokonamy tego transferu i kadra zostanie zamknięta – poinformował szkoleniowiec drużyny z Tychów.

Nic na 100 procent

Okazuje się jednak, że do finalizacji tego tematu droga nie taka bliska. – Gruchnęła informacja, że mam podpisać kontrakt we wtorek. Absolutnie jednak nic takiego się nie stało i nie jest to w stu procentach pewne. Rozmawiamy, negocjujemy. GKS to jeden z klubów, który biorę pod uwagę i jest spore zainteresowanie z jego strony – powiedział nam wczoraj w południe 30-letni napastnik, który pozostaje bez klubu, odkąd z końcem czerwca wygasł jego kontrakt z Wisłą Płock. W zespole „Nafciarzy” spędził ostatni rok, rozgrywając 18 spotkań w ekstraklasie i zdobywając 5 bramek. Wiosną zaliczył jednak tylko sześć występów, z czego ledwie dwa – w wyjściowym składzie, przegrywając rywalizację o miejsce w ataku z Jose Kante.

Opuści Europę?

Łącznie w elicie Biliński legitymuje się bilansem 101 gier i 22 strzelonych goli. W ekstraklasie debiutował jako zawodnik Śląska Wrocław, w 2008 roku, kiedy trenerem był Ryszard Tarasiewicz, obecnie prowadzący Tychy.
– Wspomnienia są miłe. To człowiek, który wprowadzał mnie do dorosłego futbolu. Dzięki niemu zostałem wyłowiony z rezerw, szybko zabrał mnie do siebie, do pierwszego zespołu i dał szansę debiutu. Co prawda pożegnałem się ze Śląskiem, gdy trener Tarasiewicz wciąż tam był, ale w życiu jest tak, że przecież zawsze można się zejść. Niewykluczone, że do tego dojdzie – podkreślił Biliński.

W swojej karierze snajper spędził też trzy lata zagranicą – w Żalgirisie Wilno i Dinamie Bukareszt. Teraz nie wyklucza wyjazdu z Polski. – Przede wszystkim liczę właśnie na to. Dlatego nie podpisałem dziś żadnego kontraktu, bo wiele osób pracuje zagranicą nad moją przyszłością. Kierunki są różne, między innymi Rumunia, ale nie rozpatruję tylko jej. Niekoniecznie nawet będzie to Europa. Wszystko zależy od tego, jak bardzo satysfakcjonująca sportowo i finansowo będzie dana oferta – wyjaśnił nam napastnik.

Wejść w sezon z buta

Można więc wysnuć wniosek, że przeprowadzka do Tychów będzie dla niego niczym ostateczność. – Spokojnie. Nie jest tak, że będzie to koniec świata. Absolutnie nie. Wybierając ofertę GKS-u, trafiłbym do klubu, który bardzo mnie chce, ma ambicje zrobienia czegoś fajnego, postawienia kroku do przodu, czyli awansu. W Tychach jest fajny zespół, fajny trener, piękny stadion. Nie byłaby więc to dla mnie ostateczna ostateczność – zapewnił Kamil Biliński.

Do sezonu nie przygotowywał się z żadnym zespołem. – Mam swój tok przygotowań. Trenuję indywidualnie, ale uważam, że wcale nie odbiegam wiele od zawodników, którzy odbyli w swoich klubach obozy. Pracuję bardzo ciężko, by móc wejść w sezon z buta, niezależnie od tego, gdzie się znajdę – zaznaczył 30-latek. I dodał, że nie daje sobie deadline’u na podpisanie kontraktu. – Nie chcę jednak czekać długo, dlatego mam nadzieję, że stanie się to w najbliższej przyszłości i wybiorę opcję, która będzie mnie satysfakcjonowała – podkreślił.