Błąd wsiadł na motor i zepsuł Odrze święto

Adrian Błąd ani z Rakowem, ani z Odrą nie grał wielkiego meczu. Przed dwoma tygodniami zanotował jednak asystę, a wczoraj zapisał na swoim koncie w klasyfikacji kanadyjskiej nawet dwa punkty. Na niespełna kwadrans przed końcem strzelił zwycięskiego gola dla GKS-u. I to w jakim stylu! Skrzydłowy mknął z piłką przez kilkadziesiąt metrów, bez cienia zawahania wykorzystał bierność rywali i uderzeniem ze „szpica” pokonał Tobiasza Weinzettela.

Różnica klas

Druga tegoroczna wygrana katowiczan (znowu – z kandydatem do awansu) była w zupełności zasłużona, a wynik nie oddaje różnicy klas, jaka dzieliła wczorajszego późnego popołudnia oba zespoły. „GieKSa” na tle Odry prezentowała się niczym juniorzy starsi w konfrontacji z juniorami młodszymi. Szybsi, agresywniejsi, dojrzalsi – i po prostu lepsi piłkarsko. Podopieczni Jacka Paszulewicza raz za razem wygrywali pojedynki fizyczne z opolanami, którzy niejednokrotnie zwijali się potem z bólu na murawie. Gdyby do Katowic nie pojechała pełna pula, przy Bukowej mogliby sobie pluć w brody. A tak, mogli jedynie żałować, że ten dobry występ – zdecydowanie uprawniający do snucia marzeń o ekstraklasie – ominął pewnie wielu kibiców „GieKSy”, rozdartych wczoraj pośród mecze sekcji piłkarskiej, siatkarskiej i hokejowej.

Scenariusz niespełniony

A cóż mogli mówić gospodarze? Przy Oleskiej ten mecz miał być świętem. Idealny scenariusz przewidywał grę w pełnym blasku nowych jupiterów od pierwszego do ostatniego gwizdka, komplet widzów na trybunach i dobrą postawę Odry, która zimę spędzała przecież na zobowiązującej pozycji wicelidera. Nie wyszło nic. Telewizja przesunęła mecz na godz. 17.45 w niedzielę (już po zmianie czasu), zabrakło fanów z Katowic, a niebiesko-czerwoni rozczarowali i wciąż czekają na pierwsze w tym roku zwycięstwo.

Gdyby nie dobra forma Tobiasza Weinzettela, zastępującego w bramce powołanego do kadry młodzieżowej Mateusza Kuchtę, porażka mogłaby być wyższa, bo 22-latek obronił 9 celnych strzałów. Sprzyjało mu też szczęście – w II połowie, przy stanie 1:1, Lukas Klemenz główkował w poprzeczkę, a Wojciech Kędziora „ostemplował” słupek, kończąc tym samym imponującą serię (6 goli w 5 meczach).

Frajerskie gole

Paradoks polega na tym, że i tak opolanom dobrze się ułożyło. Strzelili dość przypadkowego gola. Piłka po uderzeniu Rafała Brusiły odbiła się od Vaclava Cverny, przeszła Mateuszowi Abramowiczowi „za kołnierz”, odbiła się od poprzeczki, a z bliska dobił ją Jakub Habusta. Potem jednak sytuacje stwarzał już tylko GKS. Nie dość, że był dobrze dysponowany, to jeszcze Odra pomogła mu, tracąc gole we frajerskich okolicznościach – bo po stałych fragmentach gry. Po rzucie rożnym bardzo szybko do wyrównania doprowadził Kamiński, pochodzący z opolskiego Prudnika. Z kolei w 78 minucie gospodarze zostali skontrowani po… swoim stałym fragmencie gry; Adrian Błąd wsiadł na motor, włączył silnik i… odjechał do Katowic z trzema punktami, psując miejscowym święto.

 

Odra Opole – GKS Katowice 1:2 (1:1)

1:0 – Habusta, 35 min (głową), 1:1 – Kamiński, 39 min (głową, asysta Błąd), 1:2 – Błąd, 78 min (asysta Poczobut)

ODRA: Weinzettel – Brusiło, Bodzioch, Cverna, Winiarczyk – Habusta, Czyżycki (23. Żagiel) – Mikinicz, Niziołek (81. Ledecky), Wodecki (73. Bonecki) – Skrzypczak. Trener Mirosław SMYŁA.

GKS: Abramowicz – Mokwa, Kamiński, Klemenz, Mączyński – Poczobut – Błąd (81. Słaby), Prokić, Zejdler (90+2. Kalinkowski), Słomka – Kędziora (86. Goncerz). Trener Jacek PASZULEWICZ.

Sędziował Dominik Sulikowski (Gdańsk) – 7. Widzów 2800.

Żółte kartki: Cverna, Skrzypczak, Bonecki – Słomka, Mączyński, Prokić.

Piłkarz meczu – Adrian BŁĄD.