Bundesliga. Czwarty trener w Moguncji

Fatalny sezon niesie za sobą konsekwencje w postaci zwolnień z klubów Bundesligi.


Przedostatnie w Bundeslidze Mainz poprowadzi właśnie czwarty trener w tych rozgrywkach. W pierwszych dwóch kolejkach drużyną dowodził Achim Beierlorzer, potem zastąpił go Jan-Moritz Lichte, za niego na jeden mecz pojawił się tymczasowo Jan Siewert, a od wczoraj szkoleniowcem FSV jest jego wieloletni piłkarz i były trener grup młodzieżowych, Bo Svensson. Zatrudnienie Svenssona to efekt ostatnich działań klubu z Moguncji, który sprowadził w swoje szeregi postacie mocno identyfikujące się z Mainz – szefem działu sportowego został Christian Heidel (w przeszłości pracował w klubie przez 24 lata), a dyrektorem sportowym mianowano Martina Schmidta (byłego trenera FSV).

Hoeness na gorącym krześle

Świetna gra w Lidze Europy i ciągle pogarszające się wyniki w Bundeslidze… Ofensywna mantra Hoffenheim nie sprawdza się zbyt dobrze, co wkrótce może kosztować trenera posadę.

Nazwisko Hoeness w niemieckiej piłce jest doskonale znane. W końcu Uli Hoeness przez wiele lat był twarzą Bayernu Monachium i w ogromnym stopniu przyczynił się do stworzenia potęgi Bawarczyków. Jego brat, Dieter, także zaistniał w futbolu i rozegrał sporo meczów w Bundeslidze, osiągając dobre wyniki strzeleckie. I co istotne z punktu widzenia tego tekstu – dał światu syna Sebastiana.

Dwa światy

Najmłodszy z rodu Hoenessów wygrał w poprzednim sezonie 3. ligę, prowadząc rezerwy Bayernu. Z racji przepisów awansu jednak nie było, ale 38-letni trener i tak skoczył na wyższy szczebel – a właściwie to najwyższy, bo od razu do Bundesligi. W Hoffenheim, które ciągle zbierało się po stracie Juliana Nagelsmanna, miał wprowadzić ofensywny styl gry, który doprowadził do udanego początku sezonu. W drugiej kolejce udało się chociażby rozbić Bayern 4:1, a dodatkowo ekipa TSG wrzuciła najwyższy bieg w spotkaniach Ligi Europy.

W pucharach Hoffenheim zdobyło 16 z 18 możliwych punktów, co jest rezultatem niezaprzeczanie świetnym, lecz w Bundeslidze tak dobrze już nie jest. Owszem, „na dzień dobry” udało się wygrać dwa spotkania – w tym wspomniane z Bayernem – ale potem przyszła passa 10 kolejek z tylko jednym zwycięstwem. Choć rok 2020 zakończył się szczęśliwym pokonaniem Borussii Moenchengladbach, to 2021 Hoffenheim rozpoczęło od porażki w badeńskich derbach z Freiburgiem 1:3.

Kwestia historyczna

Sytuacja drużyny ciągle się pogarsza. Nie bez przyczyny TSG ma trzecią najgorszą defensywę w Bundeslidze i w 14 meczach straciło 26 goli – gorszy wynik mają jedynie szorujące dno tabeli Mainz (31) oraz Schalke (39).

– To, jak bronimy, nie przynosi efektu i tracimy bardzo dużo prostych bramek – mówił golkiper Hoffenheim, powoływany ostatnio do reprezentacji Niemiec Oliver Baumann.


Czytaj jeszcze: Najlepszy joker Bundesligi

Choć Hoeness wniósł do klubu wielkie nadzieje, wkrótce może ten klub opuścić. W niemieckich mediach sugeruje się, że bratanek wielkiego Uliego traci uznanie graczy, na co wpływ ma chociażby zbyt duża rotacja. W osiągnięciu stabilizacji na pewno nie pomógł Hoffenheim koronawirus, kontuzje i potrzeba gry na kilku frontach, ale Hoeness… i tak może być optymistą.

W następnej kolejce jego piłkarze zmierzą się z Schalke, które śrubuje obecnie passę 30 meczów ligowych bez zwycięstwa. Biorąc pod uwagę beznadziejną grę przeciwnika, Hoffenheim będzie miało wyborną okazję do przełamania, choć graczom z Gelsenkirchen motywacji brakować nie będzie. Jeśli bowiem Schalke nie wygra po raz kolejny, wyrówna historyczny rekord Tasmanii Berlin, która w sezonie 1965/66 nie odniosła zwycięstwa w 31 kolejnych spotkaniach!


Na zdjęciu: W obecnej sytuacji wielkie nazwisko Sebastiana Hoenessa w niczym mu nie pomoże.

Fot. Pressfocus