Bundesliga. Na właściwych torach

Po najwyższej od 43 lat porażce w Bayernie nie było widać śladu. Monachijczycy otrząsnęli się i szykują już na mecz Ligi Mistrzów z Benfiką.


– Nie wiedziałem, co się dzieje. Patrzyłem na tablicę wyników i widziałem tylko jeden, dwa, trzy, cztery… – mówił o ciągle żywym meczu Pucharu Niemiec Manu Kone, pomocnik Borussii Moenchengladbach. Bayern zgarnął od niej 5 goli i jego reakcja na najwyższą od 1978 roku porażkę stała pod znakiem zapytania. Niepotrzebnie.

Ludzie szerzą farmazon

– Od pierwszych minut pokazywaliśmy, że chcemy wygrać. Otwierający gol był ważny, bo z Unionem nigdy nie gra się łatwo. Tam zawsze jest bardzo żarliwa atmosfera. Oczywiście także popełniliśmy kilka błędów, ale zdobyliśmy komplet punktów i szykujemy się na spotkanie z Benfiką – mówił Robert Lewandowski, który w Berlinie zdobył dwie pierwsze bramki. „Lewy” zresztą mógł zaliczyć także efektowną asystę, kiedy w bardzo trudnej sytuacji popisał się wybitnym panowaniem nad futbolówką, ale Leroy Sane zmarnował wypracowaną przez niego okazję. Bawarczycy wygrali jednak 5:2 i utrzymali pozycję lidera, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, że starcie z Gladbach należy już do przeszłości.

Lewandowski był jedynym Polakiem, który wybiegł na boisko przy Starej Leśniczówce. Wciąż debiutu w Bundeslidze nie zaliczyli bowiem grający w Unionie Tymoteusz Puchacz i Paweł Wszołek, którzy nawet nie znaleźli się w kadrze meczowej. Ten pierwszy zresztą tradycyjnie był obecny w mediach społecznościowych, chwaląc się chociażby… robieniem kolejnego tatuażu. Ludzie zaczęli zarzucać „Puszce”, że ten po raz kolejny wrócił na weekend do Poznania, co jednak piłkarz zdementował. – Muszę sprostować, bo ludzie szerzą farmazon, a farmazon potem się niesie, a mi to niepotrzebne. Zdjęcia pochodzą z Berlina – napisał Puchacz, co nie zmienia jednak sedna problemu. Wypadałoby w końcu coś w Bundeslidze zagrać…

Nie poddają się

Warto też wspomnieć, że drugie zwycięstwo w tym sezonie odniósł Augsburg, w którego szeregach regularnie występują Rafał Gikiewicz oraz Robert Gumny. Bawarczycy przegrywali u siebie ze Stuttgartem 0:1, prezentowali się słabo, ale odwrócili losy spotkania, zwyciężając aż 4:1! Zespół dwójki Polaków nadal jednak znajduje się w dole tabeli, zajmuje miejsce barażowe i musi poprawić wiele elementów swojej gry.

Szczególną uwagę zwrócić zaś należy na Freiburg. Nikt nie spodziewał się, że ten niepozorny klub zaliczy swój najlepszy start w historii bundesligowych występów. Fryburczycy są w ścisłym czubie tabeli i jako jedyni w stawce nie ponieśli jeszcze ani jednej porażki! Zresztą seria 10 spotkań bez przegranej to rekord klubu, który został ustalony w 2001 i 2012 roku. Do pobicia wystarczy jeszcze jeden niezły mecz, a za tydzień Freiburg… uda się do Monachium.


Na zdjęciu: W Bayernie wszystko wróciło do normy, a Robert Lewandowski znów trafił na listę strzelców.
Fot. PressFocus