Bundesliga. Spirala niepowodzeń

Nikt w Bundeslidze nie zanotował lepszego startu niż Wolfsburg, choć obecnie… po udanym początku nie ma już żadnego śladu.


Pierwszy mecz sezonu zakończył się dla drużyny z Dolnej Saksonii… niekorzystnym walkowerem, bo w dogrywce Pucharu Niemiec Wolfsburg wykonał o jedną zmianę za dużo. Zdarza się, chociaż na boisku – męcząc się, ale jednak – udało się pokonać czwartoligowe Preussen Muenster. Potem zaś „Wilki” ruszyły na ligę i jako jedyne w stawce mogły pochwalić się kompletem punktów po 4 pierwszych kolejkach.

Rażąca słabość

Sęk w tym, że potem… już nie wygrały. A i z perspektywy czasu rywale, z którymi mierzyła się ekipa Volkswagena, wielkiej chluby jej nie przynoszą. Pokonani zostali bowiem odstający od reszty beniaminkowie z Bochum i Fuerth, będąca wówczas w totalnej rozsypce Hertha Berlin i notujący beznadziejny start RB Lipsk. Wolfsburg po prostu książkowo wykorzystał słabości przeciwników, notując przy tym mało imponujący bilans goli 5:2. Koniec końców należało ich jednak pochwalić, bo przecież w futbolu liczą się punkty, a i nawet słabeuszy trzeba umieć pokonać.

Zwycięstwo z Greuther Fuerth, które miało miejsce 11 września, było… ostatnim, jakie udało się „Wilkom” odnieść. Potem przyszła śrubowana obecnie passa 7 gier bez wygranej, na którą złożyły się 3 remisy i 4 porażki – wliczając w to wszystko słabe występy w Lidze Mistrzów.

– Po dwóch minutach meczu spaliśmy. Broniliśmy rzutów rożnych w sposób amatorski – mówił po przegranym 1:3 spotkaniu LM z Salzburgiem skrzydłowy Renato Steffen, bo faktycznie jego drużyna w sposób absolutnie skandaliczny prezentowała się przy kornerach, które dały Austriakom dwa gole.

– Słabość naszej defensywy robi się coraz bardziej rażąca, o czym świadczy to, że w ostatnich 5 meczach straciliśmy 12 bramek. To nasze szóste spotkanie z rzędu bez czystego konta – grzmiał wściekły Szwajcar.

Gdzie to zniknęło?

Oglądanie poczynań obronnych Wolfsburga może powodować dysonans, bo w ostatnich sezonach „Wilki” słynęły z tego, że gola strzelić im było bardzo trudno. Jeśli nie spokojnie grający defensorzy, to bardzo niedoceniany – ale niezwykle fachowy – belgijski bramkarz Koen Casteels ratował kolegów przed utratą bramki. – W ciągu ostatnich tygodni utraciliśmy kilka cech naszej gry. Musimy wrócić do tego, że wszyscy razem atakujemy i wszyscy razem bronimy – grzmiał Steffen, który narzekał również na pracowitość zespołu.

Tego typu zarzuty siłą rzeczy kierują w stronę trenera Marca van Bommela. Skoro w poprzednich miesiącach zespół w niemalże identycznym zestawieniu personalnym bronił kapitalnie, a po letniej zmianie trenera „zapomniał”, jak to się robi, to wygląda to nieco podejrzanie. – Oczywiście, to ma jakiś związek z pewnością siebie – tłumaczył van Bommel.

– Jesteśmy zespołem, który bazuje na solidarności piłkarzy. Jeśli to nie działa na sto procent, dużo tracimy – mówił holenderski szkoleniowiec. Pytanie więc brzmi – dlaczego ta zespołowość zaniknęła? Faktem jest, że z powodu kontuzji kolana na długi czas wypadł kilka tygodni temu kluczowy pomocnik Xavier Schlager, ale oprócz niego są w drużynie inni jakościowi zawodnicy, którzy nie powinni dać odczuć braku Austriaka.

Niepokonani

Wolfsburgowi trudno będzie o przełamanie w tej kolejce. Na jego stadion przyjedzie bowiem Freiburg, notujący swój najlepszy początek w historii bundesligowych występów. Fryburczycy mają najlepszą defensywę w lidze i jako jedyni ciągle pozostają jeszcze niepokonani. Takiej właśnie solidności, pracy u podstaw, brakuje w tym sezonie ekipie „Wilków” – nic tylko brać przykład z Freiburga.


Na zdjęciu: W tym sezonie piłkarze Wolfsburga zaskakująco często muszą zerkać w stronę własnej siatki.
Fot. PressFocus