Bramkarz z rezerwy zatrzymał tyszan

Korona Kielce drugi raz w tym sezonie pokonała GKS Tychy 1:0.


Jeżeli ktoś myślał, że przemeblowana z powodów zdrowotnych drużyna Korony będzie łatwym rywalem dla grającego w pełnym składzie GKS-u Tychy, to po pierwszych akcjach spotkania musiał zmienić zdanie. Kielczanie z trzema nowymi zawodnikami, w porównaniu do składu, który przed epidemiczną przerwą bezbramkowo zremisował z Miedzią, śmiało ruszyli do ataku i już w 3 minucie Paweł Łysiak huknął z dystansu, sprawdzając czujność Konrada Jałochy. Bramkarz tyszan, który w pierwszej interwencji na stojąco pewnie złapał piłkę nie miał też problemu z zatrzymaniem uderzenia Łysiaka w 19 minucie, choć wtedy okazja bramkowa była znakomita. Po wyrzuceniu futbolówki z autu przez Bartosza Szeligę kiks przed swoim polem karnym popełnił Nemanja Nedić i napastnik gospodarzy ruszył w pole karne. Goniący go czarnogórski stoper wykonał wprawdzie ofiarny wślizg, ale nie zablokował uderzenia. Jego siła była jednak mizerna, za to silniejsze było… trafienie łokciem strzelca w nos obrońcy i potrzebna była interwencja masażysty, tamującego krew.

Na te dwa celne strzały miejscowych trójkolorowi w pierwszej połowie niczym nie odpowiedzieli. Z największym trudem zbliżali się do pola karnego rywali, a ze stałych fragmentów też nie zdołali zatrudnić Marcela Zapytowskiego i po 45 minutach pytanie w jakiej formie jest golkiper, który ponad miesiąc nie grał w I lidze pozostawało bez odpowiedzi.

W przerwie Artur Derbin zdecydował się na dwie zmiany, starając się rozruszać ofensywę, ale gdy tyszanie zaatakowali to nadziali się na kontrę. Wybicie piłki ze swojej połowy przez Filipa Oliveirę okazało się idealnym podaniem do Jakuba Łukowskiego, który uciekł Maciejowi Mańce, minął na 20 metrze wybiegającego przed pole karne Jałochę i trafieniem z najbliższej odległości w 52 minucie zapewnił Koronie zwycięstwo.

Wprawdzie po stracie gola tyszanie szybko próbowali doprowadzić do wyrównania, ale gdy po długim podaniu Łukasza Sołowieja Kacper Piątek doszedł do sytuacji strzeleckiej to z 12 metra posłał piłkę obok celu. Kolejne dwie zmiany w składzie GKS-u spowodowały, że ofensywa tyszan nabrała jeszcze większego rozmachu i w 74 minucie dwukrotnie zapachniało golem. Najpierw po składnej akcji rozprowadzonej przez Łukasza Grzeszczyka i zagraniu Bartosza Szeligi Wiktor Żytek strzelając z 12 metra trafił w stojącego na linii bramkowej Przemysława Szarka, a następnie po rzucie rożnym i celnej główce Łukasza Sołowieja z 6 metra znakomicie interweniował Zapytowski.

Nabierający wiatru w żagle tyszanie nadziali się wprawdzie w 82 minucie na kontrę, ale Łukowski, wykonując z 20 metra rzut wolny, trafił w poprzeczkę. Nic więc dziwnego, że po tej sytuacji tyszanie rzucili do ataku wszystkie siły, ale choć kilka razy zakotłowało się w polu bramkowym Korony to bramkarz kielczan nie dał się pokonać i brawurowymi interwencjami w ostatnich sekundach gry zapracował na miano „ojca zwycięstwa”.

Korona Kielce – GKS Tychy 1:0 (0:0)

1:0 – Łukowski, 52 min,

KORONA: Zapytowski – Kobryń, Zebić, Szarek, Lisowski – Podgórski (69. Petrivić), Gąsior, Diaz (76. Pervan), Filipe Oliveira, Łukowski (83. Thiakane) – Łysiak (69. Yilmaz). Trener Kamil KUZERA.

GKS: Jałocha – Mańka, Nedić, Sołowiej, Szeliga – Kargulewicz (46. K. Piątek), Paprzycki (60. J. Piątek), Żytek (81. Steblecki), Grzeszczyk, Biel (60. Moneta) – Nowak (46. Lewicki). Trener Artur DERBIN.

Sędziował Paweł Pskit (Łódź). Mecz bez udziału widzów.

Żółte kartki: Zebić – Grzeszczyk, Nedić.

Piłkarz meczu – Marcel ZAPYTOWSKI.


Fot. GKS Tychy