Bogdan Wilk: Twardo stąpamy po ziemi

Rozmowa z Bogdanem Wilkiem, dyrektorem sportowym Piasta.


Pochodzi pan z Bierunia, ale można powiedzieć, że wszystko, co najlepsze łączy się z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Piastem Gliwice…
Bogdan WILK:
– Tak. Swego czasu pracowałem jako trener Unii Bieruń Stary, GTS-u Bojszowy i prowadziłem też grupę juniorów w Podbeskidzie. Pewnego razu zaproponowano mi w bielskim klubie funkcję drugiego trenera. Pierwszym był Krzysztof Tochel. Po dwóch miesiącach pojawił się w Podbeskidziu Marcin Brosz i tak zaczęła się nasza współpraca. Gdy Marcin odszedł, ja zostałem i wraz z Robertem Kasperczykiem awansowaliśmy do ekstraklasy pierwszy raz w historii Podbeskidzia. Gdy w końcu i ja odszedłem z bielskiego klubu, trener Brosz zaproponował mi funkcję menedżera w Piaście. W obu klubach sporo przeżyłem, a sukcesy zostaną w pamięci na zawsze.

Niedawno minęły dwa lata pracy w Piaście w roli dyrektora sportowego. Jednak tak, jak pan wspomniał, przy Okrzei pracuje pan znacznie dłużej…
Bogdan WILK:
– Jestem w klubie od momentu drugiego awansu do ekstraklasy, czyli już łącznie osiem lat. Podobnie długo w zespole jest jeszcze bramkarz Kuba Szmatuła oraz kierownik Adam Fudali. Trochę krócej natomiast trener bramkarzy Mateusz Smuda. A tak to trudno znaleźć kogoś „funkcyjnego” z takim stażem.

Czyli zna pan klub od podszewki, jak to się mówi. Ostatnio jeden z portali zarzucił panu, że pełnienie kilku różnych funkcji w przeszłości nie najlepiej świadczy o panu, jako dyrektorze sportowym. Zgadza się pan z tym?
Bogdan WILK:
– Byłem trenerem, menedżerem, a teraz jestem dyrektorem. Uważam, że jest zupełnie inaczej, że to mi pomaga w pracy, bo wiem, jak wszystko wygląda w klubie i od strony szatni, i od strony gabinetu prezesa. Bardzo cenię sobie współpracę z trenerami, a miałem do czynienia z wieloma. Miałem to szczęście, że trafiłem na naprawdę znakomitych fachowców. Myślę choćby o Waldemarze Fornaliku, Radoslavie Latalu, czy Marcinie Broszu. Nie przypominam sobie, żeby któryś z trenerów nie chciał ze mną współpracować. Wręcz przeciwnie. Oczywiście w klubie były różne momenty, lepsze i gorsze, ale zawsze z miłą chęcią wstawało się rano i jechało do pracy.


Przeczytaj jeszcze: Misja coraz trudniejsza


Wymienił pan szkoleniowców, którzy odnosili i odnoszą sukcesy, ale mają zupełnie inne charaktery i podejście do pracy. Jak udawało się panu dostosowywać?
Bogdan WILK:
– Zawsze doceniałem warsztat każdego z nich. Podchodzę z szacunkiem i nic złego o nich nie mogę powiedzieć. Każdy tak, jak pan wspomniał, miał wyniki, a to najlepiej świadczy o ich pracy. A jako ludzie, to możemy się lubić lub nie, ale właśnie wyniki mogą jeszcze bardziej zbudować atmosferę, więzi. Najważniejsze, że z tych trudniejszych momentów też udawało się wychodzić.

Obecnie współpracuje pan jako dyrektor sportowy z trenerem Fornalikiem. Rozumiecie się już po takim okresie bez słów?
Bogdan WILK:
– Myślę, że takie dogadywanie się byłoby… złe. Nieraz się spieramy na argumenty, wymieniamy poglądy. Najważniejsze, że ostatecznie zawsze się dogadujemy. Nie zdarzyło się jeszcze, żebyśmy nie doszli do porozumienia i któryś z nas nie chciałby się zgodzić na transfer. Trener decyduje o składzie i żaden piłkarz nie zostanie mu narzucony. Dlatego rozmowa jest najważniejsza.

Pan obchodził swój mały jubileusz pracy, a klub obchodzi wielki jubileusz, jakim jest 75-lecie istnienia. Spoglądając na historię klubu, to właśnie żyjemy w czasach jego świetności. Nie ma pan wrażenia, że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, albo wręcz tego nie doceniają?
Bogdan WILK:
– Zgadzam się, bo przez lata Piast był małym klubem w dużym mieście, ale bez takiego potencjału, jak inne w kraju. Nie mamy się co równać z Warszawą, Gdańskiem, Krakowem, czy Wrocławiem. A jednak zdobyliśmy mistrzostwo Polski i to jest wielkie osiągnięcie. Rywalizujemy z klubami w ekstraklasie o większych tradycjach i możliwościach finansowych. Mamy średni budżet i w takich warunkach zdobyliśmy w ostatnich latach dwa medale, a w tym sezonie znów jesteśmy w czołówce. I do tego dążymy, żeby była stabilizacja i stała obecność w górnej ósemce.

Wspomina pan o średnim budżecie. Wielu kibiców po mistrzostwie Polski wyobrażało sobie, że teraz będzie was na więcej stać, że kurek z pieniędzmi się odkręcił…
Bogdan WILK:
– Nie jesteśmy krezusami i twardo stąpamy po ziemi. Po mistrzostwie odeszło trzech niezwykle ważnych piłkarzy. Trzeba było te braki uzupełnić. Wyniki pokazuję, że nieźle nam to wyszło. Nie było to łatwe, bo proszę zobaczyć, kto odszedł – najlepszy młodzieżowiec sezonu Dziczek, najlepszy obrońca sezonu Sedlar oraz najlepszy piłkarz ligi, czyli Valencia. W krótkim czasie straciliśmy trzy filary i nie było wiele czasu, żeby te luki wypełnić. Dodatkowo doszła poważna kontuzja Kuby Czerwińskiego. Musieliśmy działać, lecz daliśmy radę. Na rynku transferowym nigdy nie szalejemy, ale nasi zawodnicy mają dobrą jakość.

Na Valencii i Dziczku sporo zarobiliście, ale Sedlara straciliście za darmo. Czy po czasie może pan zdradzić trochę kulis kontraktowych?
Bogdan WILK:
– Nie odpuściliśmy tego tematu aż do końca. Aleks podpisał z nami trzyletni kontrakt i dużo wcześniej rozpoczęliśmy rozmowy odnośnie do jego przedłużenia. On jednak w pewnym momencie powiedział, że chce odejść. Grał bardzo dobrze i nikt nie myślał, żeby go odstawić, choć szanse na pozostanie malały. Namawialiśmy go, nawet po sezonie poleciałem do Belgradu, żeby rozmawiać z jego agentem i Aleksem. Okazało się, że sprawa z Majorką była już załatwiona. Jak widać błędu, nie popełnił, bo dziś gra w La Liga i rywalizuje z najlepszymi zawodnikami na świecie.

Trochę już się przewinęło piłkarzy przez pana ręce, tak to nazwijmy. Gdybym zapytał o trójkę transferów, z których jest pan najbardziej zadowolony?
Bogdan WILK:
– Nie mogę, bo ktoś by się obraził. (śmiech). Na pewno wyróżniłbym Badię, Felixa, Robaka, czy Wilczka. Musiałbym jeszcze dodać Heberta i Koruna. Za małe pieniądze pozyskaliśmy Szeligę i Osyrę, którzy byli bardzo młodzi, a u nas pokazali potencjał i grali w ekstraklasie. Oglądałem w akcji przed transferem Barisicia, Neszpora, czy Żivca. Na pewno o kimś zapomniałem. Proszę spojrzeć, że oni radzą sobie bardzo dobrze i w innych klubach. To oznacza, że nasze wybory były trafne. Oczywiście niewypały się zdarzają, ale udanych transferów było znacznie więcej. Lubię piłkarzy, którzy mają potencjał, ale trzeba ich odbudować, a oni chcą coś udowodnić. Gdy to się uda, satysfakcja jest ogromna.

Kimś takim jest Tomasz Jodłowiec?
Bogdan WILK: – Jego pierwszy przyjście jest zasługą mojego poprzednika, ale za moich czasów załatwiliśmy jego transfer definitywny i stało się to na pół godziny przed zamknięciem okna transferowego. Tomek jest wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o podejście i pracę. Nie obraża się, gdy zaczyna na ławce, a gdy wejdzie, to robi swoje. Dlatego wszyscy w klubie go cenią.

Skoro już jesteśmy przy personaliach, to porozmawiajmy o stosunkowo nowych twarzach. – Kristopher Vida. Duże oczekiwania, a niektórzy kibice już my wytykają brak liczb. Co pan na to?
Bogdan WILK: – Jestem o niego spokojny. Jorge Felix, gdy do nas przychodził, był odbierany różnie, pojawiały się opinie, że to nieciekawy zawodnik. A jak wszystko się potoczyło, to wiemy. A co do Vidy, to jeśli ktoś gra w czołowym klubie na Słowacji i w europejskich pucharach, to prędzej czy później odpali. Vidę cechuje to, że walczy dla drużyny, walczy w obronie. Poza tym szatnia szybko go przyjęła, a to niezwykle ważne.

Szatnia, atmosfera. Piłkarze Piasta często zwracają na to uwagę. Czy to dla was też ważna sprawa przy doborze piłkarzy?
Bogdan WILK: – Tak. Staramy się zawsze, jak najwięcej dowiedzieć o danym piłkarzy. Jakim jest człowiekiem, jakie ma podejście do piłki. To pomaga przy wyborze. Oczywiście nie zawsze w praktyce wszystko wygląda tak, jakbyśmy chcieli. W Piaście atmosfera zawsze była świetna, nie tylko wtedy, gdy były wyniki. Gdy było źle, ona nas ratowała.

Mówi pan o charakterze i aklimatyzacji. Tego zabrakło u Hiszpana Daniego Aquino, który jak szybko przyszedł, tak szybko odszedł?
Bogdan WILK: – Przytrafiła mu się na samym początku kontuzja, trudna do zdiagnozowania i to mu na pewno nie pomagało w aklimatyzacji. Wyobrażał to sobie inaczej i było mu źle. Takie rzeczy się jednak w futbolu zdarzają. To jest bardzo dobry piłkarz, ale czego zabrakło.

A czego brakuje Jakubowi Holubkowi i Tomasowi Hukowi, żeby grać w pierwszym składzie? Gdy przychodzili, ich CV robiło wrażenie, ale na razie… nie zapisali wielu pamiętnych chwil w ekstraklasie.
Bogdan WILK: – Kuba Holubek to bardzo dobry zawodnik. Jestem przekonany, że w wielu klubach ekstraklasy grałby w pierwszym składzie. Ma tylko jeden problem i on nazywa się… Mikkel Kirkeskov. To jednak żaden wstyd przegrywać z nim rywalizację. To przypomina mi sytuację Urosza Koruna, który grał regularnie w wicemistrzowskim sezonie. W mistrzowskim był rezerwowym, ale wiedział, że inni są w wyśmienitej formie. Nie obrażał się i robił swoje. Teraz Urosz ponownie gra regularnie, wskoczył w buty Sedlara i rozgrywa świetny sezon. Czasem trzeba poczekać na swoją okazję. Czasem niektórzy potrzebują kilka tygodni na aklimatyzację, a inni kilkanaście. Huk z kolei miał pecha, ale o niego też się nie boję. Gdy trener zarządza grę wewnętrzną, to nasze jedenastki są wyrównane, a mecze zacięte. Kadra liczy ponad 20 piłkarzy, a grać może tylko 11.

Sebastiana Milewskiego już można ocenić na plus, bo bardzo się rozwinął. Problemem jest jednak to, że w kolejnym sezonie nie będzie spełniał warunków tzw. młodzieżowca.
Bogdan WILK: – Dlatego rozglądamy się za takimi zawodnikami na rynku, ale i sami mamy w klubie kilku kandydatów. Co do Sebastiana, to myślę, że jak będzie prezentował taką formę, jak ostatnio, to będzie grał pomimo tego, że nie będzie już młodzieżowcem. Mocno się rozwinął, jest pracowity i słucha, co się do niego mówi. Zanim do nas trafił, wykonałem kilka telefonów i wszyscy mówili, że to pracuś i że zrobi wszystko, żeby grać w ekstraklasie. Tak też jest.

Teraz walczycie o jak najwyższe miejsce, ale porozmawiajmy o tym, co może się wydarzyć po sezonie. Sądzi pan, że pandemia będzie miała duży wpływ na transfery?
Bogdan WILK: – Zobaczymy. Jesteśmy zainteresowani kilkoma piłkarzami nie tylko z Polski i śledzimy rozwój sytuacji. To może się wiązać np. z kwarantanną i różnymi tego typu sprawami. Finisz ligi pokaże, gdzie skończymy i co się wydarzy. Dostosujemy się do sytuacji, ja muszę być przygotowany na każdy scenariusz. Robimy wszystko, żeby być stabilnym klubem z silną kadrą.

Odejścia wydają się jednak nieuniknione. Kibiców Piasta najbardziej ciekawi przyszłość Jorge Felixa. Trudno będzie wam przebić zagraniczną ofertę liczoną w euro, a nie w złotówkach?
Bogdan WILK: – Wydaje mi się, że jeśli oferta z innego kraju dla Jorge będzie miażdżąco się różniła od naszej, to trudno, żeby z niej nie skorzystał. Jeśli chodzi o piłkarzy, którym kończą się kontrakty, to myślę, że jeśli różnice finansowe nie będą wielkie, to każdy z nich dwa razy się zastanowi. Piłkarze wiedzą, że tutaj są szanowani, docenieni i atmosfera jest świetna. Czasem nie warto czegoś robić na siłę. Jesteśmy w trakcie negocjacji, ale umówiliśmy się z piłkarzami, że teraz najważniejsza jest liga, a potem ostatecznie porozmawiamy.

Odejścia za darmo to jedno, ale musicie też żyć z transferów. Jakub Czerwiński i Piotr Parzyszek to gracze, którzy mogą odejść za pieniądze?
Bogdan WILK: – Latem ubiegłego roku dokonaliśmy dwóch najwyższych transferów gotówkowych w historii klubu. Zawodnicy, o których mowa byli zdeterminowani i to był najlepszy moment. Z Piotrem Parzyszkiem było inaczej, bo mimo wysokiej oferty, jaką otrzymaliśmy, on został u nas. Jak widać, to była dobra decyzja z obu stron. Teraz trochę się pozmieniało, świat jest inny. Nie powiem, że nic się nie dziej, bo telefony są, ale konkretów brakuje. Twardo stąpamy po ziemi, ale wiemy, że czasem, żeby utrzymać jakość w zespole, trzeba głębiej sięgnąć do kieszeni.

Gerard Badia – jego przyszłość także jest niepewna. Uda mu się wypełnić limit minut w kontrakcie niezbędny do automatycznego przedłużenia umowy?
Bogdan WILK: – Gerard musiał rozegrać 50% minut, żeby umowa się przedłużyła. Z powodu kontuzji na razie nie wypełnił tego limitu. Jeśli nie udałoby mu się tego dokonać, to i tak będziemy chcieli ją przedłużyć. On to wie, musi jedynie porozmawiać po sezonie z rodziną. Tu sprawa jest jasna.

Poprzedni sezon zakończony największym sukcesem. W tym też jest nieźle, jakkolwiek to się skończy. Wierzy pan, że to się da utrzymać na kolejne sezony?
Bogdan WILK: – Ten sezon pokazuje, że jest to możliwe. Graliśmy w pucharach, odeszło kilku ważnych graczy, ale my dajemy radę. Wiadomo, że nie jest to łatwe, bo ekstraklasa jest bardzo wyrównana. Dwa mecze się przegrywa i leci się w tabeli. Dwa się wygrywa i winda do góry. Mistrzostwo dało nam bardzo dużo. Nie wszyscy doceniają to, co się stało. A żeby wygrać rywalizację z Legią i innymi trzeba nieźle się napocić. Tyle rzeczy musiało się wydarzyć, żeby osiągnąć sukces. Trzeba było wygrać mecz z Zagłębiem w osłabieniu przez niemal 90 minut. Trzeba było strzelić takiego gola z Jagą jak Jodłowiec, by po chwili obronić rzut karny. Trzeba było strzelić pięknego gola na Legii, jak Badia i wygrać w tak ważnym meczu na ich terenie. I to wszystko musiało się stać w jednym sezonie. Nie było miejsca na błędy na finiszu.

Bogdan Wilk jest w Piaście od dawna. Zna ten klub bardzo dobrze. Fot. piast-gliwice.eu

Małą rysą są wasze europejskie przygody… Piast wciąż nie wyeliminował żądnego przeciwnika.
Bogdan WILK: – Na pewno teraz jesteśmy bogatsi o doświadczenia. Wiemy czego nie robić. Do dziś żałuję meczów z BATE Borysów, bo w obu byliśmy zdecydowanie lepsi. Zabrakło koncentracji, skuteczności. Teraz chcemy dograć ten sezon i zakończyć go na, jak najwyższym miejscu. A potem będziemy się szykować do kolejnych wyzwań.


Na zdjęciu: Kadra Piasta od mistrzowskiego sezonu się zmienia. Po sezonie może dojść do kolejnych ruchów.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus