Bundesliga. Pierwszy stołek zwolniony

Nie Hertha, nie Lipsk, nie Augsburg – ale grający w Lidze Mistrzów Wolfsburg jako pierwszy klub Bundesligi zwolnił szkoleniowca.


Marka van Bommela wybronić bardzo trudno. Nazwisko w świecie futbolu ma może uznane – w końcu nie tak dawno grał dla Barcelony czy Bayernu Monachium – ale jeśli chodzi o realia trenerskie, tego uznania zdecydowanie nie wzbudza.

Zaczęło się dobrze

Gdy 44-latek przychodził do Wolfsburga, wiele osób spoglądało na ten ruch krytycznie. Szkoleniowe roszady były w Bundeslidze powszechne, bo z nowymi trenerami w sezon weszło aż 7 z 8 najlepszych ekip poprzednich rozgrywek. „Wilki” miały największy kłopot ze znalezieniem odpowiedniego kandydata, a gdy kolejne opcje odpadały, w końcu zdecydowano się na van Bommela.

Były reprezentant kraju doświadczenie zbierał przede wszystkim w PSV Eindhoven, które opuścił końcem 2019 roku z nie najlepszą łatką. Mówiono, że Holender jest dobrym trenerem, dopóki wszystko idzie, jak należy. A gdy zaczyna się kryzys, trzeba zmieniać i reagować, van Bommel się gubi.

Pierwszy niepokojący sygnał pojawił się w debiucie 44-latka. Wolfsburg (nie bez kłopotów) pokonał w Pucharze Niemiec czwartoligowe Preussen Muenster, ale… został ukarany walkowerem, ponieważ w dogrywce dokonał o jednej zmiany za dużo. Takie pomyłki się zdarzają, a szybko o niej zapomniano, bo potem „Wilki” jako jedyne w Bundeslidze miały na koncie komplet punktów po 4 kolejkach.

Wyniki były świetne, chociaż drużyna Volkswagena miała relatywnie łatwe zadanie. Pokonała bowiem wyraźnie odstających od reszty stawki beniaminków (Bochum i Fuerth), kompletnie wówczas nieuporządkowaną Herthę Berlin oraz notujący beznadziejny falstart RB Lipsk. Następnie… przyszła passa 5 porażek i 3 remisów, co definitywnie zakończyło żywot van Bommela w klubie.

Rozbita tafla

Jeszcze niedawno trener mówił o tym, że jego drużyna opiera się na solidarności. Jeśli tej solidarności nie ma, pojawia się kłopot, w związku z czym trzeba ją jak najszybciej odnaleźć. W podobne tony uderzali piłkarze, m.in. Renato Steffen, bo faktycznie oglądając kolejne spotkania „Wilków” można było odnieść wrażenie, że z każdym występem coraz mniej się tam klei.

Zespół był jak tafla lodu, która po rozbiciu rozpada się na kawałki rozpływające się każdy w innym kierunku – coraz dalej i dalej… Przed van Bommelem Wolfsburg prowadził Oliver Glasner (obecnie fatalnie radzący sobie w Eintrachcie), który kapitalnie scalił tę drużynę. Funkcjonowała ona jak jeden organizm, a jej mechanizm był perfekcyjnie naoliwiony. Organizacją gry piłkarze z Dolnej Saksonii imponowali, każda przestrzeń była odpowiednio zabezpieczona, aż przyszedł van Bommel i przestał dolewać oleju.

Nie ma zmiłuj

– Najistotniejsze było to, że więcej czynników nas dzieliło niż łączyło. Zabrakło przekonania, że w tym zestawieniu możemy wyjść z kryzysu i doprowadzić do jak najszybszego odwrócenia sytuacji. – przyznał dyrektor sportowy VfL Joerg Schmadtke, fachowiec, co się zowie na swoim stanowisku i zarazem… gość szalenie trudny do współpracy. Schmadtke jest człowiekiem bezlitosnym, nie ma w nim żadnego sentymentu. Swoją pracę wykonuje świetnie, ale chłodno i jeśli widzi, że coś nie działa, jak należy, po prostu reaguje. W jego świecie nie ma zmiłuj, choćbyś był jego najlepszym przyjacielem.

– Jestem zaskoczony i rozczarowany tą decyzją, bo uważam, że raczej udałoby nam się wrócić na drogę sukcesu – mówił dokładnie na odwrót [Mark van Bommel]. Kto go teraz zastąpi w Wolfsburgu? W niemieckich mediach wymienia się trzy nazwiska. Florian Kohfeldt spuścił z ligi Werder Brema, ale ma metkę niezwykle uzdolnionego innowatora. Domenico Tedesco przeżywał w Schalke świetnie (wicemistrzostwo) i marne (walka o byt) momenty, a ostatnio pracował w Spartaku Moskwa. Edin Terzić z kolei… latem odmówił Wolfsburgowi po zdobyciu (jako trener tymczasowy) Pucharu Niemiec z Borussią Dortmund, preferując posadę dyrektora w BVB. Jak sam mówił, na stałe i samodzielne prowadzenie dużego klubu było jeszcze za wcześnie.


Na zdjęciu: Mark van Bommel to pierwszy trener Bundesligi, który w tym sezonie stracił pracę.
Fot. PressFocus