Bundesliga. Lipsk podkręcił temperaturę

Do hitowego starcia z Dortmundem drużyna RB podejdzie w kryzysie i z zatrudnionym w czwartek trenerem. Jest nim… Marco Rose, ostatnio prowadzący właśnie Borussię.


Koniec Domenico Tedesco jest porażką na wszystkich poziomach – pisał o środowym zwolnieniu trenera RasenBallsportu [Oliver Hartmann] z magazynu „kicker”. Zespół, który niedawno zdobył Puchar Niemiec i dotarł do półfinału Ligi Europy, teraz wygląda jak przypadkowa zbieranina. – W głowach wszystkich, zarówno graczy, sztabu, jak i kierownictwa, po tych udanych miesiącach pojawiła się fatalna w skutkach myśl, że kapitalna passa po prostu będzie kontynuowana – analizował Hartmann.

Zamysł zrealizowany

Plan „Byków” się oczywiście nie powiódł. Drużyna cofnęła się w rozwoju mimo braku istotnych strat kadrowych, a większość nowych nabytków została sprowadzona – jak się okazuje – wbrew wskazaniom Tedesco. Trener wcześniej odmówił podobno rozmów dotyczących przedłużenia kontraktu, co nie spodobało się szefostwu, choć jak widać – i tak nie miało to sensu. 36-latek zostawił RB na 11. miejscu w Bundeslidze. Wygrał w tym sezonie tak naprawdę tylko jeden mecz, bo nie ma sensu wliczać tu rozgromienia 8:0 czwartoligowca w krajowym Pucharze.

Jego zwolnienie nie było zaskakujące, choć nagłe. Informacja pojawiła się z samego rana, następnego dnia po porażce 1:4 z Szachtarem Donieck w Lidze Mistrzów. Niemieckie media spekulowały o potencjalnym następstwie dla Tedesco, ale nikt nie sądził, że ziści się ono tak szybko. Z piłkarzami pracuje już Marco Rose.

Nieudana przygoda

Ten urodzony w… Lipsku trener doskonale zna filozofię, jaką kieruje się w swoich klubach Red Bull. W latach 2013-19 pracował bowiem w bliźniaczej ekipie RB Salzburg, awansując stopniowo od prowadzenia młodzieżówek aż do seniorów. Z tymi osiągał świetne wyniki, prezentując – co ważne – bardzo dobry styl. Rose przyciągał zainteresowanie i trafił ostatecznie do Borussii Moenchengladbach. Tam spisywał się kapitalnie, aż podebrać go postanowiła imienniczka z Dortmundu. Trener opuszczał „Źrebaki” w nie najlepszej atmosferze. O jego przenosinach poinformowano w trakcie sezonu i od tamtego momentu obrażona drużyna wpadła w kryzys.

Dla Dortmundu miał być początkiem nowego etapu, ale… wytrwał w nim tylko sezon. Został zwolniony po zakończeniu rozgrywek. To stosunkowo świeża sprawa, więc warto przypomnieć, że w 46 meczach Rose odniósł 27 wygranych, a poniósł 15 porażek przy ledwie 4 remisach. BVB pod jego wodzą zdobyła 106, a straciła 74 bramki, punktując na poziomie 1,85 „oczka” na spotkanie. Szkoleniowiec zdobył wymagane wicemistrzostwo Niemiec, ale w słabym stylu, męcząc się mimo całkiem spokojnej sytuacji w tabeli. Zawiódł jednak w pucharach – w tym niemieckim dając się wyeliminować drugoligowemu St. Pauli, w Lidze Mistrzów zajmując tylko 3. miejsce w przeciętnej grupie, a potem odpadając w pierwszym dwumeczu Ligi Europy z Rangersami po beznadziejnej grze.

Starzy znajomi

Rose nie nadawał z BVB na tych samych falach. Chciał grać bardziej progresywny, dynamiczny futbol, podczas gdy zespół był raczej konstruowany pod nieco spokojniejszą, techniczną grę. Obecni tam piłkarze niespecjalnie pasowali pod pomysł szkoleniowca, czego nie można powiedzieć o Lipsku – szczególnie po transferach reprezentantów Niemiec, Davida Rauma (jedynego ze sprowadzonych, którego chciał Tedesco) i Timo Wernera. Nie wiadomo, jak drużyna zareaguje na nowego trenera, ani jak trener zareaguje… na swój debiut. W dzisiejszym hicie kolejki RB podejmie bowiem Borussię Dortmund.


Na zdjęciu: Marco Rose wraca na bundesligową ławkę trenerską.
Fot. PressFocus