Bundesliga. Jednak nie Haaland

Robert Lewandowski o miano najlepszego strzelca Bundesligi nie rywalizuje tylko z fantastycznym Norwegiem. Tuż za Polakiem czai się bowiem sąsiad z Czech.


Choć „Lewy” w minionej kolejce nie zdobył bramki, nadal pozostaje liderem klasyfikacji strzelców. Mainz postawiło Bayernowi trudne warunki, ostatecznie przegrało 1:2, ale Lewandowskiemu nie udało strzelić temu konkretnemu rywalowi swojego 20. gola w karierze. Mainz stałoby się tym samym 7. zespołem, z którym „Lewy” zdobył co najmniej 20 bramek.

Historia sprzyja Bawarii

Bundesliga, aby upchnąć wszystko w terminarzu, startuje z kolejką w środku tygodnia. Dzisiaj więc Bayern zagra ze Szwabami ze Stuttgartu i będzie ewidentnym faworytem tego spotkania. VfB co prawda udało się ostatnio odbić nieco od dna, ale wciąż jest to zespół, któremu daleko do optymalnej dyspozycji. Lewandowski przeciwko stuttgartczykom grał 18 razy, zdobył 11 goli, a w zeszłym sezonie skompletował w meczu z nimi hat-tricka. Bramkowym wyczynom Bayernu będzie sprzyjał fakt, że w ciągu ostatnich 14 lat Szwaby pokonały Bawarczyków tylko dwukrotnie.

Dla „Lewego” dobrze by było, aby uciekł nieco ścigającej go konkurencji. Prawie na pewno do siatki trafi bowiem Erling Haaland, mający obecnie 5 bramek straty do Polaka (czyli 11). Jego Borussia Dortmund zagra z Greuther Fuerth, najsłabszą drużyną Bundesligi, która w weekend odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie, a zarazem pierwsze odniesione u siebie w historii gry na najwyższym szczeblu (to ich drugi sezon na szczycie). Haaland dla Lewandowskiego stał się jednak drugim problemem, bo pierwszym jest Patrik Schick, rozgrywający najlepszy sezon w karierze.

Problemy zdrowotne

Wydaje się, że reprezentant Czech, który w styczniu skończy 26 lat, w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi. Od dawna wróżono mu wielką karierę, ale gdy po udanym sezonie 2016/17 z Sampdorii trafił do Romy, jego forma poszła mocno w dół.

W rzymskich barwach zagrał 58 spotkań i zdobył tylko 8 goli, stając się obiektem krytyki. Widzący to wszystko włodarze Juventusu zapewne cieszyli się, że Schick ostatecznie nie trafił do Turynu – a miał, lecz z powodu pewnych problemów zdrowotnych transfer nie wypalił.

W sezonie 19/20 Czech poszedł do Niemiec. Wypożyczył go RB Lipsk, bo bardzo mocno na ten transfer naciskał trener Julian Nagelsmann – choć włodarze byli temu ruchowi przeciwni. Napastnik w 22 meczach ligowych zdobył 10 goli, sprawdził się, ale „Byki” z Romy go nie wykupiły.

Duże wątpliwości miał bowiem sztab medyczny, który – o czym opowiadał ostatnio prezes RB Oliver Mintzlaff – wieszczył Schickowi regularne wizyty w lekarskich gabinetach. No i poza tym Czech nie był taki tani. Sytuację wykorzystał więc Bayer Leverkusen i zapłacił rzymianom 26,5 mln euro. To był świetny ruch.

Musi uważać

W poprzednim sezonie Schick strzeli w lidze 9 goli i choć więcej trafień na koncie miał jego konkurent, Argentyńczyk Lucas Alario, to trenerzy i tak woleli Czecha. 25-latek mimo 191 cm wzrostu dużo lepiej czuje się z piłką przy nodze niż przy głowie. Potrafi dać „coś ekstra” i odnajduje się w grze kombinacyjnej.

Wybór okazał się słuszny, bo w bieżącym sezonie pod Schicka nikt nie ma już żadnego podjazdu. Urodzony w Pradze napastnik zagrał w 12 meczach (trochę zabrała mu kontuzja) i zdobył 14 bramek, do których dołożył 7 asyst! W niedzielę dwukrotnie trafił do siatki Eintrachtu Frankfurt, Bayer prowadził 2:0, ale – jak to Bayer – przegrał 2:5. W poprzednim meczu Schick z kolei strzelił aż 4 gole Fuerth, na co potrzebował tylko 27 minut. „Lewy” musi na niego uważać.


Na zdjęciu: Patrik Schick znajduje się w fenomenalnej formie.
Fot. PressFocus

Program 16. kolejki
Wtorek: Stuttgart – Bayern, Wolfsburg – Kolonia, Mainz – Hertha, Arminia – Bochum, [Środa:] Gladbach – Eintracht, Dortmund – Greuther, Leverkusen – Hoffenheim, Union – Freiburg, Augsburg – Lipsk