Broź: Nie pcham się do ataku

Czy czuje pan, że jest teraz w życiowej formie?
Łukasz BROŹ: – Jest stanowczo za wcześnie, by stawiać taką tezę. Faktem jest, że czuję się bardzo dobrze, a strzelone bramki dodają mi pewności siebie. Najważniejsze są jednak zwycięstwa drużyny, one podbudowują wszystkich zawodników. Gramy inaczej niż w poprzednim sezonie i widać tego efekty.

Trzy gole w czterech meczach to wynik godny klasowego napastnika. Koledzy z drużyny nie sugerują trenerowi Laviczce, by przesunął pana do ataku?
Łukasz BROŹ: – Spokojnie, nikomu jeszcze nie przyszedł do głowy taki pomysł. Nie „podpalam się”, bo przed nami jeszcze mnóstwo meczów. Nie pcham się do ataku, ale jak jest okazja, to się pcham (śmiech).

W poprzednim sezonie nie strzelił pan ani jednej bramki. Skąd taki renesans formy strzeleckiej u pana w bieżących rozgrywkach?
Łukasz BROŹ: – Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale nie narzekam, bo jak wszystko wpada, to trzeba to wykorzystać. Niektórzy sugerują, że będzie to mój najlepszy sezon w karierze, lepszy od tego, w którym strzeliłem dla Widzewa osiem bramek. Chciałbym, żeby tak było, lecz przede mną i zespołem bardzo daleka droga.

Dlaczego to nie pan strzelał rzut karny w ostatnim meczu z Lechem Poznań, tylko Robert Pich?
Łukasz BROŹ: – Do wykonywania rzutów karnych trener Laviczka wyznaczył trzech zawodników – Michała Chrapka, Roberta Picha i mnie. W meczu z Piastem nie było ich na boisku, więc ja podszedłem do piłki. Z Lechem „Robo” czuł się bardzo pewnie, od razu wziął piłkę do rąk. Nie chciałem się z nim „targować”, bo to nie przyniosłoby niczego dobrego. Kiedy piłkarz jest skoncentrowany, lepiej mu nie przeszkadzać i nie rozpraszać go. Pich bezbłędnie wykonał „jedenastkę”, więc nie ma o czym mówić.

W Widzewie Łódź był pan ekspertem od strzelania rzutów karnych. Pomylił się pan kiedyś przy uderzeniu z „wapna”?
Łukasz BROŹ: – Był jeden taki przypadek. W meczu z Polonią Warszawa nie wykorzystałem „jedenastki”. W ich bramce stał Sebastian Przyrowski, lecz nie obronił mojego strzału. Po prostu nie trafiłem wtedy w światło bramki.

Często pan ćwiczy strzały z „wapna”? Raz w tygodniu wystarczy, czy robi pan to częściej?
Łukasz BROŹ: – Z tym bywa różnie, nie ma reguły. Czasami zostajemy w trójkę plus dwóch bramkarzy i oddajemy kilka strzałów. Zdarzały się przypadki, że doskonaliliśmy rzuty karne trzy dni pod rząd.

Gdy w Śląsku grał jeszcze Marcin Robak, była chociaż jedna sytuacja, że chciał go pan zastąpić jako egzekutora rzutu karnego?
Łukasz BROŹ: – Kiedy przychodziłem do Śląska, Marcin był niekwestionowanym numerem jeden jako wykonawca rzutów karnych. Poza tym robił to doskonale, był bezbłędny, więc jaki byłby sens burzenia tej hierarchii?

Śląsk Wrocław zaskoczył Poznań

Za nami dopiero 4. kolejki, a już uważa się was za jednego z kandydatów do miejsca na pudle. Jak wysoko sięgają aspiracje Łukasza Brozia i jego kolegów z drużyny?
Łukasz BROŹ: – Bardzo cieszymy się z dotychczasowych wyników, lecz po kilku udanych występach nie popadamy w hurraoptymizm. Przed nami przecież jeszcze mnóstwo spotkań. Stąpamy twardo po ziemi, a naszym planem minimum jest miejsce w pierwszej ósemce, by uniknąć nerwowej końcówki sezonu. Pamiętamy doskonale, jak to wyglądało na finiszu poprzednich rozgrywek. Miejsce w czołowej ósemce gwarantuje większy luz, w poprzednim sezonie nie mieliśmy takiego komfortu. Sezon dopiero się zaczął, lecz my jesteśmy megaskoncentrowani, by jak najdłużej utrzymać wysoką formę.

Gdyby pan musiał zdiagnozować dotychczasowe sukcesy Śląska w bieżącym sezonie, to jakie elementy by pan wskazał?
Łukasz BROŹ: – Wszyscy nie tylko bardzo dobrze gramy w ataku, lecz przede wszystkim w obronie. Gramy blisko siebie w poszczególnych formacjach, by nie dawać przeciwnikowi możliwości swobodnego rozegrania akcji ofensywnej. Poza tym mamy bardzo szybkich skrzydłowych, którzy potrafią wygrywać pojedynki jeden na jeden.

Czy wartością dodaną jest w Śląsku w tym sezonie bramkarz Matusz Putnocky?
Łukasz BROŹ: – Trafił pan w sedno. „Mati” w pierwszych meczach w kilku wydawało się beznadziejnych sytuacjach uchronił nas od straty gola. Jest naprawdę w wyśmienitej formie i oby w następnych meczach jej nie zgubił.

Cieszy się pan w tej chwili bezgranicznym zaufaniem trenera Vitezslava Laviczki? Co wyróżnia czeskiego szkoleniowca od tych, z którymi pan ostatnio pracował w Śląsku i Legii?
Łukasz BROŹ: – To prawda, trener Laviczka ma do mnie zaufanie. Nie chciałbym go porównywać do innych szkoleniowców z którymi pracowałem, bo jest mi po prostu niezręcznie. Mój obecny trener dużą wagę przywiązuje do taktyki i do stałych fragmentów gry. W tych ostatnich szuka oryginalnych rozwiązań.

Dlaczego odchodząc z Legii Warszawa wybrał pan akurat Śląsk Wrocław? Przechodził pan z mistrza Polski do drużyny, która zajęła w rozgrywkach dopiero 10. miejsce.
Łukasz BROŹ: – Gram tam, gdzie mnie chcą, a nie tam, gdzie ja bym chciał. Owszem, miałem kilka propozycji, ale Śląsk był najbardziej konkretny i… najszybszy. Byli na mnie zdecydowani od samego początku, dali mi jasno do zrozumienia, że bardzo na mnie liczą.

Jest jakaś inna dyscyplina sportu, w której mógłby pan osiągnąć takie sukcesy jak w piłce nożnej?
Łukasz BROŹ: – Na lekcjach wychowania fizycznego każda dyscyplina sportu mi odpowiadała, byłem „ogólnorozwojowy”. Gdybym jednak musiał wskazać jedną, to byłaby to na pewno siatkówka plażowa.

 

Na zdjęciu: Łukasz Broź jest w tej chwili najbardziej bramkostrzelnym piłkarzem Śląska Wrocław.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ