Bundesliga wzywa „Kamyka”!

Niewykluczone, że grono polskich piłkarzy w Niemczech powiększy się. Na radarze znajduje się Jakub Kamiński, którego jednak Lech Poznań wolałby jeszcze zatrzymać.


Pochodzący z Rudy Śląskiej zawodnik to prawdziwa perła w koronie „Kolejorza”. Urodzony w 2002 roku skrzydłowy od blisko 6 lat jest zawodnikiem Lecha, a w jego pierwszym zespole zagrał już 70 spotkań. To właśnie Kamiński jest najjaśniejszą postacią drużyny w tym sezonie. Strzela, asystuje, stwarza największe zagrożenie. A to wszystko z ciągle obowiązującym statusem młodzieżowca, z którego będzie mógł korzystać jeszcze w dwóch kolejnych sezonach – teoretycznie rzecz jasna, bo wtedy pewnie w ekstraklasie już go nie będzie.

Okolice rekordu

Choć zdarza się to niezwykle rzadko, Lech poinformował ostatnio, że do klubu wpłynęła atrakcyjna oferta za 19-latka, ale postanowiono ją odrzucić. Poznaniacy podkreślili, że nie są zainteresowani sprzedażą swojej gwiazdki – a przynajmniej nie w tej chwili. Szybko w obiegu zaczęła pojawiać się informacja, że chętnym nabywcą miał być niemiecki Wolfsburg i okazuje się to prawdą. Potwierdzają to zresztą media za Odrą. Redaktor telewizji Sky Sport Max Bielefeld przyznał, że Lech odrzucił pierwszą ofertę „Wilków”, ale ci mają już szykować kolejną. Jego zdaniem Kamiński jest bowiem… numerem jeden na liście życzeń klubu, którego właścicielem jest koncern Volkswagena!

Na razie jednak konkretów nie ma. Choć poznaniacy starają się obstawać twardo przy swoim zdaniu, wątpliwe jest, aby odrzucili ofertę, które byłaby wyjątkowo atrakcyjna. Ile musiałaby ona wynosić? Cena zakręciłaby się zapewne w okolicy rekordu transferowego ekstraklasy, który na ten moment należy do innego ex-lechity, Jakuba Modera. Reprezentant Polski opuścił „Kolejorza” na rzecz Brighton za kwotę (łącznie) 10,5 mln euro. Lech w przeszłości udowodnił już, że potrafi odrzucać oferty nawet z Bundesligi. Rok temu przecież Mainz chciało ściągnąć do siebie Tymoteusza Puchacza. Proponowało podobno ok. 5 mln euro, ale poznaniacy nie byli zainteresowani, podobnie zresztą… jak sam Puchacz.

Czekają na sprzedaż

Wolfsburg pieniądze na pewno ma. W zeszłym sezonie klub ten zapewnił sobie awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, co wiąże się z odpowiednią poprawą sytuacji finansowej. Latem jednak trochę się tam pozmieniało. Zespół objął trener Marc van Bommel, którego zatrudnienie było oceniane mocno sceptycznie. Okazuje się, że słusznie, bo przez nieuwagę jego oraz „wilczego” sztabu Wolfsburg został zdyskwalifikowany z Pucharu Niemiec za nadprogramową (szóstą) zmianę w meczu z czwartoligowym Preussen Muenster. Oprócz tego na inaugurację sezonu zespół z Dolnej Saksonii pokonał beniaminka z Bochum tylko 1:0 i to mimo faktu, że ten od 4 minuty grał w osłabieniu.

Co do kwestii transferowo-kadrowych, Wolfsburg tego lata wydał już blisko 40 mln euro. Zarobił nieco ponad milion, a to oznacza wyraźne zaburzenie finansowej równowagi. Możliwe jednak, że wkrótce pojawią się jakieś przelewy przychodzące. Bundesligowicz wyobraża sobie sprzedaż jednego ze skrzydłowych, potencjalnego konkurenta Kamińskiego Josipa Brekalo, którym interesują się Włosi (Torino i Lazio). Cena? 15 mln euro. Oprócz tego blisko odejścia z Wolfsburgu jest jego największa gwiazda, napastnik Wout Weghorst, który może przynieść ok. 20 mln euro.

Dwóch ponad nim

Wtedy pieniądze na „Kamyka” na pewno by się znalazły, a i z minutami na boisku może nie byłoby tak źle. Ponad Polakiem w hierarchii skrzydłowych znaleźliby się na pewno Renato Steffen oraz brat bliźniak znanego z Warty Makany Baku, Ridle, ale z racji Ligi Mistrzów meczów do rozegrania byłoby sporo. Oczywiście na bokach mogą także wystąpić uniwersalny gracz ofensywny Maximilian Philipp oraz sprowadzony latem młodzieżowy reprezentant Niemiec Lukas Nmecha, który jest jednak nominalnym napastnikiem. Koniec końców wszystko byłoby w nogach samego Kamińskiego.


Na zdjęciu: Już wkrótce Jakub Kamiński może mierzyć się z obrońcami o nieco wyższej klasie.
Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus