Bramka Zagłębia jak magnes

Każdy strzelec trzech goli w ligowym meczu ŁKS jest honorowany eleganckim, stylowym melonikiem za hat-trick.


Ta tradycja jest kultywowana od kilkunastu lat, a na liście są 34 nazwiska – od Romana Jańczyka w 1927 roku (ojca Wiesława, jednego z dwóch żyjących jeszcze zawodników z mistrzowskiej drużyny z 1958 roku) po Antonio Domingueza, który zdobył trzy bramki jako ostatni do tej pory 22 listopada 2020 roku w szalonym meczu ŁKS – Puszcza 4:4.

Jeżeli przeanalizuje się listę drużyn, którym ŁKS strzelał trzy gole lub więcej w jednym meczu, to na czele jest… sosnowieckie Zagłębie. W meczach z tą drużyną były aż cztery hat-tricki. Jerzy Wieteski (trzy gole w kwietniu 1958 – 5:1) i Radosław Matusiak (3:0 w Sosnowcu w marcu 2002) melonik odebrali sami, a nieżyjących już Władysława Soporka (5 bramek w sierpniu 1958 w meczu wygranym 7:0) i Henryka Miłoszewicza (3:2 w listopadzie 1978) zastąpili podczas stosownej ceremonii krewni. Z podanych wyżej dat widać, jak długą tradycję ma łódzko-sosnowiecka rywalizacja, niegdyś w ekstraklasie, ostatnio tylko na I-ligowym szczeblu.

W Łodzi twierdzą na tej podstawie, że bramka Zagłębia ma moc przyciągania piłki większą niż w meczach z innymi zespołami i nie zmienia tej opinii fakt, że w dwóch ze wspomnianych wyżej meczów zespół z Sosnowca grał jeszcze pod dawną nazwą Stal. Mija już drugi rok bez hat-tricka, kolejny melonik kurzy się w szafie kustosza tradycji ŁKS Jacka Bogusiaka, może więc ktoś wreszcie przełamie impas.

Gdyby ktoś chciał postawić parę złotych w punkcie bukmacherskim na nazwisko autora kolejnego hat-tricku, to faworytem jest niewątpliwie Pirulo. To najskuteczniejszy piłkarz ŁKS spośród obecnie grających w ligowej kadrze, a w rundzie jesiennej trafił już do bramki sześć razy. Ten 30-letni obecnie były piłkarz rezerw Espanyolu i Malagi gra w Łodzi już czwarty sezon. Strzelił 22 gole, w tym aż sześciokrotnie po dwa w jednym meczu (w tym sezonie z Chrobrym i Górnikiem Łęczna). Aż się prosi, by wreszcie sięgnął po melonik, zwłaszcza że i drogę do bramki Zagłębia też zna, bo strzelił gola tej drużynie niemal dokładnie dwa lata temu w Sosnowcu.

ŁKS rozegrał w przerwie dla reprezentacji sparing z Wisłą Płock, przegrany 0:5. Trener Kazimierz Moskal do dziś trzęsie się ze zdenerwowania na podejście swoich piłkarzy do tego meczu, a określenie „grali jak na festynie” należy do najłagodniejszych. Wyciągnie niewątpliwie stosowne wnioski, zwłaszcza że będzie miał do dyspozycji kadrowiczów, w tym kandydata na przyszłą gwiazdę Mateusza Kowalczyka, który grał w trzech meczach reprezentacji do lat 19 w wygranych eliminacjach mistrzostw Europy w tej kategorii w Gdyni i strzelił gola Estończykom.

Trzy mecze w ciągu tygodnia to spora dawka, ale trener Marcin Brosz rozsądnie gospodarował siłami zawodników, rotował składem (Kowalczyk w żadnym meczu nie grał 90 minut) i nie obciążał nadmiernie liderów tej drużyny, do których piłkarz ŁKS niewątpliwie należy. Artemijas Tutyszkinas przeleciał się tylko do Wilna i Luksemburga, ale w obu meczach seniorskiej (sam ma dopiero 19 lat) reprezentacji Litwy siedział tylko na ławce, więc się specjalnie nie zmęczył. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku Kelechukwu Ibe-Torti, który w 20 minucie wtorkowego meczu reprezentacji U-20 przeciwko Portugalii doznał kontuzji i jego występ w piątek jest wątpliwy. Szkoda, ale trener Kazimierz Moskal ma w głowie „wariant B”, gdyby nie był on w stanie zagra.


Fot. Norbert Barczyk/PressFocus