Bundesliga. Smutne derby

Mecze między tymi zaciekłymi rywalami – Borussia Dortmund i Schalke 04 – zawsze przynoszą mnóstwo emocji, których głównym gwarantem są kibice. „Matkę wszystkich derbów” zobaczy jednak tylko… 300 osób.


Oczywiście mnóstwo osób będzie oglądało derby Zagłębia Ruhry w telewizji, ale każdy zdaje sobie sprawę, że za atmosferę odpowiadają przede wszystkim obecni na stadiony kibice. Dortmundzki Signal Iduna Park może poszczycić się największą pojemnością w Niemczech, umożliwiając wejście na trybuny ponad 81 tysiącom kibiców. Pojedynek Borusii i Schalke na żywo zobaczy jednak tylko 300 osób.

Lepiej niż w maju

BVB w tym sezonie przyjmowała kibiców na obu domowych meczach – spotkanie z Moenchengladbach zobaczyło 9300 fanów, wygraną z Freiburgiem 11500. Sytuacja z pandemią – choć Niemcy radzą z nią sobie zdecydowanie lepiej niż Polacy – wciąż się tam jednak pogarsza, przez co władze regionalne starają się zapanować nad nią wszelkimi możliwymi sposobami. Jednym są oczywiście stadionowe ograniczenia, przez co liczba kibiców na Revierderby będzie taka niewielka. Na trybunach znajdą się osoby wylosowane z grona 35 tysięcy członków klubu posiadających karnet, kibiców gości wśród nich nie będzie.

Można jednak powiedzieć, że z dwojga złego lepsze takie rozwiązanie niż żadne. Ostatni mecz Borussii i Schalke był „popandemijnym” hitem, ponieważ było to pierwsze spotkanie dla obu zespołów w pamiętny weekend 16 maja, gdy Bundesliga jako pierwsza poważna liga wróciła do gry po okresie zawieszenia. Stadiony były wówczas zamknięte w stu procentach.

Mogą spaść z ligi

Zarówno BVB, jak i Schalke ostrzą sobie zęby na ten mecz. – Wszyscy wiedzą, jak ważne są te derby, tu nie trzeba nic dodawać. One zawsze są gorące i wszystko w nich jest możliwe – mówił jeden z nowych zawodników niebieskich z Gelsenkirchen, Kilian Ludewig. A „Koenigsblauen” będą mieli o co walczyć, ponieważ są najsłabszą drużyną Bundesligi, zajmują ostatnie miejsce w tabeli, mają tylko jeden punkt po czterech meczach, w których zanotowali fatalny bilans bramek 2:16. Klub znajduje się obecnie w powijakach, wszystko się tam rozsypało i nic nie wygląda dobrze.


Czytaj jeszcze: Oglądają, póki mogą

– Derby dają wielką szansę, aby zluzować trochę tę blokadę – mówił o wielomiesięcznym zacięciu Schalke jego były piłkarz i wieloletni kapitan Benedikt Hoewedes. – To nie będzie jednak łatwe zadanie, bo Dortmund jest na zupełnie innym poziomie jakości, nawet jeśli w Lidze Mistrzów przeciwko Lazio zagrał słabo – mówił 32-letni Niemiec, który po nie najlepszej końcówce kariery przeszedł w tym roku na emeryturę. Co jednak znamienne, Hoewedes przyznał, że wyobraża sobie Schalke… spadające do drugiej ligi: – Nawet jeśli jakość tego składu nie powinna mieć nic wspólnego z boiskową walką o utrzymanie – dodał. Takie słowa prędko z eteru nie znikną.

Zarzut braku jaj

Borussii oczywiście spadek nie grozi, ale w Dortmundzie ponownie zaczęły się dywagacje dotyczące trenera Luciena Favre’a i jego mentalnego przygotowania do walki o mistrzostwo, które w BVB jest od jakiegoś czasu oficjalnym celem. Wspomniany mecz z Lazio, przegrany 1:3, ponownie skłonił krytyków zespołu do wytykania mu „braku jaj” i bycia zbyt miałkim. Błędy indywidualne dortmundczyków raziły w oczy, a Favre już od kilku tygodni nie kwapi się do wstrząśnięcia piłkarzami.

– We wzorowy sposób przestrzegaliśmy zasad dystansu społecznego – krytykował humorystycznie starcie z Włochami dyrektor sportowy Borussii [Michael Zorc], który w derbach z odwiecznym rywalem chce zobaczyć wyraźną reakcję na porażkę. Dla Favre’a będzie to dokładnie 300. mecz Bundesligi w roli trenera. Oby nie okazał się dla niego przeklęty, bo jeśli dortmundczycy nie wygrają z tak słabiutkim Schalke, gromy nad Signal Iduną Park nie będą cichły przez wiele dni.


Na zdjęciu: Tym razem z goli Emre Cana będzie się mogło cieszyć tylko 300 osób.

Fot. Pressfocus