Bundesliga. Kamiński z zielonym światłem

W ostatnich tygodniach cicho było wokół postaci Marcina Kamińskiego. Polski obrońca praktycznie nie gra w bundesligowym Stuttgarcie i zimą może zmienić klub.


– Jeśli w kadrze ma się 33 zawodników, to trzon drużyny składa się z 15-16 graczy – mówił dyrektor sportowy Stuttgartu Sven Mislintat. Na długość ławki rezerwowych „Szwaby” narzekać nie mogą, czego jednak nie mogą powiedzieć zawodnicy prawie w ogóle nie grający. Marcin Kamiński jest jednym z nich.

Wszystko w jego rękach

Nawet mimo faktu, że Stuttgart najczęściej gra na trzech środkowych obrońców, Polak w tym sezonie zagrał łącznie ledwie 4 razy, ostatni raz w październiku. Później siedział tylko na ławce rezerwowych, a w 2021 roku w ogóle znajdował się poza kadrą meczową.

Podstawową linię defensywą VfB tworzy trzech Niemców: Pascal Stenzel, Waldemar Anton i Marc-Oliver Kempf, którzy mają już pewną renomę w Bundeslidze. Pierwszym do wejścia jest obecnie Grek Konstantinos Mavrapanos, a w obwodzie pozostaje także nominalny defensywny pomocnik Atakan Karazor. Pozycja „Kamyka” jest więc bardzo licha.

– Jesteśmy zadowoleni z grupy, którą mamy – mówił Mislintat. – Wszyscy chłopacy są tu mile widziani, są świetni i są ważną częścią grupy. Jeśli nie ma ich z nami, to również ma znaczenie dla tych, którzy grają. Naturalną rzeczą jest to, że zawsze pojawią się zawodnicy, którzy będą chcieli występować więcej – opisywał zespołowe zależności dyrektor, zwracając uwagę na fakt, że drużynę stanowią także ci, którzy na boisku minut nie łapią – jak Kamiński.

W niemieckich mediach obok nazwiska polskiego obrońcy wymienia sie również Philippa Klementa, który także przegrywa walkę o wyjściową jedenastkę, grając co najwyżej „ogony” w końcówkach.

– Kiedy Marcin przychodzi do nas i mówi, że przez kolejne dwa lata może grać regularnie w innym klubie, nie zamykamy się na to – mówił Mislintat, wyraźnie dając do zrozumienia, że Stuttgart nie będzie stawał Kamińskiemu na drodze. 29-latka, który wczoraj świętował urodziny, nikt z zespołu wyrzucać nie będzie, ale jeśli zechce odejść i znajdzie się ktoś zainteresowany, też nie będzie z tym kłopotu. Wszystko leży tak naprawdę w rękach samego Polaka i jego menadżera.

Czas powrotów

W trakcie obecnego tygodnia do Bundesligi powrócił Luka Jović, który nie sprawdzał się w Realu Madryt i ponownie zasilił szeregi Eintrachtu Frankfurt – na wypożyczeniu do końca sezonu. Znacznie głośniejszym powrotem może być jednak przyjście… Klaasa-Jana Huntelaara

37-letni Holender od 3,5 roku występuje w Ajaksie Amsterdam, gdzie mimo wieku notuje fantastyczne liczby. Wydawało się, że wracając do ojczyzny napastnik będzie kończył karierę, ale okazuje się, że jeszcze raz może zagrać w Bundeslidze. „Hunter” bowiem w latach 2010-17 reprezentował barwy Schalke, w 240 meczach zdobywając 126 goli i 35 asyst.

Jako że „Koenigsblauen” są obecnie w fatalnej pozycji, zajmują przedostatnie miejsce w tabeli i mają beznadziejną sytuację finansową, ściągnięcie Huntelaara na pół roku jest opcją pozbawioną jakiegokolwiek ryzyka. Jeśli się uda, świetnie, jeśli nie wypali, trudno – choć rzecz jasna lepiej, żeby się udało.

Swoją formę Holender udowodnił w czwartkowym meczu Ajaxu z Twente, kiedy wszedł na boisko w 89. minucie przy stanie 1:1 i strzelił dwa gole dające amsterdamczykom zwycięstwo. Po meczu 37-latek przyznał, że Schalke i Ajax to dwa kluby jego serca i nie wykluczył, że powróci do Gelsenkirchen, aby pomóc drużynie. Latem „Hunter” zakończy piłkarską karierę, a jego transfer do S04 ma dać zespołowi mentalnego kopniaka, tak jak miało zadziałać powrotne ściągnięcie Seada Kolasinaca z Arsenalu.


Na zdjęciu: Marcina Kamińskiego (w środku) wkrótce w Stuttgarcie może już nie być.

Fot. PressFocus