Bizacki: Wiemy kto sprawił nam zawód

Rozmowa z Krzysztofem Bizackim pełniącym rolę dyrektora sportowego GKS-u Tychy.


W jakim nastroju podsumowuje pan 2022 rok?

Krzysztof BIZACKI: Cały ten rok był słaby. Zarówno runda wiosenna jak i jesienna zakończyły się znacznie poniżej naszych oczekiwań. Rok temu na zimowe urlopy piłkarze udawali się zajmując szóste miejsce w tabeli, a sezon zakończyliśmy na 12. pozycji. Latem wzmocniliśmy zespół, ale 11. miejsce, choć do strefy barażowej mamy tylko 5 punktów straty, na pewno nie odzwierciedla potencjału naszej drużyny. Uważam, że ta kadra, którą mamy powinna nam dać znacznie więcej punktów niż te 23 za 6 zwycięstw i 5 remisów.

Po którym meczu rundy jesiennej był pan najbardziej zdenerwowany wynikiem i postawą zespołu?

Krzysztof BIZACKI: Pierwszy sygnał, że to będzie runda, która wymknie się nam spod kontroli mieliśmy trzy dni przed inauguracją. Wtedy bowiem na treningu Konrad Jałocha doznał kontuzji i do Chojnic pojechaliśmy bez naszego podstawowego bramkarza, a jego zmiennik, debiutujący Kacper Dana, na pewno nam nie pomógł. Tamten remis 2:2 można więc było uznać za pierwszą stratę punktów i na szybko musieliśmy szukać bramkarza. Miesiąc później kontuzja Mateusza Radeckiego wykluczyła go z gry do końca roku, a na koniec – że pominę już te drobniejsze urazy, których było bardzo dużo – wypadł z gry Nemanja Nedić. Nie mówię tego jednak, żeby się usprawiedliwiać, bo nie po to mamy tak szeroką kadrę, żeby była „przechowalnią”.

Trzeba jednak sobie jasno powiedzieć, że więcej spodziewaliśmy się po niektórych zawodnikach i wiemy już teraz kto sprawił nam zawód. A najbardziej zabolał początek września. Najpierw przegraliśmy pucharowy mecz z III-ligowym Zawiszą Bydgoszcz, a 4 dni później wracaliśmy z Gdyni z porażką 0:5. To był moment, w którym cały obraz rundy jesiennej został zamazany i nawet dwa zwycięstwa po 5:0 z Sandecją i Skrą nie były w stanie dać radości, która mogłaby osłodzić gorycz po tamtym „czarnym tygodniu”.

Czy reakcją na ten bilans jest opublikowana przez klub lista transferowa?

Krzysztof BIZACKI: Wystawiliśmy na listę transferową czterech zawodników; Tomasa Malca, Gracjana Jarocha, Kamila Kargulewicza i Adriana Odyjewskiego. Miejmy nadzieję, że 4 stycznia, bo tego dnia rozpoczniemy treningi zespołu w Nowym Roku, ich miejsce zajmą nowi zawodnicy. Liczymy też, że zdrowi już w pełni Nemanja Nedić, Mateusz Radecki i Miłosz Pawlusiński również będą mogli zostać zaliczeni do miana wzmocnień. Nie ukrywamy, że chcemy dać drużynie trochę świeżej krwi. Myślę, że będą to góra dwa nazwiska, którymi chcemy wzmocnić zespół, żeby od lutego mógł ruszyć do odrabiania strat. Rozmowy trwają.

Będzie miał pan czas na świętowanie Bożego Narodzenia?

Krzysztof BIZACKI: Na szczęście tradycja nie pozwala o nich zapomnieć. Wigilijne spotkanie z zawodnikami mieliśmy po ostatnim tegorocznym sparingu czyli 9. grudnia, a później zaczęło się „opłatkowe kolędowanie”. W niektóre dni jadłem więc kilka razy karpia i piłem barszczyk oraz łamałem się opłatkiem składałem życzenia, spełniając swój klubowy obowiązek. Ale w Wigilię to wszystko zostanie już za progiem, a w domu zasiądę z najbliższymi czyli mamą, żoną i trzema córkami, żeby świętować Boże Narodzenie. Iza, która urodziła się 25 lat temu, mając niespełna kilogram, studiuje medycynę, Julia kończy studia ekonomiczne, a Ala przygotowuje się do matury.

O Sylwestrowych szaleństwach na razie nie myślę, bo wszystko wskazuje na to, że jeszcze przed Nowym Rokiem przejdę zabieg podreperowania kolana, bo mocno już daje o sobie znać. Nic więc dziwnego, że w życzeniach, które skład i które najchętniej przyjmuję przeważa zdrowie. To się teraz wysuwa na pierwszy plan, a jeżeli chodzi o klub to marzenia, plany i cele są ciągle takie same od kilku lat.

Chcemy awansować do ekstraklasy i uważamy, że mamy skład, który powinien dać nam lepsze wyniki i znacznie lepszą grę, która przyciągnie na trybuny naszego pięknego stadionu znacznie więcej widzów. Siedzę w piłce nożnej już na tyle długo, najpierw jako zawodnik, a później jako działacz, żeby wiedzieć, że jak się sprężynę długo ugniata to ona później wystrzeli i wierzę, że tak będzie wiosną, bo ten zespół stać na dużo lepszą grę niż pokazał.

Czy dokona tego już pod wodzą nowego właściciela?

Krzysztof BIZACKI: To jest temat tasiemiec, w którym jednak ja i ludzie związani z drużyną nie uczestniczymy. Rozmowy odbywają się w gabinetach Urzędu Miasta Tychy, bo to jest nasz obecny właściciel i pracodawca. Słyszymy, czytamy, dowiadujemy się, że Amerykanie są zainteresowani naszym klubem, ale od 2019 roku, bo wtedy bodaj pierwszy raz zaczęło się mówić o zmianie właściciela, już kilka razy byłem na lotnisku po przedstawicieli zainteresowanych transakcją: Meksykanów, Arabów i Niemców, ale konkretów jeszcze nie ma. Czy będą w Nowym Roku tego nie wiem.

Dopóki nie będzie oficjalnego komunikatu, to tak jak w sprawach transferów, można tylko dywagować i spekulować. Zdajemy sobie jednak doskonale sprawę, że sprzedać, a szczególnie dobrze sprzedać klub, to bardzo poważna decyzja i wierzymy, że obecny właściciel zrobi wszystko, żeby GKS Tychy mógł się rozwijać, a czas pokaże, w którą stronę to wszystko pójdzie.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus