Boks. Cieślakowi nie starczyło sił

 

Krzysztof Włodarczyk mistrzowskie pasy (2006, IBF i 2010, WBC) w junior ciężkiej zdobywał walcząc w Polsce, w Warszawie ze Steve’em Cunninghamem i w Łodzi z Giacobbe Fragomenim. Tomasz Adamek (2008, IBF) i Krzysztof Głowacki (2015, WBO) w Newark koło Nowego Jorku, gdzie trybuny Prudential Center wypełniali głównie Polonusi. Można jeszcze wspomnieć Dariusza Michalczewskiego, który też był czempionem (WBO) w tej kategorii. W 1994 roku pokonał w „swoim” Hamburgu Argentyńczyka Nestora Giovanniniego, ale walczył wtedy pod niemiecką flagą…

Michał Cieślak (19 zw. – 13 KO, 1 por.) mocno wierzył, że będzie kolejnym Polakiem, który zostanie mistrzem świata w junior ciężkiej, a po realizację swojego marzenia wybrał się aż do Demokratycznej Republiki Konga, nie zważając na ostrzeżenia, że mocno ryzykowna i niebezpieczna to wyprawa. Celu nie osiągnął, bo w Kinszasie przegrał jednogłośnie na punkty (112:114, 111:116, 111:115) z Ilungą Makabu (27 zw. – 20 KO, 2 por.) i to rywal zdobył wakujący pas bokserskiego mistrza świata WBC w wadze junior ciężkiej.

Dolary w plecaku

Droga do tej walki – kilkukrotnie przekładanej, z 18 na 25, a ostatecznie na 31 stycznia – była tak trudna, a czasem wręcz absurdalna, że właściwie to nie powinna się odbyć. I niewiele brakowało, żeby tak się stało, bo w piątkowe wczesne popołudnie (w dniu walki!) okazało się, że organizatorzy nie dokonali jeszcze opłat sankcyjnych na rzecz World Boxing Council i nie było pewne, czy tytuł tej federacji będzie stawką walki.

Kongijczycy nie zapłacili też gaży polskiej ekipie oraz promotorowi Makabu – Donowi Kingowi. Jak relacjonował jeden z polskich promotorów Andrzej Wasilewski, ostatecznie dostarczono wypłatę w gotówce w… plecaku.

Nieoficjalnie pojawiła się informacja o kwocie 150 tys. dolarów. Pieniądze dostali zapewne też przedstawiciele WBC, bo ostatecznie Cieślak i Makabu stanęli w ringu, postawionym w szczerym polu, które podobno było boiskiem Shark Clubu. Wokół niego ustawiono parę rzędów ławek dla VIP-ów, między innymi dla prezydenta DR Konga Felixa „Fatshi’” Tshisekediego. Pozostali widzowie tłoczyli się na trawie…

Pogoda też nie sprzyjała

Nie tylko kwestie organizacyjne i obawy o własne bezpieczeństwo były przeciwko obozowi polskiego boksera, do tego doszły jeszcze wysoka temperatura i wilgotność powietrza podczas walki. Kto wie, czy warunki atmosferyczne nie były powodem opadnięcia z sił Cieślaka. Ten rozpoczął bowiem pojedynek w dobrym stylu i na pewno wygrał trzy pierwsze rundy.

W trzecim starciu Makabu był w dużych opałach, ale wtedy w sukurs przyszedł mu sędzia czasowy, kończąc je już po… dwóch minutach.
Kiedy czekaliśmy na kolejne ataki Polaka i złamanie przez niego Kongijczyka, stała się rzecz nieoczekiwana.

Cieślak uderzony poniżej pasa opuścił ręce czekając na interwencję ringowego i wtedy został trafiony przez rywala, po czym poleciał na deski i był liczony. Tę rundę przegrał więc 8:10. W następnej być może odrobił stratę, bo atakujący Makabu po przypadkowej kontrze zachwiał się i dotknął rękawicą maty. Teraz on był liczony, ale z późniejszej punktacji wynika, że dwóch sędziów uznało jednak ten nokdaun za przypadkowy…

Walka z samym sobą

Kolejne rundy to już wyraźna przewaga miejscowego pięściarza, który lepiej znosił trudy walki przy tej pogodzie. Polak zaś z minuty na minutę, z rundy na rundę coraz bardziej słabł i atakował tylko zrywami. Udawało mu się trafiać rywala, ale ten był znacznie aktywniejszy i zadawał więcej ciosów.

Jeszcze w 9. rundzie na początku Cieślak poderwał się do boju, ale pod koniec za często tylko się bronił przy linach. Podobnie wyglądały kolejne starcia. Jedyną szansą na zwycięstwo był nokaut, ale nasz pięściarz był zbyt zmęczony, żeby zadać kończący cios.

Po ostatnim gongu Michał Cieślak ze zwieszoną głową czekał na werdykt, wiedząc już, że nie zostanie kolejnym polskim mistrzem świata. Ilunga Makabu eksplodował zaś radością, bo zdobył wakujący pas WBC, należący do Ukraińca Ołeksandra Usyka, który zdecydował się przejść do wagi ciężkiej. W latach 2010-14 należał on do Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka.

Gdzie byli promotorzy?

Na ciekawą rzecz zwrócił uwagę Przemysław Garczarczyk, polonijny dziennikarz z Chicago, współpracujący z Polsatem. Otóż zadał pytanie: dlaczego w ringu w czasie ogłaszania werdyktu przy Cieślaku nie ma jego promotorów – Tomasza Babilońskiego i Andrzeja Wasilewskiego. „Nie ma żadnej fotki, żadnej wypowiedzi promotorów Michała po walce. Nie było ich też na ringu w momencie ogłaszania werdyktu, czego jeszcze NIGDY nie widziałem. Wszystko OK?” – pisał na Twitterze, a potem dodał, że pewnie jeszcze przed walką wyjechali z Konga, chcąc bezpiecznie przewieźć pieniądze…

Ani Babiloński, ani Wasilewski nie zdementowali tej wiadomości. Z kolei menedżer Cieślaka, Mateusz Ratyński, relacjonował, że w sobotni wieczór cała polska ekipa pod eskortą wojska została z hotelu bezpiecznie przetransportowana na lotnisko skąd odleciała do Brukseli, a wieczorem zameldowała się w Warszawie.

Teraz będzie czas na zastanowienie się, jak poprowadzić dalej karierę Michała Cieślaka, który wzbudził szacunek tym, że nie bał się pojechać praktycznie w nieznane, do niebezpiecznego kraju i dał dobrą walkę. Ciekawy pomysł przedstawił Andrzej Wasilewski, proponując, żeby do drugiej walki doszło w rodzinnym mieście Cieślaka. „Spróbuję powalczyć o natychmiastowy rewanż i zrobimy wszystko, co możemy, żeby był w Radomiu, na otwarcie nowej hali!” – napisał na Twitterze Wasilewski.

 

***
Ilunga Makabu

Pierwszy mistrz z Konga
Dziękuję moim kibicom i wielkiemu miłośnikowi sportu, prezydentowi Felixowi „Fatshi” Tshisekediemu. Dziękuję wszystkim obywatelom Konga, niech osiemdziesiąt milionów serc bije jednym rytmem, nigdy nie zapomnę wsparcia, jakie otrzymałem. To dla was jest ten pierwszy tytuł mistrzowski w historii naszego pięknego kraju (…) Walka była ciężka, ale wiedziałem, że z czasem dopnę swego, mieliśmy dobry plan, a teraz cała Afryka może być dumna.

 

Na zdjęciu: Zielony pas mistrza świata WBC stał się własnością Ilungi Makabu. Michał Cieślak musi szukać innej szansy.