Bundesliga. Czemu Piątkowi nie wyszło w Berlinie?

Dwa lata w Hercie nie były dla Krzysztofa Piątka udane. Polak nie spełnił pokładanych w nim nadziei, czego przyczyn można doszukiwać się w kilku aspektach.


Transfer „El Pistolero” z Milanu do Herthy był jednym z pierwszych „bogatych” wzmocnień, jakich dokonała „Stara Dama” po wejściu w klub bogatego inwestora. Latem 2019 roku Lars Windhorst postanowił, że stworzy z tej drużyny ekipę godną stolicy Niemiec, w czym rzecz jasna miały pomóc przelane na berlińskie konto pieniądze.

Brak progresu

Pół roku później do Bundesligi przybył Piątek. Kosztował ok. 24 mln euro – według jednych źródeł stając się pierwszym, a według innych (co raczej bliższe prawdy) drugim najdroższym nabytkiem w historii klubu. O to miano rywalizował zresztą z Lucasem Tousartem, innym „efektem” przybycia Windhorsta. Piątek do Berlina przychodził ciągle jeszcze korzystając z renomy, jaką wyrobił sobie pamiętnym sezonem 2018/19, kiedy w barwach Genoi i Milanu zdobył w Serie A 22 bramki. Wszyscy na jego punkcie zwariowali, ale jasne było, że napastnik musi poprawić jeszcze wiele elementów.

I tu leży problem, bo te elementy poprawione nie zostały. 58 meczów i 13 goli (w tym 2 z karnych) dla Herthy to nie jest zadowalający wynik. Można byłoby jeszcze przymknąć oko, gdyby nie fakt, że w większości spotkań „Piona” na boisku… nie istniał. Jego udział w grze był znikomy. Gdy debiutował we Włoszech i strzelał mnóstwo goli, podkreślano, że przy całej tej otoczce i tak musi rozwinąć się w kwestii gry tyłem do bramki, poruszania się między strefami, odpowiedniego ustawiania się i odnajdywania przestrzeni – nie tylko w pobliżu samej bramki rywala. Miesiące mijały, a Polak nie stawał się lepszy.

Nie pomagał drużynie

W efekcie tego pożytku z jego występów dużo nie było. Piątek nie był przydatny w konstruowaniu akcji Herthy, liczył tylko na dogrania kolegów w „szesnastkę”, co w dzisiejszym futbolu nie jest perspektywicznym podejściem. Często biegał bez ładu i składu, co czasem może i przynosiłoby korzyści, gdyby Polak był typem szybkościowca – a nie jest.

To lis pola karnego. Trzeba dać coś więcej, co chociażby pokazywali jesienią ci, którzy zepchnęli Piątka na ławkę rezerwowych – Ishak Belfodil i Steven Jovetić. Bynajmniej nie bundelsligowa czołówka, ale napastnicy mobilni, mogący grać niżej oraz bliżej skrzydeł, dobrze wyszkoleni technicznie. Przeciwieństwo statycznego „Piony”.

Absolutna zależność Piątka od kolegów obnażała jego liczne braki, ale należy przecież podkreślić, że czasem i tacy napastnicy sobie w futbolu radzą – sezon 2018/19 zresztą dobitnie to pokazał. Dlatego część winy za niepowodzenie napastnika trzeba zrzucić na kolegów z drużyny. Bo ci bynajmniej jakościowi nie byli. Cały pobyt Piątka w Berlinie to taktyczny chaos i walka w dolnych rejonach tabeli.

Polak nie pomagał drużynie w ofensywie, ale… tam w ogóle mało kto dawał coś ekstra. Skrzydła, środek pola, ofensywni pomocnicy… To w „Starej Damie” funkcjonowało słabo, więc trudno, aby napastnik o „piątkowej” charakterystyce mógł coś w takim zespole zdziałać. Wielu miałoby ciężary.

Bez ładu i składu

Bo prawda jest też taka, że 21-krotny reprezentant kraju trafił do złego miejsca. Gdy Windhorst wpompował kasę w Herthę, ta stała się ogniskiem chaosu, nerwowego zarządzania, głupich ruchów transferowych. Ściągano piłkarzy nie na te pozycje, które wymagały wzmocnień. Nazwiska przybywające do Berlina zresztą też wielokrotnie dziwiły. Dopiero kilka miesięcy temu – czyli dwa lata po pojawieniu się inwestora – Hertha zatrudniła sensownego dyrektora sportowego, Frediego Bobicia, który jednak na razie jeszcze nie poukładał tego wszystkiego.

Dwa lata Piątka w Berlinie to aż… pięciu trenerów! Polak nie jest tak dobry, jak się czasem ludziom nad Wisłą wydaje, ale ogromny bałagan panujący w Hercie zdecydowanie nie pomagał w stabilizacji, rozwoju i skupieniu się na futbolu. Ten klub to jeden wielki miszmasz i choć nie wiadomo, co jeszcze z Piątka będzie, opuszczenie stolicy Niemiec powinno wyjść mu na dobre.


Na zdjęciu: Krzysztof Piątek to najskuteczniejszy zmiennik w historii Herthy, ale to tak naprawdę jedyny pozytyw, jaki zostanie mu po dwóch latach w Berlinie.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus