Boniek nie chce pięciu zmian
„Kabaret” – tak prezes PZPN określił proponowane przez Międzynarodową Radę Futbolu modyfikacje w piłkarskich przepisach, które miałyby obowiązywać do końca 2020 roku. Autorzy tłumaczą je troską o zdrowie piłkarzy.
Możliwość wprowadzenia nie trzech lub czterech, a pięciu rezerwowych to przepis uchwalony przez Międzynarodową Radę Futbolu (IFAB), mający na celu odciążenie organizmów piłkarzy, którzy przez blisko dwa miesiące nie mogli normalnie trenować z powodu pandemii koronawirusa.
Modyfikacja reguł może zostać wprowadzona w rozgrywkach, które już się zaczęły lub dopiero mają ruszyć, a ich termin zakończenia przypada nie później niż 31 grudnia 2020 roku. Nie jest jednak obowiązkowa – organizatorzy sami zdecydują, czy chcą z niej skorzystać.
Limit wytrzymałości
– Na całym świecie trwają dyskusje o wznowieniu rozgrywek. Podstawowym problemem jest to, że wszyscy chcą je dokończyć w jak najkrótszym czasie. Wiadomo, że piłkarze profesjonalni – szczególnie ci, którzy grają też np. w Champions League – mają 60 czy nawet 65 meczów rocznie. To jest w zasadzie limit ich wytrzymałości.
Teraz jest tak, że nie było spotkań przez dwa miesiące, a nagle zrobi się ich tak samo dużo, tylko w krótszym okresie. Analizowaliśmy razem z FIFĄ, jakie przepisy można zmienić, żeby pomóc piłkarzom. To właśnie ich bezpieczeństwo było naszym jedynym priorytetem – mówi Łukasz Brud, sekretarz generalny IFAB.
Przepis mówi o tym, że trenerzy będą mogli wprowadzić pięciu rezerwowych, jednak co istotne, mogą w tym celu tylko trzykrotnie przerwać spotkanie (czyli któraś ze zmian powinna być podwójna, o ile chce się wykorzystać cały limit). Zmianę można także przeprowadzić w przerwie.
Krócej niż 45 minut
Sekretarz generalny IFAB przypomina, że w świetle obecnych przepisów, nawet tych sprzed pandemii, organizatorzy i sędziowie mają do dyspozycji wiele narzędzi chroniących zdrowie zawodników.
– Na przykład połowa meczu wcale nie musi trwać 45 minut, to może być 40 albo mniej. O tym mówi artykuł 7 – zwraca uwagę.
Przeczytaj jeszcze: Walka o niezłą kasę
Zgodnie z tłumaczeniem oficjalnych przepisów IFAB sporządzonym przez PZPN, wskazany przepis brzmi: „Zawody trwają dwa równe okresy 45-minutowe. Mogą one zostać skrócone tylko jeśli uzgodniono to pomiędzy sędzią i obiema drużynami. Takie porozumienie musi mieć miejsce przed rozpoczęciem zawodów i musi być zgodne z regulaminem danych rozgrywek”.
– Jest też możliwość zarządzenia kilku krótkich przerw w grze na uzupełnienie płynów czy obniżenie temperatury ciała. Większość lig europejskich nie gra latem, a teraz będzie trzeba. Jeśli znowu będzie tak gorąco jak w zeszłym roku… Ale to też już jest w przepisach – dodaje Brud.
Bo oni w ’82…
Jeśli IFAB i FIFA uznają to za stosowne, tymczasowe rozwiązania mogą obowiązywać do końca 2021 roku, ponieważ obecna sytuacja związana z koronawirusem może też wpłynąć na rozgrywki w przyszłym sezonie. Zmiana zasad nie obowiązuje automatycznie.
Organizatorzy rozgrywek w każdym kraju mogą samodzielnie zdecydować o jej wprowadzeniu lub zostać przy dotychczasowej regulacji. W Polsce wszystko wskazuje na to, że będą obowiązywać dotychczasowe przepisy, bo nowe nie spodobały się prezesowi Zbigniewowi Bońkowi, który na Twitterze skomentował to krótko: „Kabaret”. Z kolei we włoskiej gazecie „Tutto Mercato” powiedział:
– Nie wprowadzimy tego do polskiego futbolu. Osoby, które podjęły decyzję o takiej zmianie, nie wiedzą chyba jak wygląda mecz piłkarski. To presja z zewnątrz spowodowała takie populistyczne ruchy. W 1982 roku w mistrzostwach świata w ciągu miesiąca zagraliśmy siedem spotkań.
To były mecze w pełnym słońcu, na najwyższym poziomie, co trzy dni. Wtedy mieliśmy do dyspozycji tylko dwie zmiany, a teraz się wiele zmieniło.
Treningi są bardziej zaawansowane, są inne możliwości. Musimy pamiętać o tym, że w futbolu wygrywają zawsze ci, co są lepiej przygotowani, sprawniejsi i biegają więcej. A ta decyzja sprawia, że to będzie miało mniej znaczenia – podkreślił Boniek.
Na zdjęciu: Zmiana – takie obrazki po wznowieniu polskiej ekstraklasy będziemy oglądać… równie często, co przed jej zawieszeniem. Ale nie częściej.
Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus