Boks. Wygra Rocky z Warszawy

W środę i czwartek Maciej „Striczu” Sulęcki (27 zw. – 11 KO, 1 por.) i Gabriel „King” Rosado (24 zw. – 14 KO, 11 por., 1 rem.) mieli okazję stanąć twarzą w twarz i stoczyć pojedynek w… spojrzeniu sobie w oczy. Bo wbrew pozorom nie jest to łatwa sprawa i ma psychologiczne znaczenie przed prawdziwą walką w ringu. Zdają sobie z tego sprawę Polak i Amerykanin, którzy po środowej konferencji prasowej i czwartkowej ceremonii ważenia próbowali w tym pojedynku na „groźny wzrok” być lepszym i zmusić rywala do spuszczenia wzroku. I mogliby tak stać chyba przez długie minuty, ale te konfrontacje przerwali ich opiekunowie.

Podczas konferencji prasowej promotor Eddie Hearn poinformował, że stawką piątkowej walki Sulęckiego z Rosado w Liacouras Center będzie pas WBO International kategorii średniej. Nie ma on wielkiego znaczenia, ale pozwala uzyskać awans w rankingu federacji World Boxing Organization i uzyskać lepszą pozycję jako challengera dla urzędującego mistrza. Dla naszego boksera będzie to też okazja do zdobycia pierwszego międzynarodowego trofeum. Choć jest wysoko notowany w światowych rankingach, to nie miał żadnego pasa jednej czterech liczących się federacji. Rosado miał pas WBO International, ale w junior średniej i było to w 2012 roku, po wygranej z Sechewem Powellem. Potem dwukrotnie walczył o takie tytuły oraz dwa razy o pełnoprawne mistrzostwo świata, ale za każdym razem przegrywał.

Hearn potwierdził również, że zwycięzca tej walki będzie niemal pewny konfrontacji z urzędującym czempionem WBO, Amerykaninem Demetriusem Andradem (27 zw. – 17 KO). Na konferencji prasowej Sulęcki i Rosado byli pewni siebie i zapewniali o swojej wygranej, dodając zgodnie, że chcą… zniszczyć rywala. – Mam za sobą świetny obóz z trenerem Piotrem Wilczewskim. Za mną 10 tygodni ciężkiej pracy i jestem gotów na wszystko, co on może pokazać w ringu. Mam nadzieję, że ty będziesz gotowy na to, co ja ci pokażę – powiedział Polak. Amerykanin nie pozostał dłużny i zadeklarował: – Wyjdę do ringu i cię znokautuję!

W rozmowie z dziennikarzem TVP Sulęcki powiedział: „Jestem gotowy na wielka wojnę, na szaloną walkę. Nie mogę się doczekać. On chce wojny, ja chcę wojny, to kibice dostaną bitkę, jakiej Filadelfia jeszcze nie widziała. Nie znam go, nie mogę powiedzieć, że go nie lubię, po prostu wyjdę, zrobię swoje i w nagrodę dostanę walkę o wymarzony pas mistrza świata”.

„Striczu” pochwalił się też wyczynem, jakiego dokonał filmowy Rocky. – Być w Filadelfii i nie wbiec po schodach Rocky’ego Balboy, to tak jak pojechać do Paryża i nie zobaczyć wieży Eiffla. To kultowe miejsce dla boksu. Niby tylko filmowe, ale zawsze chciałem zobaczyć je na własne oczy i oczywiście wbiec na nie. Te nowe odsłony filmu mi się nie podobają, ale pierwsze części to klasyka. Oglądałem wiele razy, żyłem pojedynkami z Apollo Creedem czy Iwanem Drago. Bardzo mi się podobała też scena jak Rocky obijał w rzeźni mięso zawieszone na hakach. To mnie tak nakręcało, że chciałem natychmiast wyjść z domu i iść na trening. Wiem, że Gabriel jest stąd z Filadelfii, ale w piątek górą będzie Rocky z Warszawy.

 

Na zdjęciu: Notowany w światowej czołówce wagi średniej Maciej Sulęcki jest gotowy do walk z mistrzami.