Bogusław Kaczmarek: To będzie bal manekinów

Rozmowa z Bogusławem Kaczmarkiem, byłym trenerem wielu klubów ekstraklasowych.


Pytanie z pozoru banalne, a może nawet naiwne – grać, czy nie grać? Mam oczywiście na myśli wznowienie rozgrywek przez drużyny ekstraklasy.

Bogusław KACZMAREK: – Może to niestosowne porównanie, ale czy pamięta pan Kabaret Olgi Lipińskiej? Tam niejaki pan Czesiu pytał: Czy ja mam grać? Teraz wprost nie odpowiem panu na to pytanie, bo sytuacja zmienia się co kilka godzin, jak u Spielberga w kinie akcji.

Mamy do czynienia z falą newsów, wśród których nie brakuje fake newsów. Informacja goni informację i trudno się w tym wszystkim połapać. To bardzo delikatna materia, więc trudno znaleźć takiego bohatera, który w stu procentach weźmie na siebie odpowiedzialność za to wszystko. Ja przynajmniej takiego nie znam.

Prezes PZPN-u Zbigniew Boniek jawi się jako człowiek, który bierze byka za rogi.

Bogusław KACZMAREK: – Wiem doskonale, że to prezes Boniek powiedział: „Niech teraz piłkarze pokażą, że są gladiatorami”. Chyba zapomniał, że większość z nich długo nie pożyła i zazwyczaj kończyli życie na arenie w Koloseum.

Zakładamy, że rozgrywki zostaną dokończone. Widzi pan drużynę, która dogoni w tabeli warszawską Legię i pozbawi ją mistrzowskiej korony?

Bogusław KACZMAREK: – Legia z definicji powinna regularnie być mistrzem Polski, bo ma niemal wszystkie atuty w ręku. Na jej korzyść przemawia nie tylko tradycja i zasługi, ale przede wszystkim budżet, który sięga 200 milionów złotych.

Rywalizacja w ekstraklasie sprowadza się zatem do schematu Legia i cała reszta, a tytuł mistrza Polski w ubiegłym roku dla Piasta Gliwice jest tylko chlubnym wyjątkiem. Dlatego bez cienia wątpliwości mówię, że w tym sezonie Legia Warszawa jest po prostu skazana na mistrzostwo Polski. Takie są realia i rzeczywistość.

Jedyną zagadką, która może pasjonować jeszcze kibiców, jest wytypowanie drużyny, która sięgnie po tytuł wicemistrza Polski. Stawia pan na Piasta Gliwice, Lecha Poznań, Cracovię, Śląsk Wrocław, a może szczecińską Pogoń?

Bogusław KACZMAREK: – W tej chwili jest to wróżenie z fusów, po dawno wypitej kawie. Na pewno każdy z wymienionych przez pana zespołów dołoży starań, by zostać wicemistrzem Polski i zapewnić sobie szanse gry w eliminacjach do Ligi Europy. Kto to będzie, to w tej chwili zagadka. Wątpię, by ktoś odpowiedział na to pytanie będąc pewnym swego.

To jasne, że taki typ jest bez gwarancji, bo przerwa w rozgrywkach była zbyt długa i nie wiadomo, w jakiej dyspozycji będą drużyny po restarcie. Gdyby pan musiał wskazać na jeden z zespołów, to któremu przyznałby pan największe szanse w tym wyścigu?

Bogusław KACZMAREK: – Nie lekceważyłbym Piasta, bo w tym klubie jest kontynuacja szkoleniowa. Waldek Fornalik to uznana firma, trener, który wszystkim zaimponował w poprzednim sezonie, gdy rozpoczął finisz z 7. miejsca, a zakończył go na samym szczycie tabeli.

Nie zapominajmy o apetytach poznańskiego Lecha, którego polityka wprowadzania do podstawowego składu młodych zawodników zaczyna przynosić efekty.

Martwię się o postawę Cracovii, którego trener i wiceprezes w jednej osobie nie potrafił przekonać jednego ze swoich liderów, by grał w tym samym zespole co reszta. Mam na myśli oczywiście sprawę redukcji kontraktów.

Moim zdaniem dla ŁKS-u Łódź, Arki Gdynia i Korony Kielce nie ma ratunku, to znaczy, że w lipcu te zespoły pożegnają się z ekstraklasą. Podziela pan mój pogląd?

Bogusław KACZMAREK:- Wiem, że… nic nie wiem. To jest jedna wielka zagadka, bo nie wszyscy mają równe szanse. Jedni trenują z latarkami, inni wyjeżdżają na wieś, by poza wścibskimi oczami przygotowywać się do wznowienia rozgrywek.

Nowy trener ŁKS-u Wojciech Stawowy wierzy w utrzymanie swojej drużyny w elicie. Świadczą o tym jego słowa: „Będziemy walczyć z determinacją i ambicją, żeby się utrzymać. Sytuacja nie jest łatwa, ale nie beznadziejna. Jestem pełen optymizmu i nadziei, bo widzę potencjał drzemiący w zawodnikach”. Mnie te „argumenty” nie przekonują, bo ŁKS ma na koncie zaledwie 20 punktów i do „bezpiecznej” Wisły Kraków traci „11” oczek. A dla mnie potencjał „Białej gwiazdy” jest o wiele większy niż beniaminka z Łodzi. To jak ma odrobić 11 punktów w 11. meczach?

Bogusław KACZMAREK: – Czego pan ode mnie oczekuje? Mam zostać adwokatem trenera Stawowego, czy prokuratorem domagającym się wyroku skazującego? Każdy trener odpowiada za swoje słowa i czyny, każdy z nas będzie mógł wystawić rachunek trenerowi Stawowemu po zakończeniu sezonu.

Pamiętam takie zdarzenie sprzed lat, gdy jeden z trenerów w zimowym okresie przygotowawczym przyleciał ze swoją drużyną do Turcji, a w składzie ekipy był ksiądz. Zapytałem go wtedy, dlaczego zamiast duchownego nie zabrał ze sobą utalentowanego juniora? Byłyby z tego dla niego i zespołu większe korzyści. Na zakończenie sezonu okazało się, że obecność księdza tej drużynie nie pomogła.

Czy mecze rozgrywane bez udziału publiczności mają sens? Przy pustych trybunach słychać nawet własne myśli…

Bogusław KACZMAREK: – Nie mają sensu, a moja opinia wynika z osobistego doświadczenia. Kiedy pracowałem w reprezentacji Polski, rozgrywaliśmy mecze towarzyskie na Cyprze i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na których na trybunach było co najwyżej 50 osób.

Z obu tych spotkań były przeprowadzone transmisje telewizyjne, a na ławce było słychać tylko komentarze dziennikarzy… i rozmowy między zawodnikami. Dlatego uważam, że mecze piłkarskie bez udziału kibiców są podobne do balu manekinów. Na pewno nie są to igrzyska, bo te są organizowane głównie dla ludzi, a nie tylko dla uczestników zawodów.

Pomysł, by sędziowie rozstrzygali boiskowe spory w maseczkach na twarzy, ma sens? Moim zdaniem nie, bo w takim przypadku ich wydolność będzie dużo słabsza niż normalnie, więc nie mają szans, by nadążyć za akcją. Co pan ma do powiedzenia w tej kwestii?

Bogusław KACZMAREK: – Chyba nikt nie ma złudzeń – noszenie tej maseczki w trakcie meczu piłkarskiego to dyskomfort. Są przecież takie terminy jak pojemność wdechowa i wydechowa płuc, zaś taka „maseczka ochronna” nie jest żadnym filtrem, tylko tłumikiem.


Czytaj jeszcze: Więcej szumu niż strachu


Arbiter nie tylko będzie miał mniejszą wydolność niż w normalnych warunkach, podobnie będzie z szybkością. A przecież w futbolu wiele rzeczy polega na szybkości i jest z nią związanych. Widziałem ostatnio zdjęcie trenera GKS-u Tychy Ryszarda Komornickiego w kasku, z przyłbicą pleksiglasową. Może to jest jakiś pomysł, kierunek poszukiwań? Słyszałem i czytałem o gwizdkach elektronicznych i manualnych, ale to nie załatwi sprawy. Sędzia musi się poruszać, a co za tym idzie – poruszać, na dodatek na określonych parametrach tętna.

Kiedyś rozmawiałem z przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN Zbigniewem Przesmyckim i on powiedział mi wtedy, że najlepsi rozjemcy pokonują w trakcie meczów dystans 10 kilometrów. To było przed kilkoma laty, więc teraz może biegają już 11 kilometrów? I jak mają to zrobić z maską na ustach? Obojętnie, jakiej ona jest technologii, na pewno nie pomaga, tylko przeszkadza.

W takich okolicznościach, gdy sędzia nie będzie nadążał za akcją, najwięcej „do powiedzenia” miałby VAR? Na nim powinniśmy polegać?

Bogusław KACZMAREK: – Ile minut trwałby wtedy mecz? Równie dobrze można skorzystać z drona, ale kto miałby go obsługiwać? Nie byłoby problemu, gdyby ktoś wymyślił sędziego-robota, dla niego żadne warunki nie byłyby przeszkodą. Ale to tylko luźne, nieszkodliwe dywagacje, które nie rozwiążą problemu sędziowania w okresie pandemii koronawirusa.

Na zdjęciu: Trenerowi Bogusławowi Kaczmarkowi nie przypadł do gustu pomysł rozgrywania meczów bez udziału publiczności.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus