Bundesliga. To był weekend cudów

Dawno nie było w Niemczech tak emocjonującej kolejki Bundesligi. Mecz Borussii Dortmund z Bayernem był tylko jedną z wielu atrakcji zafundowanych kibicom za Odrą.


Zresztą sprawa „Der Klassikera” jeszcze nie dobiegła końca. Do gry wkroczyć może bowiem… prokuratura, która razem z komisją dyscyplinarną Niemieckiego ZPN-u (DFB) bada sprawę wypowiedzi Jude’a Bellinghama, piłkarza Dortmundu. – Największe spotkanie w Niemczech prowadzi sędzia, który w przeszłości ustawiał mecze. Czego się spodziewaliście? – wypalił 18-latek wkurzony decyzjami podejmowanymi przez sędziego Felixa Zwayera.

Rozgoryczony Anglik

Bellingham może zostać zawieszony. Jego słowa mogą zostać podpięte pod zniewagę i zniesławienie – nawet jeśli faktycznie Zwayer 16 lat temu jako arbiter liniowy przyjął w jednym meczu łapówkę, do czego później sam się przyznał. DFB zresztą może też ukarać byłego sędziego Manuela Graefe, który powiedział: – Każdy, kto kiedykolwiek przyjmował pieniądze i przez pół roku utrzymywał w tajemnicy korupcję, nie powinien gwizdać w zawodowym futbolu – mówił Graefe. Bellinghama bronił prezes Borussii Hans-Joachim Watzke, tłumacząc to rozgoryczeniem Anglika oraz jego młodym wiekiem.

W Bundeslidze działo się jednak w weekend dużo więcej. W końcu – i bez żadnej sensacji – RB Lipsk zwolnił trenera Jessego Marscha, który w piątek przegrał 1:2 z Unionem Berlin. Napakowana świetnymi piłkarzami drużyna wicemistrza Niemiec zajmuje dopiero 11. miejsce z 18 punktami i 6 ligowymi porażkami w 14 kolejkach. Gra „Byków” także jest godna pożałowania, dlatego szefostwo postanowiło, że do końca roku zespół poprowadzi asystent Marscha, Achim Beierlorzer. A potem… się zobaczy.

Butelka z keczupem

Dziennikarz Chrystian Kynast w komentarzu opublikowanym przez „Bild” pisze: – Sam Marsch przestał być do siebie przekonany. Jesienią dwukrotnie zgłaszał szefostwu wątpliwości co do tego, czy aby na pewno jest tam właściwą osobą. Jak w takim razie miał przekonać do siebie piłkarzy? Do tego dochodziły rażące błędy w kontaktach z zespołem, zbyt duża rotacja, niewytłumaczalne decyzje personalne, niewystarczająca elastyczność taktyczna. Za dużo, żeby Marsch mógł jeszcze odwrócić tę sytuację. Separacja jest logiczna, ale jest zarówno porażką prezesa Olivera Mintzlaffa, dla którego Marsch był wymarzonym trenerem – wyjaśnia Kynast.

W międzyczasie Bayer Leverkusen odniósł swoją najwyższą domową wygraną w historii Bundesligi, pokonując 7:1 Greuther Fuerth. Aż 4 gole zdobył Patrick Schick, wszystkie po przerwie, bo w pierwszej połowie Czech… nie oddał nawet strzału. – To było jak z butelką keczupu. Najpierw nic nie idzie, a potem – po pierwszym golu – leci wszystko na raz – wyjaśniał zadowolony Schick. Również Freiburg pobił swój osobisty rekord, odnosząc najwyższe zwycięstwo w trakcie swoich występów w Bundeslidze. Pokonał on na wyjeździe Borussię Moenchengladbach aż 6:0, ale nie to było w tym najbardziej szokujące. Fryburczycy wszystkie bramki zdobyli… w 37 minut.

Rekordowa wygrana

Jeszcze nikt nigdy w Bundeslidze nie prowadził tak wysoko do przerwy. Nawet Bayern! Nic dziwnego, że media piszą o najgorszej pierwszej połowie w historii Borussii, która – na domiar złego – przegrała ostatnio ważne derby z Kolonią aż 1:4. Warto przypomnieć, że ten zespół 40 dni temu pokonał w Pucharze Niemiec 5:0 Bayern Monachium, ale później najwyraźniej za bardzo uwierzył w swoje możliwości – tym bardziej że odniósł kolejne dwa ligowe zwycięstwa, z tym że… pokonał beniaminków.

– To, co się stało, było surrealistyczne – mówił zszokowany porażką z Freiburgiem dyrektor sportowy Borussii Max Eberl. „Źrebaki” niebezpiecznie osunęły się w tabeli i zajmują dopiero 13. pozycję, tak jak i Lipsk – zawodząc w tym sezonie. W szatni jest podobno coraz bardziej nerwowo i nie ma co się temu dziwić. Eberl zapewnia jednak, że trener Adi Huetter nie zostanie zwolniony.


Na zdjęciu: Widząc, jak Freiburg zdobywa kolejne bramki, można było tylko przecierać oczy ze zdumienia.
Fot. PressFocus