Paweł Brożek zagra mecz numer 400?

Historia Brożka to historia ostatnich lat Wisły. Trzy razy odchodził i trzy razy wracał. Ten właściwy debiut miał miejsce… 19 lat temu. We wrześniu 1999 roku Franciszek Smuda dał 16-letniemu Brożkowi zagrać w meczu Pucharu Ligi przeciwko Ruchowi Radzionków (2:0). Brożek rozegrał 45 minut, ale mocniej w tym meczu błysnął jego rówieśnik, Karol Wójcik, który zdobył jedną z bramek. Wójcik wielkiej kariery nie zrobił, potem przez lata grał w Stali Rzeszów, za to dla Brożka był to początek wspaniałej przygody z Wisłą.

Dwa mistrzostwa

To był wtedy bardzo mocny zespół. Brożek co prawda zadebiutował w ekstraklasie, w 2001 odważnie postawił na niego Adam Nawałka, ale o regularną grę było bardzo trudno. Brożek nie był w stanie wygrać konkurencji z Tomaszem Frankowskim, Maciejem Żurawskim czy Marcinem Kuźbą, dlatego trafił na wypożyczenie. W GKS-ie Katowice okrzepł i gdy w 2005 roku wrócił do Krakowa, był już gotów, by stać się wiodącą postacią zespołu Białej Gwiazdy. Właśnie odchodzili liderzy – Żurawski, zaraz potem Frankowski, Brożek przejął ich rolę i poprowadził Wisłę do tytułów mistrzowskich w latach 2008 i 2009.

Po tych sukcesach Brożek wyjechał z kraju. Próbował sił w Turcji, Szkocji i Hiszpanii, by w 2013 wrócić do Krakowa. Wisła wciąż miała mocny zespół, ale był to już schyłkowy okres ery Bogusława Cupiała i teraz zdarzały się choćby poślizgi w wypłatach. Ale Brożek wciąż strzelał. W trzech kolejnych sezonach zdobył łącznie 46 goli. Tamte kłopoty klubu to jednak nic w stosunku do sytuacji w jakiej Wisła znajduje się dziś, w chwili gdy Brożek wrócił do niej po raz trzeci.

Świeższe powietrze

Pewnie nie byłoby tego powrotu, gdyby nie poprzedni trener Wisły, Joan Carrillo. Nie byłoby powrotu, bo Brożek nigdzie by nie odchodził. Rezygnacja z usług 35-letniego napastnika to była decyzja trenera. Dziś można odczuć, że Brożek czuje pewną zadrę. – Jak zmienił się klub przez ten czas, gdy mnie tu nie było? Teraz powietrze jest czystsze, a trener uczy nas grać w piłkę, a nie jak przesuwać się po boisku. Widać to po wynikach. Wisła znów potrafi strzelić 5 goli Lechowi czy Lechii, z czym na wiosnę było średnio – mówi.

Wraca jako uzupełnienie składu, ale zapewnia, że ambicja nie pozwoli mu zadowalać się rolą rezerwowego. Kontuzja Marko Kolara sprawiła, że jest jednym z dwóch zdrowych napastników, a to oznacza, że szanse będą się pojawiać. Być może już w sobotnim meczu z Koroną. Jeśli wyjdzie na boisko, będzie to jego mecz numer 400 w zespole Wisły. – Powinienem zaliczyć go już w trakcie rundy wiosennej. Poczekaliśmy kilka miesięcy i myślę, że ten mecz w końcu będzie. A o trenerze Carrillo już praktycznie zapomniałem – zapewnia. Ale czuć, że wciąż trochę o nim pamięta.

Pomóc klubowi

Za to obecnego trenera Wisły zna od dawna, bo przecież razem grali w zespole Wisły. – Często woził mnie na treningi, bo blisko mieszkaliśmy. Był naszym trochę jakby starszym bratem. Opiekował się nami i pomagał w wejściu do dorosłego futbolu – wspomina napastnik Białej Gwiazdy. – Teraz to przede wszystkim on stał za moim powrotem do klubu. Początkowo nie kwapiłem się z powrotem, bo myślałem, że gra dla Wisły to dla mnie już zamknięty rozdział. Skoro jednak klub znalazł się w trudnej sytuacji to chcę spróbować pomóc – dodaje.