Boks. Mistrz trzyma kciuki

Medal wielkiej imprezy może, ale wcale nie musi być przepustką do udanej kariery na zawodowych ringach – uważa Tomasz Adamek.

Pochodzący z Gilowic w powiecie żywieckim Tomasz Adamek to jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich pięściarzy. Był zawodowym mistrzem świata w dwóch kategoriach. W półciężkiej zdobył pas WBC równe 15 lat temu, 21 maja w Chicago, po krwawym boju z Australijczykiem Paulem Briggsem, walcząc od drugiej rundy ze złamanym nosem.  11 grudnia 2008 roku pokonał Amerykanina Steve’a Cunninghama, trzykrotnie posyłając go na deski, i zdobył mistrzowski tytuł federacji IBF w junior ciężkiej. Próbował zdobyć mistrzostwo w trzeciej, królewskiej kategorii, ale 11 września 2010 roku w Wrocławiu przegrał przed czasem (10. runda TKO) z Ukraińcem Witalijem Kliczką, czempionem wagi ciężkiej WBC.

Jest jedynym Polakiem, który został uhonorowany „Muhammad Ali Giant Athlete Award”, nagrodą imienia Muhammada Alego za wybitne osiągnięcia sportowe i postawę poza ringiem. Był także posiadaczem prestiżowego mistrzowskiego pasa kultowego amerykańskiego magazynu „The Ring”, który w 2009 roku uznał go za najlepszym bokserem na świecie w junior ciężkiej.


Zobacz jeszcze: Damian Durkacz po kwarantannie


Jego wielka kariera zaczęła się ćwierć wieku temu, kiedy w Płońsku – jako niespełna 19-letni zawodnik KS Jastrzębie – zdobył mistrzostwo Polski w wadze średniej (75 kg). Ten sukces powtórzył w 1996 roku w Świdnicy. W 1997 we Włocławku przegrał finał kategorii półciężkiej (81 kg) z późniejszym kolegą klubowym z Concordii Knurów Józefem Gilewskim. Amatorskie boksowanie w MP zakończył w 1998 roku brązowym medalem; półfinał oddał walkowerem z powodu kontuzji. W tym roku zdobył brązowy medal mistrzostw Europy w Mińsku, gdzie w półfinale przegrał z ówczesnym dominatorem wagi półciężkiej, Rosjaninem Aleksandrem Lebziakiem.

Wiązano z nim wielkie nadzieje, uważając, że na igrzyskach w Sydney w 2000 roku powtórzy medalowy sukces z 1992 roku w Barcelonie Wojciecha Bartnika, ostatniego polskiego boksera, który stanął na podium turnieju olimpijskiego. Adamek zamiast olimpiady wybrał jednak zawodową karierę i w 1999 roku stoczył pierwszy profesjonalny pojedynek. Ten wybór tłumaczył tym, że założył rodzinę, a w boksie amatorskim nie dało się dobrze zarobić.

Adamek pytany o olimpijskie szanse Polaków odpowiada: – Liczę, że Damian Durkacz z mojego dawnego klubu Concordii Knurów przełamie złą serię Polaków w olimpijskich turniejach. Mnie się na igrzyska nie udało pojechać, ale trzymam kciuki za obecne pokolenie. Może Durkacz, który ma smykałkę do tego sportu, dołączy do listy polskich medalistów w boksie, którą od 1992 roku zamyka Wojtek Bartnik. Daj Boże, aby tak się stało. Z Wojtkiem mam kontakt do dziś, tak jak z Józkiem Gilewskim, Mariuszem Cendrowskim, Maćkiem Zeganem, Darkiem Snarskim i innymi kolegami. Szkoda, że Gilewski, którego uważam za bardzo porządnego człowieka, nie spróbował sił na ringach profesjonalnych – mówi były mistrz świata dwóch wag.


Zobacz jeszcze: Pięściarskie piekło za kratami


W połowie marca w Londynie rozpoczęły się europejskie kwalifikacje do igrzysk w Tokio. Z powodu rozprzestrzeniającego się koronawirusa bardzo szybko zostały przerwane i jeszcze nie wiadomo, kiedy zostaną dokończone. A japońską olimpiadę przełożono na 2021 rok.

– Rozmawiałem z jednym z moich trenerów z lat 90. Ireneuszem Przywarą, który często opowiada mi o Damianie Durkaczu. To dobry chłopak, który ma talent i papiery do boksu. Mam nadzieję, że jemu i innym naszym pięściarzom uda się zakwalifikować na igrzyska – dodał „Góral”.

Adamek uważa, że duże szansę na zdobycie olimpijskiej kwalifikacji ma też były mistrz Europy zawodowców Mateusza Masternaka, który wygrał pierwszy pojedynek w olimpijskich kwalifikacjach w Londynie. – Mateuszowi też życzę powodzenia, chociaż z pewnością będzie mu ciężko w wieku 33 lat. Boks amatorski to zaledwie trzy rundy po trzy minuty. W takich walkach trzeba bazować na szybkości, to dobre dla młodych zawodników. Ale z pewnością ma duże umiejętności i doświadczenie, dobrą technikę, więc może mu się uda – ocenił. Z Masternakiem może być jednak problem, bo po przełożeniu olimpiady o rok zaczął się zastanawiać, czy nie wrócić do zawodowego boksowania.

„Góral” przekonuje, że medal wielkiej imprezy wcale nie musi być przepustką do udanej kariery profesjonalnej. – W moim przypadku tak faktycznie było, ale to nie jest regułą. Najważniejsze są chęci do ciężkiej pracy i dobry codzienny trening w mocnej grupie. Podczas mistrzostw Europy w Mińsku w 1998 roku wygrałem dwie walki, a w półfinale zmierzyłem się z mistrzem świata Aleksandrem Lebziakiem. To był świetny bokser, późniejszy mistrz olimpijski. Przegrałem wtedy z dużo lepszym od siebie rywalem i zrozumiałem, że trzeba dalej się rozwijać, zasuwać na treningach, bo innej drogi nie ma. Potem jeszcze wyjechałem do Ameryki i zacząłem odnosić wielkie sukcesy – stwierdził Adamek, który chce w tym roku pożegnać się ze swoimi fanami walką w Polsce.


Zobacz jeszcze: Rozmowa z Marcinem Boratynem, historykiem i badaczem jastrzębskiego sportu