Bundesliga. Głośniej niż zwykle

Borussia-Derby nie miały jeszcze tylu podtekstów, co tym razem. W Moenchengladbach nie zapomnieli o okolicznościach, w jakich do Dortmundu przeszedł trener Marco Rose.


Niemiecki szkoleniowiec wykonywał ze „Źrebakami” świetną robotę. W Dortmundzie natomiast poszukiwano trenera, który wypełniłby lukę, jaką pozostawił po sobie zwolniony Lucien Favre. Padło właśnie na Rosego.

Gniew trybun

Gdy w trakcie sezonu ogłoszono, że po zakończeniu rozgrywek 45-latek zamieni Borussię na Borussię, Gladbach wpadła w wielki kryzys. Mówiło się, że piłkarze ufali trenerowi i że razem z nim chcieli rozwijać się w klubie z Nadrenii. Jego odejście do BVB potraktowali jak zdradę, szatnia się posypała i choć końcówka sezonu była już nieco lepsza, niesmak pozostał. Zresztą Rose też dolał oliwy do ognia. Na jednej z konferencji pomylił nazwy Borussii, a gdy jego „Źrebaki” przegrały z jego przyszłym pracodawcą z Pucharze Niemiec, kamery uchwyciły członków sztabu, którzy dyskutowali m.in. z Erlingiem Haalandem – czyli swoim przyszłym zawodnikiem.

– Staram się nie dopuścić, aby wokół tego powstała jakaś zbędna historia. Dobrze sobie radzę z tą sytuacją i koncentruję się na podstawach – mówił Marco Rose, który jest doskonale świadomy gniewu, jaki wyleje się na niego ze strony kibiców z Moenchengladbach. Dyrektor sportowy „Źrebaków”, Max Eberl, powiedział zresztą:

– Rozumiem fanów, którzy chcą okazać swoje niezadowolenie. W Niemczech panuje wolność słowa i mają do tego prawo. Mam jednak nadzieję, że nie wdamy się w żadną wojnę partyzancką. Osobiście cieszę się, że zobaczę Marco – mówił Eberl, który sam pośrednio postawił Rosego w nieciekawej sytuacji.

Gdy kilka miesięcy temu odejście szkoleniowca do konkurencji było zwykłą plotką, dyrektor zapowiadał, że jest pewny jego pozostania na 98 procent. Potem mówił o 95 procentach, aż nagle… Dortmund ogłosił jego zatrudnienie.

Szuka bawołów

To był zresztą początek lawiny zmian trenerskich, która dotknęła aż 7 z 8 czołowych klubów Bundesligi w poprzednim sezonie. Gladbach musiała zareagować, więc zdecydowała się wykupić klauzulę, która była zawarta w kontrakcie Adiego Huettera z Eintrachtu Frankfurt. Austriak wykonywał z „Orłami” rewelacyjną pracę, więc wydawało się, że Borussia zaliczyła po stracie Rosego miękkie lądowanie. Na ten moment jednak „Źrebaki”… zajmują trzecie miejsce od końca, to barażowe. Słabsi są jedynie obaj beniaminkowie. Tak samo beznadziejnie idzie m.in. Eintrachtowi i Lipskowi, które również mają po 4 punkty, ale Gladbach ma najsłabszy bilans goli.

Niemieckie media piszą o tym, że Huetter musi znaleźć nowe „stado bawołów”, jak we Frankfurcie nazywano głośne trio, które nie tak dawno siało postrach w Bundeslidze i Lidze Europy – Sebastien Haller, Luka Jović i Ante Rebić. W Gladbach wykonawcy wcale nie są słabsi. To w końcu kapitan Lars Stindl, krzepki Szwajcar Breel Embolo czy dwaj Francuzi: Alassane Plea i reprezentant Marcus Thuram (obecnie kontuzjowany).

Kłopot ze wszystkim

„Źrebaki” muszą mierzyć się z kilkoma istotnymi kontuzjami, przez które m.in. osierocone zostały boki ich defensywy. Nie zmienia to jednak faktu, że gra ogółu powinna wyglądać lepiej. Wymieniając elementy, jakie należy poprawić, Huetter wskazał… właściwie wszystko – braki dynamiki, szybkości, zbyt częste utraty piłki, nieudane kontry, braki agresji, kontuzje… Bramkarz Yann Sommer mówił zaś o braku kreatywności.

Pewien optymizm w Moenchengladbach jednak jest. Inauguracyjny mecz z Bayernem wyszedł przecież Borussii więcej niż dobrze (1:1), a sam Adi Huetter równie beznadziejnie rozpoczął swoją pracę w Eintrachcie. Potem było już tylko lepiej i lepiej.


Na zdjęciu: Kapitan Lars Stindl doskonale wie, że tym razem kibiców Gladbach może być słychać wyraźniej niż zazwyczaj.
Fot. PressFocus