Bolesne zderzenie Czarnych Gorzyce

Największym mankamentem beniaminka IV ligi, Czarnych Gorzyce, jest gra obronna.


Po awansie do IV ligi w zespole Czarnych Gorzyce doszło do zmian kosmetycznych w kadrze. – Z powodu obowiązków służbowych odszedł od nas bramkarz Radosław Kalisz – tłumaczy trener beniaminka Piotr Hauder. – Radek jest policjantem, przeniesiono go z komendy w Jastrzębiu Zdroju do Katowic i teraz gra w Spójni Zebrzydowice. Doszli do nas natomiast dwaj młodzieżowcy – Mateusz Juraszczyk (rocznik 2003) i Aleksander Nagórka (2002), którzy byli juniorami w RKP Rybnik i ROW-ie Rybnik. Ten ostatni zniknął na dwa lata z Polski, bo wyjechał do Niemiec. Teraz wrócił do kraju i zgłosi się do nas. Juraszczyk przez ostatnie pół roku był zawodnikiem Polonii Łaziska Rybnickie.

Z związku z odejściem Radka Kalisza szukałem drugiego bramkarza. Zgłosił się do nas Mateusz Tomala, którego ojciec Grzegorz grał w ekstraklasie w Odrze Wodzisław. Nie wdając się w szczegóły, młody „Dżaga” wystawił nas do wiatru i zostałem z jednym bramkarzem.

Traf chciał, że podczas naszego meczu z Unią Turza Śląska zauważyłem na trybunach bramkarza Romka Bindacza, który grał w Tworkowie (Romana Bindacza, który urodził się 10 kwietnia 1973 roku kojarzę z występów w Górniku Pszów, ale to były dawne czasy. Potem był zawodnikiem min. Naprzodu Zawada i LKS-u Krzyżanowice – przyp. BN). Zgodził się nam pomóc i od 15 września jest naszym zawodnikiem.

Bez odpoczynku i regeneracji

Czy „zderzenie” Czarnych z IV ligą było bardziej bolesne niż spodziewał się tego trener Hauder? – Powiem szczerze, że wszyscy beniaminkowie po awansie byli w trudnej sytuacji – mówi 42-letni szkoleniowiec drużyny z Gorzyc. – Dlaczego? Ponieważ zakończyliśmy rozgrywce w lidze okręgowej 10 lipca, a już 19 lipca trzeba było rozpocząć przygotowania do nowego sezonu, bo rozgrywki ruszały 14 sierpnia. Moi zawodnicy nie mieli czasu na odpoczynek i regenerację. Z tego powodu kilku złapało kontuzje. Ponadto teraz mam bardzo okrojony skład, bo chłopcy wyjechali na urlopy i wakacje z rodzinami.

O skali problemu niechaj świadczy fakt, że nie zagraliśmy jeszcze dwóch meczów w takim samym składzie. Można zatem mówić o dosyć bolesnym „zderzeniu”, ale to realia, czyli samo życie. Żony chłopców też chcą odpocząć i mają do tego prawo, rozumiem to.

Zdobycz nie do przyjęcia

Na razie Czarni w 8. meczach zdobyli osiem punktów, co daje im w tabeli 12. miejsce. Czy ten dorobek, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i uwarunkowania, jest do przyjęcia? – Mimo wszystko nie – twierdzi z przekonaniem Piotr Hauder.

– Mogliśmy byli zdobyć punkt w meczu na własnym boisku z Unią Książenice, ale jest w tym wszystkim trochę mojej winy. Z powodu intensywnych opadów deszczu przeniosłem przed tym meczem treningi ze środy na czwartek. Objętość była mniejsza, ale intensywność na takim samym poziomie. No i mleko się rozlało. Na pewno mogliśmy uzyskać korzystniejszy wynik z ROW-em Rybnik (1:2), ale chłopcy nie wytrzymali go mentalnie.

Pod tym względem ten mecz ich przerósł. To był pierwszy mecz w sezonie, a poza tym moich zawodników zdeprymowała cała otoczka – ogromny stadion, kibice gospodarzy. A zwycięstwa w ostatnim meczu wyjazdowym ze Spójnią Landek uniemożliwił nam sędzia z Żywca. W 90 minucie prowadziliśmy 2:1, gdy nasz obrońca Witold Lamczyk jest faulowany przez rywala, arbiter jednak nie gwiżdże. Potem piłkarz Spójni pada w polu karnym i jego koledzy odwracają się, myśląc, że będzie żółta kartka za próbę wymuszenia rzutu karnego. Tymczasem sędzia podyktował „jedenastkę”, którą jednak nasz bramkarz Michał Łagoda obronił!

Myślałem, że sędzia w doliczonym czasie nie wywinie już kolejnego „numeru”, ale się myliłem. Piłka ewidentnie wyszła za linię końcową boiska, mimo to gwizdek pana B. milczał. Piłkarz gospodarzy zacentrował, nasz obrońca Tomek Kukla został popchnięty przez przeciwnika, który przyjął sobie piłkę i posłał ją do siatki. W ten sposób Spójnia dzięki przychylności sędziego zdobyła punkt.

Zaskoczyły mnie słowa trenera naszych rywali, Krystiana Odrobińskiego po tym meczu, który dla jednego z portali internetowych powiedział: „Zmierzyliśmy się z najsłabszym przeciwnikiem w tym sezonie. Rywal praktycznie przez cały mecz się bronił 9 zawodnikami, wykopując tylko piłkę ze swojej połowy. Czarni mieli jednak w swoim składzie bardzo dobrego napastnika Dawida Bobera, który dwukrotnie wykorzystał nasze błędy”. Gratuluję trenerowi Odrobińskiemu obiektywizmu i powiem, że graliśmy w tym meczu bez ośmiu ważnych zawodników.

Pięta achillesowa

Na 8 punktów zdobytych przez Czarnych złożyły się zwycięstwa z Czarnymi-Góral Żywiec (3:2) i z Unią Turza Śląska 93:1) oraz remisy z MRKS-em Czechowice-Dziedzice (1:1) i Spójnią Landek (2:2). Która z tych potyczek była najlepsza w wykonaniu beniaminka z Gorzyc. – Dobry mecz pod względem stricte piłkarskim rozegraliśmy w Żywcu z Czarnymi-Góralem – zapewnia trener Hauder.

– W I połowie przeciwnik dwa razy podszedł pod naszą bramkę i strzelił dwie bramki. Po przerwie zdołaliśmy odwrócić losy spotkania i zrobiliśmy to w dobrym stylu. Byliśmy bardzo dobrze zorganizowani, licząc z pierwszą połową przeciwnik podszedł pod naszą bramkę tylko trzy razy do 85 minuty.

Fot. facebook.com/czarnigorzyce

Nie da się ukryć, że w dotychczasowych meczach piętą achillesową Czarnych Gorzyce była gra obronna. Liczba straconych bramek – aż 21 – może o tym świadczyć. Średnia na jeden mecz to 2,625 straconego gola na mecz. Chyba, że trener Hauder znajdzie jakieś alibi dla swoich podwładnych… – Zabrzmi to brutalnie, ale generalnie nie ma tłumaczenia – zapewnia szkoleniowiec.

– Wychodzę bowiem z założenia, że najpierw musisz bronić, a dopiero potem atakować. Okolicznością łagodzącą jest fakt, że w meczach z Drzewiarzem Jasienica (2:6) i rezerwami GKS-u Tychy (0:4) byliśmy zdziesiątkowani przez kontuzje i urlopy zawodników. Na ten ostatni mecz pojechaliśmy w B-klasowym składzie, bez dziesięciu (!) piłkarzy! Nasz bramkostrzelny napastnik Dawid Bober z konieczności grał na środku obrony.

Nie podlega jednak dyskusji, że gra obronna całego zespołu jest do poprawy. Brakuje nam zawodników i to jest nasza największa bolączka. W tym tygodniu wyglądamy trochę lepiej kadrowo niż poprzednio i jest szansa, że w przyszłym tygodniu pod tym względem wrócimy do równowagi.


Na zdjęciu: Piotr Hauder zna mocne i słabe strony swojego zespołu, ale ma, z różnych przyczyn, problem ze skompletowaniem stałej jedenastki wyjściowej.

Fot. slzpn.pl/Dorota Dusik