Bundesliga. Od tego wszystko się zaczęło

24 mecze ligowe temu Schalke pokonało Borussię Moenchengladbach, odnosząc… swoje ostatnie zwycięstwo. Teraz obie drużyny znów się zmierzą, ale sytuacja jest zupełnie inna.


Choć Gladbach podejmie Schalke w „hitową” sobotnią godzinę 18:30, to w praktyce będzie to pojedynek Dawida z Goliatem. Borussia, mimo utraty kilku punktów, to czołowa siła Bundesligi, zaś Schalke jest… głównym kandydatem do spadku.

Lubią swój rekord

Najgorsza obrona, najgorszy atak, tylko 3 punkty po 8 meczach, brak choćby jednej wygranej na koncie. Tak na ten moment wygląda bilans drużyny „Koenigsblauen”, która na poważnie jest już porównywana do… najgorszego zespołu w historii Bundesligi! Słynna, by nie powiedzieć, że wręcz legendarna Tasmania Berlin sezon 1965/66 rozpoczęła od wygranej 2:0 z Karlsruhe. Później jednak nastąpiła seria 31 spotkań bez choćby jednego zwycięstwa, zakończona w przedostatniej kolejce wygranym 2:1 starciem z Borussią Neunkirchen.

Swój ostatni mecz w Bundeslidze Tasmania zagrała wtedy z… Schalke, więc może to nie jest przypadek, że na spadkobiercę berlińczyków typuje się akurat S04. Paradoksalnie jednak Tasmania, obecnie występująca w piątej lidze, nie chce, aby ten niechlubny rekord przeszedł na kogoś innego. – To część naszej identyfikacji, bardzo nam pomaga. Gdy zasiadamy do rozmów ze sponsorami, nie trzeba nas przedstawiać. To jest fajne, stało się częścią tego, kim jesteśmy – mówił szef Tasmanii, Almir Numic.

Zaczęło się dobrze

W Gelsenkirchen do tych 31 meczów dobijać zdecydowanie nie chcą. Ta fatalna passa Schalke zaczęła się na początku rundy wiosennej zeszłego sezonu. Po dobrej jesieni „Koenigsblauen” mieli rozpalone ambicje, ale pewne sygnały ostrzegawcze, które docierały z boiska, zignorowali. Runda rewanżowa zaczęła się od pokonania silnej Borussii Moenchengladbach 2:0, a jako że potem przyszła porażka z Bayernem w Monachium (0:5), nikt się tym specjalnie nie przejął. Nikt też nie sądził, że zwycięstwo nad Gladbach będzie ostatnim na przestrzeni wielu miesięcy.

Im dalej w las, tym więcej drzew. Chaos w Schalke rozgorzał pełną parą, media ujawniły długi sięgające grubo ponad 200 mln euro, a wychwalany na początku swojej pracy David Wagner stracił ją kilka tygodni temu. Zastępujący go Manuel Baum nie daje wielkich nadziei na poprawę, tym bardziej że w grze drużyny nadal nic nie funkcjonuje jak należy. Nie widać żadnego światełka w tunelu. Co więcej, kończący się tydzień przyniósł w Gelsenkirchen kolejny wstrząs – który nie pochodził bynajmniej z żadnej z (zamkniętych) kopalni.

Chaos totalny

Pracę stracił Michael Reschke, który był dyrektorem zarządzającym i wraz z kierownikiem Jochenem Schneiderem odpowiadał za główną myśl strategiczną klubu – okazało się jednak, że wizje obu panów skrajnie się od siebie różniły. Co więcej, Schalke poinformowało, że od zespołu zostali odsunięci podstawowi w tym sezonie pomocnicy: Algierczyk Nabil Bentaleb (za całokształt swojej postawy) oraz Marokańczyk Amine Harit (w ostatnim meczu zszedł w 38. minucie i kompletnie zignorował trenera, idąc prosto do szatni).

Wcześniej los ten spotkał ważną postać, jaką jest Francuz Benjamin Stambouli, czasem dzierżący opaskę kapitana, lecz on został do składu przywrócony. Klub postanowił także, że wraz z ostatnim dniem roku rozwiązany zostanie kontrakt Vedada Ibisevicia, doświadczonego napastnika, który podczas treningu… wdał się w ostre spięcie z Naldo, byłym piłkarzem, a obecnie asystentem Bauma. W Gelsenkirchen nie dzieje się dobrze, a w przeszłości już niejedna wielka marka spadała z Bundesligi. Optymizmu w klubie bynajmniej nie ma.


Na zdjęciu: Swego czasu na Amine’a Harita (z lewej) zerkała… Barcelona. Katalończycy jednak szybko porzucili swoje zainteresowanie.

Fot. Pressfocus