Bundesliga. Frankfurt napastnikami stoi

W ostatnich sezonach Eintracht dał się poznać z bardzo dobrej strony. Duża była w tym zasługa piłkarzy, którzy imponowali występując na szpicy orlego ataku.


Tak po prawdzie era wielkich napastników Eintrachtu zaczęła się w 2015 roku. „Wielkich” – w znaczeniu dosłownym, bo mierzący 196 cm Alexander Meier został… królem strzelców Bundesligi, zdobywając zaledwie 19 bramek. Niemiec wykorzystał słabszą formę rywali, m.in. Roberta Lewandowskiego, a jego snajperska korona była wielkim zaskoczeniem.

Pamiętna trójka

Obok niego grał wtedy u „Orłów” Haris Seferović, który Bundesligi akurat nie zawojował, ale dobrze radzi sobie teraz w Benfice i jest liderem mocnej reprezentacji Szwajcarii. Do gry wchodził też wtedy utalentowany Niemiec Luca Waldschmidt, aktualnie również występujący w lizbońskim klubie. Potem jednak Eintracht miał pewnego rodzaju „zawias”, strzelać nie było za bardzo komu, aż nadszedł pamiętny sezon 2018/19.

Wtedy pełną moc pokazało niemalże legendarne frankfurckie trio. Luka Jović zdobył na wszystkich frontach 27 goli i miał 7 asyst, Sebastien Haller 20 goli i 12 asyst, a Ante Rebić 10 goli i 6 asyst. Mało kto jednak wspomina, że wszyscy ci piłkarze grali już dla Eintrachtu sezon wcześniej, ale wówczas tylko Haller przekroczył „dwucyfrówkę”, licząc wszystkie rozgrywki. W końcu jednak orle trio odkryte przez Niko Kovaca zgrało się pod wodzą Adiego Huettera i m.in. dotarło do półfinału Ligi Europy, gdzie dopiero po rzutach karnych uległo późniejszemu tryumfatorowi, Chelsea.

W cieniu „Lewego”

W 2019 roku Jović, Haller i Rebić odeszli z Eintrachtu, przynosząc mu ostatecznie blisko 120 mln euro zysku, a jak na taki klub była to monumentalna wręcz kwota. Trzeba było jednak poszukać kogoś w zastępstwo i tu z pomocą przyszedł Milan, który wziął do siebie Rebicia. W zamian oddał do Frankfurtu niesprawdzającego się do końca Andrę Silvę, który pierwszy sezon w Niemczech skończył z 12 ligowymi golami. W kolejnym zaś bramkarzy pokonywał aż… 28 razy! Liczba ta jednak kryje się nieco w cieniu 41-bramkowego wyczynu Roberta Lewandowskiego.

Silvy jednak także już u „Orłów” nie ma. Za śmieszne 23 mln euro wziął go do siebie RB Lipsk, który na gwałt potrzebował napastnika. Eintracht z kolei ponownie stanął przed kłopotem załatania dziury w ataku. Jakby tego było mało, z klubu odszedł trener Huetter i dyrektor sportowy Fredi Bobić, co tylko zdwoiło skalę problemu.

Z Ameryki Południowej

Eintracht jednak działa, jak może i wydaje się, że robi to dobrze. Udało mu się dokonać świetnego (bo darmowego) transferu 25-letniego Kolumbijczyka Rafaela Borro, który w przeszłości odbił się od Hiszpanii, ale przez cztery poprzednie lata w słynnym argentyńskim River Plate skompletował 56 goli i 18 asyst w 149 występach. Borro to jednak napastnik specyficzny, niski, w związku z tym frankfurtczycy chcą zainwestować zarobione na Silvie pieniądze w prawdziwą bombę rodem z Brazylii. Chodzi o Carlosa Viniciusa.

26-latek krążył po europejskich klubach, aż w końcu w 2019 roku za 17 mln euro wzięła go do siebie Benfika, gdzie ten spisywał się fenomenalnie. Poprzedni sezon mierzący 190 cm snajper spędził w Tottenhamie, gdzie będąc zastępcą Harry’ego Kane’a zdobył świetne jak na ową rolę 10 bramek i 3 asysty w 22 grach. Anglicy jednak nie wykupili go po wypożyczeniu, co chce wykorzystać Eintracht. Benfica jest gotowa na kolejne wypożyczenie Brazylijczyka, umożliwiając Niemcom posezonowy wykup za 25 mln euro. Frankfurccy kibice są sceptycznie nastawieni do tego ruchu, który ich zdaniem może być dla klubu za drogi i ustanowi jego nowy rekord transferowy.


Na zdjęciu: Carlos Vinicius (z lewej) może trafić do Eintrachtu Frankfurt. Brazylijczyk ma być następcą Andre Silvy.
Fot. PressFocus