Bundesliga. Berlin będzie miał swoje derby!

Rzadko kiedy dwa kluby z jednego miasta są w stanie rywalizować ze sobą w Bundeslidze. Często nie ma dwóch takich na całym szczeblu centralnym. Ostatnie miejskie derby na szczycie to sezon 2010/11 i pojedynek hamburskich HSV oraz FC St. Pauli. Tym lepiej że do niemieckiej elity awansował berliński Union, który nie tylko osiągnął swój największy sukces, stając się 56. drużyną w historii, która zagra w najwyższej lidze, ale także zagwarantował kibicom derby i to w samej stolicy!

Duży udział miał w tym polski bramkarz Rafał Gikiewicz, który nie tylko jest kluczowym piłkarzem swojej drużyny, ale także całej 2. Bundesligi.

Awans z niedosytem

Union już od kilku lat mierzył w awans i po 10 sezonach na zapleczu w końcu udało mu się go wywalczyć. A nie było wcale łatwo, bo ich problemem było to, że do drugiej ligi spadły marki pokroju Kolonii i HSV, które budżetem i jakością swoich kadr przewyższały wszystkich przeciwników, w tym zespół „Eiserne”. Dla Unionu miały zostać co najwyżej baraże, w których co roku mierzy się trzecia najlepsza ekipa 2. Bundesligi z trzecią najgorszą ekipą 1. Bundesligi.

https://sportdziennik.com/bundesliga-bayern-nie-zwalnia-tempa/

Piłkarze Ursa Fischera swój cel zrealizowali, stanęli na najniższym stopniu podium, chociaż pozostał spory niedosyt. Okazało się bowiem, że HSV totalnie zawalił sezon, zajęło dopiero 4. lokatę, a bezpośredni awans – oprócz Kolonii – wywalczyło Paderborn, które Union wyprzedziło jedynie lepszym bilansem bramek.

Nie byli faworytem

W każdym razie Union podszedł do baraży tak, jak każdy drugoligowiec – nie będąc faworytem. Przyszło im mierzyć się ze Stuttgartem, który wpisał się w pewien schemat bundesligowiczów walczących w ostatnich latach o utrzymanie w barażach: silni na papierze, bogaci, ale z fatalną formą i bez żadnego stylu.

Podobnie było z Wolfsburgiem czy HSV, które akurat to utrzymanie w dwumeczach wywalczyły. Stuttgart najwyraźniej zlekceważył Union, bo choć jakość piłkarska wyraźnie była po ich stronie, lepszy okazał się klub ze stolicy.

Drugoligowiec najpierw zremisował na wyjeździe 2:2, a następnie – w poniedziałek – zremisował u siebie 0:0 i dzięki golom zdobytym na obiekcie Stuttgartu awansował. Ostatnia drużyna z 2. Bundesligi, które tego dokonała, to Fortuna Duesseldorf w 2012 roku. Wówczas pokonała ona… inną berlińską ekipę, czyli Herthę.

Symbol dawnego NRD

Ale Union wpłynął na obraz Bundesligi jeszcze w jednym aspekcie. Otóż stał się pierwszą drużyną z byłego NRD od 2009 roku, która będzie występowała w najwyższej lidze Niemiec – wówczas przez trzy lata z najlepszymi mierzyła się Energie Cottbus. Oczywiście, na ziemiach dawnego państwa komunistycznego istnieje jeszcze bardzo silny RB Lipsk, ale różnica w ich przypadku jest taka, że jest to zespół powstały ledwie 10 lat temu, którego za czasów NRD po prostu nie było.

Lipsk miał dużo łatwiejszy start, ma zdecydowanie inną organizację, struktury i – co najważniejsze – zaplecze finansowe. Union czy Energie tak gładko nie miały i one doskonale wiedzą, co to znaczy dźwigać jarzmo dawnych lat. Futbol (i nie tylko) na terenie dawnego NRD zostaje zdecydowanie w tyle w porównaniu z zachodnią częścią kraju, co widać było w 2014 roku – mistrzostwo świata zdobył tylko jeden zawodnik urodzony we wschodniej części, a był nim Toni Kroos. Jego brat, Felix, występuje zresztą w Unionie.

 

Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz to czołowa postać beniaminka Bundesligi z Berlina.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ