Bundesliga. Błędy Bayernu

Monachijczycy przeliczyli się w swoich działaniach transferowych i przed nosem przeleciał im potencjalny zarobek. Niepewna jest z kolei przyszłość Roberta Lewandowskiego.


Ponad 60 mln euro zainwestował Bayern latem 2017 roku w Corentina Tolisso i Niklasa Suele. Ten pierwszy okazał się niewypałem. Z powodu kontuzji opuścił ok. połowę możliwych do rozegrania spotkań, a jeśli już grał, często nie dawał odpowiedniej jak na Bayern jakości. Z Suelem aż tak źle nie było. Prezentował przyzwoity poziom, choć jego wahania formy były zbyt duże. Oczekiwano, że wysoki (195 cm) Niemiec stanie się liderem obrony na lata, ale czegoś mu jednak w tej kwestii zabrakło.

Dwa razy nie

Obu zawodnikiem latem wygasają kontrakty. Bayern chciał sprzedać Tolisso już od dawna, ale nie znalazł żadnego kupca. Klub nie był też skłonny rozmawiać o przedłużeniu umowy Francuza, więc pogodził się z jego odejściem. Co prawda ciągle liczył, że uda się na nim zarobić jakiś pieniądz w styczniu, ale nic na to nie wskazuje. W przypadku Suelego sytuacja jest bardziej skomplikowana.

Bawarczycy zaoferowali mu bowiem prolongatę, ale obrońca odrzucił ją i poinformował klub o tym, że latem odejdzie za darmo. Suele chciał zarabiać więcej, niż zaoferował Bayern (a zaoferował podobno 10 mln rocznie), oprócz tego chciałby mieć mocniejsze miejsce w pierwszym składzie. O to akurat trudno, bo prym w Monachium wiodą Francuzi Dayot Upamecano i Lucas Hernandez. Obaj są co prawda podatni na kontuzje, a trener Julian Nagelsmann chętnie rotuje składem, ale Suelemu to nie wystarcza.

Trzy opcje do obrony

Tym samym Bayern nie zarobi na obu tych zawodnikach złamanego grosza. Jedyne, co zyska, to zluzowany budżet płacowy, który będzie można zainwestować w kogoś nowego. Sęk w tym, że w przypadku mistrza Niemiec zawsze ważne są zrównoważone wydatki, a o te będzie trudniej, jeśli do kasy nie wpadnie nic ani za Tolisso, ani za Suelego. W tym aspekcie Bayern dał trochę ciała i już stara się zabezpieczyć tę kwestię. W przyszłości chce negocjować nowe kontrakty zawodników z jeszcze większym wyprzedzeniem, aby nie zaliczać podobnych wpadek.

Oczywiście powstałe luki trzeba jakoś zapełnić. Ze środkiem obrony nie powinno być problemu, bo Bayern ma na oku trzy opcje – wszystkie darmowe. „Bild” twierdzi, że wariant pierwszy zakłada sprowadzenie z Chelsea Andreasa Christensena, którego umowa z „The Blues” wygasa właśnie latem. Duńczyk nie będzie jednak tani w utrzymaniu, bo żąda podobno ok. 14,5 mln euro, plus dużą kwotę za podpis. Jego atutem jest jednak znajomość Bundesligi, w której wypromował się w barwach Borussii Moenchengladbach. Kolejne opcje to reprezentanci Niemiec: Antonio Ruediger z Chelsea jako plan B, który może być jednak jeszcze droższy i nie tak chętny na Bayern; oraz Matthias Ginter z Gladbach jako plan C – najtańszy i najprostszy do ściągnięcia.

Ile za „Lewego”?

Ciągle pewien znak zapytania stoi przy nazwisku Roberta Lewandowskiego. Jego umowa wygasa w czerwcu 2023 roku i choć obie strony są skłonne do jej przedłużenia, kością niezgody mogą pozostać jej warunki – Polak chce bowiem dłuższego kontraktu niż ma w planach zaoferować Bayern. Ostatnio „Bild” podał natomiast, że jeśli monachijczycy nie dogadają się z „Lewym”, będą chcieli sprzedać go latem za 60 mln euro, by nie popełnić błędu, jak z Tolisso i Suelem. Pieniądze te miałyby być wówczas zainwestowane w Erlinga Haalanda, który latem może zmienić klub za 75 mln euro zapisane w jego klauzuli. Pytanie tylko, czy Bayern będzie stać na pensję Norwega? Lewandowski zarabia w klubie najwięcej, ale Haaland chce jeszcze więcej…


Na zdjęciu: Nie dość, że Corentin Tolisso (z prawej) okazał się transferowym niewypałem, to jeszcze Bayern nie odzyska zainwestowanych w niego pieniędzy.
Fot. Press Focus