Boks. Pęka ręka, pęka szczęka…

Dwukrotny mistrz świata w kickboxingu Mateusz Kubiszyn wygrał turniej w boksie na gołe pięści „Gromda 2” i powalczy o główną nagrodę – 100 tysięcy złotych.


Pochodzący z Lubaczowa na Podkarpaciu Mateusz Kubiszyn to odkrycie lata w polskim pięściarstwie. Znakomity kickboxer, dwukrotny złoty medalista MŚ i dwukrotny wicemistrz Europy, bardzo dobrze zaprezentował się na gali w Augustowie, gdzie był bliski pokonania czołowego krajowego zawodnika wagi junior ciężkiej Adama Balskiego (14 zw. – 8 KO). Charakter wojownika sprawił, że dostał propozycję występu w „Gromdzie”. Pierwszą edycję wygrał Krystian Kuźma i z nim, jeszcze w tym roku, Kubiszyn spotka się w wielkim finale, którego stawką jest 100 tys. złotych.

– Jestem strażakiem zawodowym, dlatego na start musiałem uzyskać zgodę od komendanta jednostki. Zawody okazały się bardzo ciężkie, ale nie mogło być inaczej, skoro w ciągu dwóch-trzech godzin trzeba wygrać z trzema rywalami. W Gromdzie nie ma podziału na kategorie wagowe, a mi w finale zdarzyło się boksować z rywalem cięższym o ponad 20 kg – przyznał rzeszowianin mierzący 182 cm i ważący 94 kg.

Druga edycja Gromdy zgromadziła na starcie kickbokserów, jak Kubiszyn, jego finałowy przeciwnik Dawid Żółtaszek i półfinalista Łukasz Parobiec, a także mających za sobą bokserskie występy: Miłosza Wodeckiego (uczestnik mistrzostw Europy juniorów), Rafała Łazarka, Artura Tomalę, Dariusza Rzepińskiego oraz potężnego Jarosława Juchnera (205 cm i 126,5 kg), noszącego przydomek… „Dzidziuś”.

– Pamiętam tylko jeden trudniejszy turniej, a były to moje pierwsze w karierze mistrzostwa Polski w kickboxingu w 2013 roku. Pierwszego dnia w Kurzętniku też wygrałem trzy pojedynki, czułem, że jestem mocno porozbijany, mało w nocy spałem, ale nazajutrz przed czasem zwyciężyłem Michała Demblera. Mój styl jest efektowny, ofensywny, bo dużo trafiam, lecz też sporo zbieram. Tak też było na „Gromdzie”, gdzie sam wyprowadzałem mnóstwo ciosów, ale i byłem na deskach, czasem taktycznie przyklękiwałem, by zyskać na czasie i obmyślić dalszą strategię – przyznał Kubiszyn, który przez pewien czas trenował kickboxing także w Poznaniu.


Przeczytaj jeszcze: Jeszcze długa droga


– Mateusz „Don Diego” Kubiszyn pokazał, że gabaryty nie decydują, a umiejętności sportowe, i łut szczęścia. W finale został zdominowany przez Dawida „Maximusa” Żółtaszka, ale power punch (mocny cios – red.) odmienił losy walki – zaznaczył Mariusz Grabowski, organizujący galę z Mateuszem Borkiem.

Z kolei Kubiszyn dodał: – O moim sukcesie przesądziły w głównym stopniu kondycja i zdolność analizowania sytuacji w małym ringu. Za każdym razem czas płynął na moją korzyść pod każdym względem. Byłem bardzo dobrze przygotowany wytrzymałościowo, a potrafiłem również na szybko „rozkminić” atuty i słabe strony rywali. Łut szczęścia dopisał mi w finale. Raz trafiłem, przeciwnikowi zamknęło się oko i z powodu tej kontuzji lekarz przerwał pojedynek.

Jesienią Kubiszyna czeka występ w ME w kickboxingu w tureckiej Antalyi i finał „Gromdy” z „Tysonem” Kuźmą. W głównej potyczce pierwszej edycji pokonał on innego bardzo utytułowanego kickboxera Michała Bławdziewcza.

– Pęka ręka, pęka szczęka, ale sporty walki to zabawa tylko dla twardzieli. Oglądałem urywki jego walk i to mi wystarczy. Boks na gołe pięści ma jasne zasady, nie ma sędziów, którzy punktują na swój sposób, trzeba wyjść i wygrać przed czasem. A co do głównej wygranej, jestem po zakupie mieszkania w Rzeszowie, więc przydałaby się większa gotówka na spłatę części kredytu. Część pieniędzy przeznaczyłbym na rodzinne przyjemności – zakończył Kubiszyn.