Brown Forbes na przełamanie

Trzeci raz w historii pucharowych zmagań tyszanie nie sprostali Wiśle Kraków.


W pucharowej historii GKS Tychy trzeci raz zmierzył się z Wisłą Kraków i nie sprawdziło się powiedzenie do trzech razy sztuka. Za pierwszym razem w 27 września 1977 roku, spadkowicz z ekstraklasy w 1/16 podejmował naszpikowaną reprezentantami drużynę maszerującą po mistrzostwo Polski ekipą Oresta Lenczyka i po bezbramkowym remisie przegrał w karnych. 20 lat później odradzający się tyszanie jako IV-ligowcy w 1/8 Pucharu Polski znowu zmierzyli się z jaśniejącą pełnym blaskiem „Białą gwiazdą” i ulegli 1:3 najlepszemu w sezonie 2007/2008 polskiemu zespołowi, prowadzonemu przez Macieja Skorżę.

W tegorocznej edycji powtórzył się rezultat sprzed 14 lat, choć krakowianie nie przyjechali do Tychów, ani jako liderzy, ani jako kandydaci do tytułu, a więc nie byli tym razem murowanym faworytem. Ostatnie ligowe porażki 0:5 ze Śląskiem Wrocław i 0:2 z Wisłą Płock oraz kontuzje i choroby podstawowych zawodników znacząco odbiły się na notowaniach podopiecznych Adriana Guli, który w dodatku musiał pamiętać, że przed jego zespołem już w niedzielę najbardziej elektryzujący kibiców pod Wawelem mecz rundy, czyli niedzielne derby Krakowa.

Nikogo więc nie zdziwiło, że w wyjściowej jedenastce gości, w porównaniu ze składem, który trzy dni wcześniej wybiegł na boisku w Płocku, znalazło się pięciu nowych zawodników: Maciej Sadlok, Dawid Szot, Patryk Plewka, Mateusz Młyński i Dor Hugi. Zaskoczeniem natomiast można nazwać wyjściowy zestaw gospodarzy, bo Artur Derbin „zamieszał totalnie” zostawiając w pierwszej drużynie jedynie czterech piłkarzy z ostatniego ligowego występu w Niepołomicach: Nemanję Nedicia, Krzysztofa Wołkowicza, Wiktora Żytkę i Gracjana Jarocha. To wszystko sprawiło, że na pierwszy gwizdek kibice czekali z wielkim zaciekawieniem i nie żałowali, że w piękne jesienne popołudnie wybrali się na mecz.

Od początku na murawie sporo się działo. Gospodarze rozgrywali akcje z rozmachem i już w 5 minucie mocno zakręcili krakowską defensywą, ale Jaroch po zagraniu Łukasza Grzeszczyka, strzelając z 6 metra uderzył za lekko, żeby zaskoczyć Mikołaja Biegańskiego. W odpowiedzi Yaw Yeboah wywalczył rzut wolny na linii pola karnego i w 14 minucie zrobiło się gorąco pod bramką Adriana Odyjewskiego, ale bramkarz tyszan nie musiał interweniować po strzale Hugiego, bo stojący w murze Żytek głową wybił piłkę na rzut rożny. Skuteczniejszy okazał się Młyński, który w 24 minucie po znakomitym zagraniu Mateja Hanouska z lewego skrzydła, przejął piłkę w polu karnym między stoperami, dobiegł do narożnika pola bramkowego i płaskim strzałem w długi róg otworzył wynik.

Stracony gol pobudził tyszan do jeszcze śmielszych ataków i Biegański mógł udowodnić, że ma spore umiejętności. Obronił w 26 minucie strzał Jarocha z 5 metra, w 27 minucie zatrzymał uderzenie Kamila Kargulewicza z 17 metra oraz w 28 minucie wyłapał piłkę po główce Nedicia z 7 metra. 5-minutowy szturm trójkolorowych zakończyła bomba Wołkowicza, który w 31 minucie huknął z dystansu, ale minimalnie chybił. Kolejnym akcjom w ostatnim kwadransie pierwszej połowy zabrakło już skutecznej finalizacji i choć w trakcie 45 minutach gospodarze oddali 5 celnych strzałów, a rywale odpowiedzieli jednym to jednak krakowianie schodzili na przerwę bardziej zadowoleni.

Na drugą połowę przyjezdni wyszli wzmacniając grę defensywną, wprowadzając Michala Frydrycha, a trójkolorowi w tym niezmienionym składzie chcieli kontynuować swoją ofensywę i w 50 minucie znowu wypracowali okazję. Po zagraniu Grzeszczyka Jaroch znalazł się oko w oko bramkarzem, który był czujny i nawet mimo rykoszetu zdołał obronić spóźniony i zbyt lekki strzał z 12 metra. W 55 minucie nic już jednak nie uratowało krakowian, bo gdy zaatakowany przez Jarocha Serafin Szota stracił głowę i podał piłkę Grzeszczykowi, kapitan tyszan wbiegł w pole karne ominął na 15 metrze ostatnią przeszkodę i posłał futbolówkę do pustej bramki.

Miejscowi poszli za ciosem i w 60 minucie Grzeszczyk, finalizując szybką akcję wyprowadzoną przed Nedicia, strzałem z 14 metra znowu przekonał się, że Biegański jest w wysokiej formie. W najwyższej dyspozycji był jednak Felicio Brown Forbes, który pojawił się na murawie w 62 minucie i poprowadził zespół do awansu. W 74 minucie uderzeniem z 16 metra zapewnił bowiem Wiśle przełamanie, a 2 minut później po solowej akcji strzałem z 5 metra do pustej bramki postawił pieczęć na zwycięstwie. Wprawdzie walka trwała jeszcze do końca i w ostatnim kwadransie pod bramkami sporo działo się, ale wynik już się nie zmienił.

GKS Tychy – Wisła Kraków 1:3 (0:1)

0:1 – Młyński, 24 min,
1:1 – Grzeszczyk, 55 min
1:2 – Brown Forbes, 74 min
1:3 – Brown Forbes, 76 min

GKS: Odyjewski – Połap, Nedić, Sołowiej, Wołkowicz – K. Piątek (77. Kozina), Żytek (80. Pawlusiński), Steblecki (63. J. Piątek), Grzeszczyk, Kargulewicz (80. Biel) – Jaroch (63. Malec). Trener Artur DERBIN.

WISŁA: Biegański – Szot, Szota, Sadlok, Hanousek – Yeboah, Plewka, Skvarka (90+2. Sobol), Młyński (62. Brown Forbes), Starzyński (46. Frydrych) – Hugi (87. Wachowiak). Trener Adrian GULA.

Sędziował Paweł Pskit (Łódź). Widzów 3596.

Żółte kartki: Nedić, Wołkowicz.


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus