Bruk-Bet Nieciecza jedną nogą w ekstraklasie

Były bramkarz GKS-u Tychy Tomasz Loska zatrzymał rozpędzoną drużynę Artura Derbina.


Zespół Bruk-Bet Termalica Nieciecza zakończył maraton gry co trzy dni zwycięstwem z wiceliderem i już praktycznie jest jedną nogą w ekstraklasie.

Mecz na szczycie rozpoczął się od analizy składów. GKS Tychy musiał zmienić ustawienie ofensywy. Z powodu czwartej kartki zobaczonej tydzień wcześniej w końcówce wygranego meczu z Miedzią wypadł z niej Szymon Lewicki, a ponieważ problemy zdrowotne wyłączyły z gry Damiana Nowaka, to Artur Derbin zdecydował się na „fałszywą dziewiątkę”. Postawił na szpicy Sebastiana Stebleckiego, a środku boiska zamiast Oskara Paprzyckiego w wyjściowej jedenastce wybiegł Wiktor Żytek. Szkoleniowiec niecieczan natomiast, w porównaniu z bezbramkowo zremisowanym trzy dni wcześniej spotkaniem z Chrobrym Głogów zdecydował się na trzy roszady. Na ławce zostali: Marcin Wasilewski, Paweł Żyra i lider klasyfikacji strzelców I ligi Roman Gergel, mający na koncie 19 trafień. Ich miejsca zajęli: Mateusz Grzybek, Michal Hubinek i Patryk Czarnowski, który okazał się godnym zastępcą snajpera. To on bowiem w doliczonym czasie pierwszej połowy strzelił gola, po którym sędzia zaprosił zespoły do szatni. Ta bramka była konsekwencją rzutu wolnego wykonanego przez Martina Zemana, bo po jego wrzutce w podbramkowym tłoku Kamil Szymura nie zdołał wybić piłki z pola karnego. Odbita od głowy futbolówka spadła na pierś 23-letniego napastnika gości, który mając dużo miejsca i czasu na 12 metrze uderzył po koźle i Konrad Jałocha był bez szans.

Ten jeden strzał udokumentował przewagę niecieczan w pierwszych 45 minutach, ale trzeba też zaznaczyć, że tyszanie w pierwszej połowie również mieli swoje okazje. Najbliżej szczęścia był Steblecki, który w 25 minucie gry, po wrzutce Łukasza Grzeszczyka, szczupakiem rzucił się do kozłującej piłki i 5 metrów przed bramkę Tomasza Loski bramkowa szansa dosłownie uciekła mu sprzed nosa. Centymetrów zabrakło też w Grzeszczykowi, który w 34 minucie uderzył z 20 metra, a piłka przeleciała tuż nad okienkiem.

Po przerwie gra zrobiła się bardzo otwarta i ciekawa, a tyszanie rzucili się do odrabiania strat zmuszając Loskę do pokazania swoich umiejętności. W 61 minucie bramkarz lidera efektownie i skutecznie interweniował po uderzeniu Jakuba Piątka z 16 metra, a w 63 minucie obronił uderzenie Macieja Mańki z 7 metra. Ryzykownie rzucił się też pod nogi szarżującego Kamila Kargulewicza, w 79 minucie, zatrzymując piłkę na raty.

Broniący się goście, choć momentami wybijali piłkę byle dalej od swojej bramki, czekali na swoją okazję i doczekali się w 87 minucie. Wtedy to po długim zagraniu ze swojej połowy Piotra Wlazły, Kacper Śpiewak uciekł Łukaszowi Sołowiejowi. Wprowadzony z ławki napastnik gości wpadł w pole karne i z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam z Jałochą, stawiając pieczęć na zwycięstwie, praktycznie otwierającego niecieczanom drogę do ekstraklasy. Tyszanie natomiast po czterech zwycięstwach przełykają gorycz porażki i muszą się skoncentrować na trzech najbliższych meczach, które wcale nie muszą być ostatnimi spotkaniami w tym sezonie. Walka o awans zarówno z drugiego miejsca jak i w barażach trwa bowiem dalej, a kibice tyszan pokazali, że są z drużyną trójkolorowych” na dobre i na złe.

GKS Tychy – Bruk-Bet Nieciecza 0:2 (0:1)

0:1 – Czarnowski, 45+2 min, 0:2 – Śpiewak, 87 min.

GKS: Jałocha – Mańka, Sołowiej, Szymura, Szeliga – K. Piątek (82. Kasprzyk), J. Piątek (82. Norkowski), Żytek, Grzeszczyk, Biel (64. Moneta) – Steblecki (64. Kargulewicz). Trener Artur DERBIN.

BRUK-BET: Loska – Grzybek, Biedrzycki, Putiwcew, Grabowski – Stefanik (77. Bezpalec), Wlazło, Radwański, Hubinek (58. Żyra) – Zeman (70. Gergel), Czarnowski (77. Śpiewak). Trener Mariusz LEWANDOWSKI.

Sędziował Patryk Gryckiewicz (Toruń). Widzów 3756.

Żółte kartki: J. Piątek, Sołowiej, Mańka – Wlazło, Grzybek, Zeman.

Piłkarz meczu – Tomasz LOSKA.


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus