Dwa żądła mile widziane?

Plan tej części zgrupowania reprezentacji Polski, która odbędzie się przed czwartkowym meczem z Austrią w Wiedniu zakłada tylko dwie jednostki treningowe oraz rozruch na stadionie Ernsta Happela w przeddzień spotkania. Podopieczni Jerzego Brzęczka, których zakwaterowanie w Double Tree by Hilton zaplanowano w dwóch grupach – w niedzielę do godziny 18.00 i w poniedziałek do 13.00 – pierwszego dnia przetestują murawę na stadionie KS ZWAR w Międzylesiu. Natomiast we wtorek, po przedpołudniowym Media Day, przeprowadzą zajęcia na obiekcie stołecznej Polonii. Zrozumiałe zatem, że jedyne, co selekcjoner będzie mógł w tym okresie przećwiczyć z zespołem to stałe fragmenty. Taktyka na inauguracyjne starcie w kwalifikacjach Euro 2020 musiała zostać opracowana znacznie wcześniej. I de facto trener będzie musiał bazować na tym, co stworzył przez pierwszy półrocze prowadzenia kadry.

Wyobraźnia i psychologia

– Tylko ktoś nietrzeźwy albo pozbawiony piłkarskiej inteligencji mógłby nie skorzystać z wybornej formy Krzysztofa Piątka. Na dziś pewnie nawet przeciwnicy biało-czerwonych nie wyobrażają sobie, żeby nasz atak nie składał się z dwóch napastników, bo miejsce Roberta Lewandowskiego w naszym zespole jest oczywiście niepodważalne – uważa jeden z filarów wielkiego Widzewa z przełomu lat 70. i 80. poprzedniego stulecia, Mirosław Tłokiński. – Nasza reprezentacja nie umiała pod wodzą Adama Nawałki, i nie potrafi także teraz rozgrywać ataku pozycyjnego. Musi zatem bazować na kontratakach. A logiczne, że przy takim wyjściowym założeniu lepiej mieć dwa żądła na szpicy niż jedno. Nie sądzę, żeby Austriacy mieli się przestraszyć nazwisk naszych napastników, ale respekt powinni odczuwać. Zatem takie zestawienie ataku powinno mieć także znaczenie psychologiczne.

Tłokiński jest znany z krytycznego spojrzenia na Zbigniewa Bońka, PZPN pod rządami obecnego prezesa, a także reprezentację. Nawet podczas finałów Euro 2016 we Francji – udanych dla biało-czerwonych – konsekwentnie prezentował pogląd, że współcześni reprezentanci Polski nie potrafią grać – w każdym razie nowocześnie – w piłkę, bazując na jednym taktycznym schemacie. Po zmianie selekcjonera nie złagodził spojrzenia, i twierdzi, że mecz z Austrią będzie testem na podejście Brzęczka do kwalifikacji.

Bez Zielińskiego ani rusz

– Jeśli obecny selekcjoner nie będzie chciał się jedynie prześlizgnąć przez eliminacje – a brak awansu byłby naprawdę trudny do logicznego wytłumaczenia – to z założenia powinien rozwijać tę drużynę. Po ustawieniu, które wybierze, przekonamy się, jakie ma nastawienie – ocenia jeden z głównych aktorów słynnego dwumeczu Widzewa z Liverpoolem, po którym łodzianie wywalczyli awans do półfinału Pucharu Mistrzów. – W moim odczuciu, żeby w Wiedniu myśleć o wygranej, należy zagrać odważnie. Najbardziej odpowiedni wydaje się schemat 1-4-3-1-2, bo bez Piotra Zielińskiego w składzie trudno mi nawet wyobrazić sobie budowanie ataków przez nasz zespół. Przecież Grzegorz Krychowiak, nawet w optymalnej formie, w której dawno go nie widziałem, jest specjalistą wyłącznie od przerywania i odbioru. Pytanie tylko, czy przy takiej strategii nasz zespół będzie potrafił odpowiedzialnie bronić? Jesienią trener miał bowiem duże problemy właściwym zbalansowaniem zespołu.

Wnioski i odpowiedzialność

Brzęczek powinien wyciągnąć wnioski – i nie jest to zdanie wyłącznie Tłokińskiego – z kadencji Nawałki, której końcówka ewidentnie pokazała, że zabrakło urozmaiconych rozwiązań taktycznych. Od momentu, gdy przed meczem w Kopenhadze Duńczycy przeczytali taktykę biało-czerwonych niczym pierwszą czytankę, zaczęły się prace nad alternatywnym ustawieniem. Zabrakło jednak czasu na dopracowanie nowego pomysłu, natomiast stary mechanizm – zdążył się rozregulować. Zatem obecny selekcjoner nie ma w zasadzie wyboru, powinien prace na rozwojem drużyny prowadzić w eliminacjach. Zwłaszcza że w 2019 roku nie będzie terminu na żaden mecz towarzyski. Pierwszy wolny – o ile biało-czerwoni unikną występu w barażowej dogrywce – pojawi się dopiero wiosną 2020. Czyli równo za rok!

Jak ważny jest udany start w kwalifikacjach, nikogo przekonywać nie trzeba. Selekcjoner także ma świadomość wagi pierwszej potyczki o punkty i już od dłuższego czasu przygotowuje opinię publiczną, że zamierza zagrać w ustawieniu z 1-4-5-1. Dlatego, że właśnie w takim zespół narodowy pod jego kierunkiem funkcjonował najlepiej. Brzęczek ma do tego oczywiście pełne prawo, w końcu to on ponosi odpowiedzialność za wyniki i zostanie z nich rozliczony. Oby nastąpiło to dopiero w listopadzie, po spotkaniu ze Słowenią kończącym grupowe eliminacje biało-czerwonych.

 

Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek miał o czym myśleć przed rozpoczęciem zgrupowania reprezentacji Polski.