Bundesliga. Wygłodniali kibice

Rozgrywanie spotkań Bundesligi przy pustych trybunach nie do końca rozwiązuje problem kibiców. Władze piłkarskie są świadome, że fani mogą gromadzić się pod stadionami.


Przykładu takiej nieodpowiedzialności Niemcy już doświadczyli. W marcu, na kilka dni przed zawieszeniem ligi, odbywało się zaległe spotkanie Borussii Moenchengladbach z FC Koeln – pierwsze bez udziału kibiców.

Koronawirus za naszą zachodnią granicą siał już spore spustoszenie, a mimo tego fani Gladbach podeszli pod stadion w liczbie ok. pół tysiąca głów. Zaczęli prowadzić doping, a piłkarze po meczu, w pewnym stopniu legitymując ich decyzję, wyszli na zewnętrzny pierścień trybun, aby im podziękować.

Protesty pod stadionem

Krytyka takich zachowań pojawiła się bardzo szybko. Kilka dni później Werder miał podejmować w Bremie Bayer Leverkusen i władze podejrzewały, że w tym przypadku pod stadionem może zgromadzić się nawet 3 tysiące bremeńczyków.

Rozgrywki na szczęście zawieszono, nie było więc okazji do podobnych incydentów, ale gdy dyskutowano o powrocie do gry, nie skupiano się tylko na tym, co będzie się działo na boisku, ale również poza stadionem.

Niektórzy przeciwnicy wznowienia Bundesligi twierdzili, że mecze piłkarskie będą stwarzały ryzyko powstawania licznych zgromadzeń w otoczeniu futbolowych obiektów.

Niemieckie grupy ultras są przeciwne rozgrywaniu spotkań przy pustych trybunach. Niby rozumieją, że takie rozwiązanie uratuje kluby, ale z drugiej strony nie potrafią przeżyć tego, że mecze będą odbywały się bez ich udziału.


Czytaj jeszcze: Derby duchów


Fani najchętniej poczekaliby z powrotem futbolu do momentu, aż mogliby pojawić się na trybunach, z tym że wtedy wiele klubów prawdopodobnie by nie istniało.

„Mecze duchów” uznają za przykład komercjalizacji piłki nożnej i złego zarządzania, które uzależniło ją od telewizyjnych wpływów, dlatego pojawiały się obawy, że w ramach protestu mogą gromadzić się pod stadionami. Niektóre grupy apelowały co prawda o rozsądek, ale niczego nie można wykluczyć.

Za wcześnie na mecze

Z tego powodu kluby będą współpracowały z policją, która będzie pilnować porządku w okolicach stadionów. Wewnątrz obiektu będzie mogło znaleźć się maksymalnie 300 osób, z tym że stadiony będą podzielone na trzy strefy (wnętrze, trybuny i części zewnętrzne), a w każdej będzie mogło przebywać nie więcej niż 100 osób.

Aby wejść do danej strefy trzeba będzie mieć specjalną akredytację, wcześniej wypełnić kwestionariusz zdrowotny i mieć zmierzoną temperaturę, a nad wszystkim będzie czuwał specjalista ds. higieny. Tereny poza stadionami – obszary publiczne – będą nadzorowane przez policję.

– Powrót Bundesligi będzie dla wielu osób ulgą. Zapewni trochę różnorodności oraz normalności i zasadniczo jest to dobra rzecz. Jednak dwa tygodnie temu ostrzegałem, że na organizowanie „meczów duchów” jest za wcześnie i będę się tego trzymał – mówił Joerg Radek, zastępca szefa policji federalnej, który bazując na swoim doświadczeniu obawia się kibicowskich zgromadzeń. W mediach mówi się o „wygłodniałych fanach piłki nożnej”.

Pewna presja została także wywarta na telewizji Sky, głównym nadawcy Bundesligi w Niemczech (jak Canal+ i ekstraklasa), od której oczekiwano, że mecze będzie transmitować na niekodowanych kanałach dostępnych dla wszystkich.

Argumentowano to obawą, że kibice, którzy nie posiadają Sky, będą gromadzić się u tych osób, które te kanały posiadają, co będzie stwarzało potencjalne zagrożenie. Telewizja wyszła naprzeciw oczekiwaniom i część spotkań dwóch najbliższych kolejek pokaże w pasmach ogólnodostępnych.


Na zdjęciu: W Niemczech głośno apeluje się do kibiców, aby ci nie gromadzili się pod stadionami w trakcie meczów.

Fot. PressFocus