Bundesliga. Ciągle płaczą po Piszczku

O ile większość pozycji w Dortmundzie jest obsadzona co najmniej przyzwoicie, o tyle prawa strona defensywy wygląda jak czarna dziura. Okienko się zamyka, a Borussia musi działać.


Żeby zdetronizować Bayern, trzeba złapać odpowiedni moment. Gigant – który przerasta pozostałych pretendentów w większości aspektów – musi mieć zadyszkę i swoje własne problemy, aby ktoś pokroju BVB czy RB Lipsk mógł wykorzystać jego słabości. Borussia miała ku temu okazje, ale w ostatnich latach nie potrafiła ich wykorzystać.

Węzeł gordyjski

Choć dortmundczycy się wzmacniali i mieli (bądź mają) takie tuzy jak Erling Haaland, Mats Hummels czy Jadon Sancho, zawsze coś było nie tak. Oczywiście niektóre postaci w klubie zapowiadały, że – jak przyznał Hummels – z taką kadrą nie sposób nie próbować rzucać rękawicy wielkiemu Bayernowi. Sęk w tym, że nawet jeśli monachijczycy mieli jakieś turbulencje, Borussia przeżywała wtedy prawdziwy huragan kłopotów. Obecnie sprawy mają się tak, że gigant z Bawarii nadal ma najmocniejszy pierwszy skład, ale kompletnie nie jest przygotowany, jeśli chodzi o kwestie rotacji i długość ławki rezerwowych. W tym elemencie BVB (a także Lipsk) przewyższają klub, który od 2013 roku nie schodzi z niemieckiego tronu.

Bayern ma Roberta Lewandowskiego, Borussia ma Erlinga Haalanda. W środku pola obie ekipy mogą toczyć równorzędne boje, a i dortmundzka obrona może dać radę, jeśli akurat Hummels, Raphael Guerreiro i Manuel Akanji będą w formie (co w komplecie akurat zdarza się rzadko). Sęk w tym, że do defensywnego tanga trzeba czworga, a na prawej obronie Borussia ma do rozwikłania istny węzeł gordyjski. Trzymając się metafory, jego przecięcie jest możliwe przez jakiś transfer. Rzecz niby prosta, lecz… najwyraźniej nie do końca.

Mieli Hakimiego

Gdy Łukasz Piszczek zaczął parę lat temu łapać obniżkę formy, kontuzje dały mu się we znaki, a szybkość nie była już taka, jak w najlepszych latach, wszyscy w Zagłębiu Ruhry wiedzieli, że trzeba szykować następcę legendy. W 2018 roku Borussia wzięła na dwuletnie wypożyczenie Achrafa Hakimiego z Realu Madryt, którego – uprzedzając nieco chronologię – ewentualnie mogłaby wykupić, choć takiej opcji zagwarantowanej nie miała.

Trener Zinedine Zidane nie miał go w swoich madryckich planach, ale najbardziej zdeterminowany był (rok temu) Inter Mediolan. Inna sprawa, że Marokańczyk to tak po prawdzie… dość słaby obrońca. Hakimi świetnie atakuje, jest piekielni szybki, dlatego fenomenalnie spisuje się jako wahadłowy. W systemie z czwórką potrafi narobić natomiast wiele niedobrego, dlatego często – grając ustawieniem 1-3-4-3 – jego plecy asekurował w Dortmundzie… Piszczek.

Rok temu Borussia wzięła więc do siebie za darmo reprezentanta Belgii, Thomasa Meuniera, któremu skończył się kontrakt z PSG. Ruch ten wydawał się dobry, ale nikt nie przypuszczał, że mierzący 191 cm wzrostu zawodnik okaże się takim… niewypałem. Podejmowane przez niego decyzje były tak złe, że ten szybko zgarnął tytuł fiaska transferowego, którego nie był w stanie zmazać przez cały sezon.

Zerwał więzadła

Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, w której Meunier został… trzecim prawym obrońcą w zespole. Borussia została zmuszona do ponownego postawienia na Piszczka, który już dawno zapowiedział, że po sezonie opuści profesjonalny futbol na rzecz rodzinnych Goczałkowic. Stary, ale solidny – parafrazując powiedzenie. Dortmundczycy mają też w składzie 21-letniego Hiszpana Mateu Moreya, który – trochę jak Hakimi – dużo lepiej radzi sobie w ataku niż obronie, choć akurat – w przeciwieństwie do Marokańczyka – nie można przyczepić się do jego wyszkolenia technicznego.

Sęk w tym, że Morey w maju zerwał więzadła krzyżowe i do gry może wrócić dopiero… w sezonie 2022/23. Przed kontuzją zresztą i tak na ławkę posadził go Piszczek.

Znajomy trenera

Obecnie feralną pozycję musi w Borussii „ogarniać” Felix Passlack, czyli 23-latek, który może grać na całej długości prawej flanki i wszędzie robi to tak samo źle. Choć sezon ledwo się zaczął, kibice BVB mają już dość niemieckiego zawodnika. Do końca okienka transferowego został niecały tydzień i wszyscy oczekują od działaczy, że ci kogoś kupią. „Bild” twierdzi, że najbliżej klubu jest Valentino Lazaro, który nie zawojował Interu Mediolan.

Mistrzowie Włoch chcą się pozbyć 25-letniego Austriaka i mogą go sprzedać nawet za 7 mln euro. Nowy trener dortmundczyków, Marco Rose, doskonale zna Lazaro, bo miał go wypożyczonego w poprzednim sezonie w Borussii Moenchengladbach, a pracował z nim również parę lat temu w RB Salzburg. Sęk w tym, że mowa o piłkarzu, który – znowu – lepiej czuje się na skrzydle czy wahadle. Na boku obrony może zagrać, ale… niekoniecznie potrafi bronić.

Inna sprawa, że Rose chce grać w Borussii formacją z charakterystycznym rombem w środku pola, bez skrzydłowych, w związku z czym taki Lazaro może się tam odnaleźć. Trzeba jednak pamiętać o odpowiedniej asekuracji, bo tym razem Piszczek na ratunek już nie przybędzie.


Na zdjęciu: Thomas Meunier (żółty) miał być następcą Łukasza Piszczka, a okazał się kompletnym niewypałem.
Fot. PressFocus