Burzliwa dyskusja o GieKSie

Kibice GKS-u Katowice znów zawitali na posiedzenie Komisji Kultury, Promocji i Sportu, by rozmawiać z radnymi o sytuacji klubu i konflikcie z prezesem Markiem Szczerbowskim. – Chcecie mieć wpływ na funkcjonowanie klubu, a nie chcecie odpowiedzialności – mówił kibicom wiceprezydent Waldemar Bojarun.


Pomysł zorganizowania trójstronnego spotkania między przedstawicielami kibiców, klubu i miasta, celem załagodzenia nastrojów wokół GKS-u Katowice – którego mecze w geście protestu przeciw rządom prezesa Marka Szczerbowskiego są od lipca bojkotowane przez fanatyków – nie został uwzględniony w przyszłorocznym harmonogramie pracy Komisji Kultury, Promocji i Sportu przy katowickiej radzie miasta. W planie znalazło się jedynie tradycyjne czerwcowe podsumowanie sezonu wielosekcyjnej GieKSy (spółki należącej do miasta i dotowanej co rok kilkunastoma milionami z miejskiej kasy) co nie mogło usatysfakcjonować części radnych oraz przedstawicieli stowarzyszenia kibiców „SK1964”. Kibice w poniedziałek – już drugi raz – zawitali na posiedzenie Komisji, bo jako mieszkańcy mają do tego prawo. Dyskusja, w której brał też udział wiceprezydent Waldemar Bojarun, momentami była dość burzliwa.

Bez okrągłego stołu

Radna Barbara Wnęk-Gabor: – Na poprzedniej komisji wszyscy ustaliliśmy, że będziemy dyskutować o sytuacji wokół klubu w styczniu. W czerwcu będzie już po zawodach, skoro runda piłkarska zaczyna się w lutym, a przed nami też hokejowe play offy. Nasze obiekty powinny być wypełnione kibicami, a od dłuższego czasu mamy nierozwiązany konflikt. Bardzo proszę, aby uwzględnić to w porządku obrad, zaprosić zainteresowane strony, zrobić taki „okrągły stół” w sprawie GKS-u. Nie można tej dyskusji odwlekać.

Wiceprezydent Waldemar Bojarun: – Oczywiście może pani wnioskować o wszystko, ale miejscem rozwiązywania – jak to pani stwierdziła – konfliktu między stowarzyszeniem a zarządem jest stowarzyszenie i zarząd.

Wnęk-Gabor: – Wybrzmiało na ostatnim posiedzeniu komisji, że środowisko kibiców niejednokrotnie spotykało się z zarządem. Zbyt długo ten konflikt się ciągnie, spotkania są bezowocne. Jako rada miasta, która głosuje za środkami finansowymi dla klubu, mamy prawo, by poznać temat i dążyć do tego, by konflikt został rozwiązany. Oczywiście, to kompetencje zarządu i strony prezydenckiej, ale apelujemy, prosimy, biorąc pod uwagę dobro klubu i miasta, by rozwiązano go jak najszybciej. Chodzi o pewną społeczność, atmosferę, również pieniądze z biletów. Stadion jest pusty, nie można tego przeciągać w nieskończoność.

Bojarun: – Ten konflikt może być rozwiązany w szybki i prosty sposób: gdy stowarzyszenie kibiców potępi wydarzenia, które miały miejsce na stadionie w meczu z Widzewem. Kiedy tylko zostanie to jasno i czytelnie zrobione – potępienie aktu, którego nie tolerujemy na obiektach miejskich – wtedy konflikt zostanie zażegnany. Zależy nam, by stadion był pełny, a nie pusty. Gdy tylko kibice będą chcieli, to wrócą. Przecież nikt nie trzyma ich poza obiektem. Piłeczka jest tylko po jednej stronie. Oczekujemy na ruch ze strony stowarzyszenia kibiców, potępienia konkretnych działań. Wtedy sytuacja zostanie rozwiązana. Klub ma swojego właściciela, właściciel postawił konkretny warunek i należy go wypełnić.

Wniosek radnej Wnęk-Gabor nie został uwzględniony, a harmonogram prac komisji bez punktu o „okrągłym stole ws. GieKSy” przegłosowano. Za było ośmiu radnych, przeciw – jedynie radne Wnęk-Gabor i Patrycja Grolik.

„Prezydencie, to nie clou konfliktu”

Kibice skomentowali słowa wiceprezydenta Bojaruna stwierdzeniem: „Szanowny panie prezydencie, jak pan dobrze wie, to nie jest clou konfliktu”. W temacie sporu wokół GieKSy stale mówi się o kwietniowej zadymie z meczu z Widzewem, po której Bukowa została zamknięta na cztery kolejki. Klub i miasto oczekują od kibiców symbolicznego odcięcia się od tych wydarzeń, ale kibice zwracają uwagę – i to właśnie w ich oczach jest clou konfliktu – że wymaga się od nich czegoś dużo poważniejszego, a więc wzięcia jako „SK1964” odpowiedzialności za zachowanie wszystkich kibiców. Ktoś może powiedzieć: „Gdy tylko kibice zechcą, kupią bilety i wrócą na trybuny”, ale teraz nie jest to takie proste. Bez porozumienia z klubem trudno będzie współpracować choćby w zakresie korzystania na stadionie z pomieszczenia na flagi, akcesoria. Owszem – przeciętny zjadacz chleba może uznać to za fanaberię, ale w świecie kibicowskim nie da się bez tego egzystować, to norma w każdym klubie. Poza tym – wyjazdy. Fanatycy GieKSy chcieli jechać na derby do Chorzowa, lecz klub nie autoryzował im listy wyjazdowej, bo nie spełnili warunków porozumienia m.in. w zakresie wzięcia odpowiedzialności za zachowanie grupy – a nie tylko „symbolicznego” odcięcia się od Widzewa, będącego tyleż mile widzianą, co mimo wszystko pustą dyplomacją. Dlatego zgoda między kibicami a klubem jest potrzebna, by jedni mogli normalnie funkcjonować i wspierać drugich.

Kwestia tej odpowiedzialności była jednym z wątków listu otwartego do radnych, sporządzonego przez „SK1964”, a podpisanego przez prezesa Piotra Koszeckiego. Zaznaczono, że „SK1964” to organizacja non-profit, która nie może brać odpowiedzialności za zachowanie wszystkich kibiców na stadionie, bo nie ma ku temu narzędzi, monitoringu czy prawa odwoływania się od kar.

Radna Wnęk-Gabor: – Śledząc historię działania stowarzyszenia wiemy, że tym ludziom zależy na klubie. Nie można tych ludzi, którzy non-profit poświęcają prywatny czas dla idei, pasji, obciążać odpowiedzialnością za wszystkich kibiców. To klub ma narzędzia, by dbać o bezpieczeństwo.

List otwarty do radnych

Kibice z „SK1964” nie zawitali na poniedziałkową komisję z pustymi rękami. Nim usiedli i zaczęli przysłuchiwać się obradom, wręczyli radnym papierowe torby ze sklepu „Blaszok” zawierające kalendarz, kubek, długopis oraz… wycięty ze „Sportu” tekst z wypowiedzią hokeisty Jakuba Wanackiego, który w połowie listopada powiedział na naszych łamach: „ Mnie tylko jednego brakuje: kibiców na trybunach. Tytuł mistrzowski z poprzedniego sezonu to również ich dzieło”. W liście otwartym przypomnieli genezę konfliktu z Markiem Szczerbowskim. Pisali o wielokrotnym spotykaniu się z prezesem, podczas których podkreślali, jak zależy im na marketingu, akcji społecznych, co nie spotykało się ze zrozumieniem. Wyliczyli, że na meczach hokeja świetna atmosfera panowała nie dzięki działaniom klubu, a kibicowskim projekcie „Rywalizacja Dzielnic” oraz że za kadencji obecnego prezesa najwyższą frekwencję przy Bukowej zanotowano nie na którymś ze spotkań ligowych, a sparingu z Banikiem Ostrawa, który organizowany był w sporej mierze przez kibiców. Zwrócili uwagę na fiasko akcji „Zagraj na Bukowej” oraz niewykorzystany potencjał marketingowy pierwszego od 52 lat mistrzowskiego tytułu hokeistów GieKSy. Przypomnieli o zablokowanych przez klub kibicowskich wyjazdach do Bełchatowa czy Chorzowa. Podkreślili, że kibice nie chcą dymisji Szczerbowskiego, władzy w klubie czy czerpania z niego korzyści finansowych. No i wskazali, że klub wymaga od nich wzięcia odpowiedzialności za zachowanie kibiców.

Nie chce spojrzeć w oczy?

Głos na posiedzeniu zabrał jeden z kibiców. Nie przedstawiając się powtórzył: – „Jako „SK1964” nie mamy możliwości egzekwowania porządku na stadionie. Wszystkie te punkty leżą po stronie klubu, ewentualnie odpowiednich władz. Nie zamierzamy brać za to odpowiedzialności i jej nie weźmiemy. To tak, jakbym próbował na kimkolwiek z państwa wywrzeć presję i mówić, by odpowiedzieli państwo za konflikt na Ukrainie. To jest bzdura! – mówił kibic do radnych.

Do jego kilkuminutowego wystąpienia odniósł się potem wiceprezydent Bojarun.

– Coś, czego próbujecie za wszelką cenę uniknąć, to odpowiedzialność. Chcecie mieć wpływ na funkcjonowanie klubu, a nie chcecie odpowiedzialności – podkreślał Bojarun, odpowiadając kibicowi.

A tenże kibic zwracał uwagę, że spotykając się z prezesem Szczerbowskim fanatycy podsuwali możliwości budowania społeczności i frekwencji, lecz nie byli słuchani i po prawie dwóch latach, w lipcu, podjęli bardzo trudną decyzję o ogłoszeniu bojkotu.

– Jesteśmy zmartwieni, bo od radnych dochodzą nas słuchy o informacjach przekazywanych na nasz temat przez prezesa czy osoby z klubu. Jesteśmy oczerniani. Trudno będzie tej osobie siąść i spojrzeć nam w oczy, dlatego robi wszystko, by do tego spotkania nie doszło. Prezes przez prawie dwa lata – mówiąc po naszemu – „walił w pręta”, a w tej chwili próbuje odwrócić kota ogonem. Powoływanie się przez panów prezydentów na temat Widzewa uważamy za jawną kpinę – mówił kibic.

Waldemar Bojarun potem odbił piłeczkę: – Kpiną jest to, co pan powiedział o potępieniu Widzewa. Nikt nie oczekuje potępiania Widzewa, tylko waszych zachowań kibicowskich na meczu z Widzewem. Dobrze, żebyśmy się rozumieli – mówił wiceprezydent Katowic, nawiązując do słów kibica, że „My potępiliśmy Widzew 28 października. Na stadionie Górnika Zabrze wywiesiliśmy transparent, że SK1964 potępia Widzew. Potępiamy Widzew, Ruch, Elanę. Kogo jeszcze chcecie?”.

Wiceprezydent Bojarun nazwał „jawną kpiną” wspominanie przez kibiców GieKSy na poniedziałkowym posiedzeniu Komisji Kultury, Promocji i Sportu o tym transparencie, wywieszonym na październikowym meczu Górnik – Widzew.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus
Za miedzą się odcięli

Mówiąc już z mniejszymi emocjami i większą powagą, radni usłyszeli też od kibica, że w sąsiednich klubach nie ma pieniędzy, wsparcia miasta, a „wszystko żyje, wszystko hula” i nikt nie wyciąga zadym z przeszłości.

– U nas przez 14 lat nie było żadnych awantur – podkreślał kibic i przypominał, że straty po meczu z Widzewem oszacowano na 2,5 tysiąca złotych.

– Zrobimy zrzutkę, tak jak na różne charytatywne akcje, i zapłacimy. Osoba zatrudniona przez pana prezesa, pan Fortuński, zarabiał w klubie między 5 a 10 tys. zł. Nie zrobił przez rok nic. Czy prezes odda z własnej kieszeni pieniądze za działalność tego pana? – pytał przedstawiciel „SK1964”, nawiązując do osoby byłego szefa marketingu. Mówił też o tym, że jeśli ktoś chce przyjść do muzeum, to może wybrać się na Bukową 1, a nowy stadion powstaje od 20 lat.

Waldemar Bojarun: – Środowisko kibiców potrafi odciąć się od złych zachowań. Daleko nie szukając: za miedzą naszego miasta było podobne zachowanie na meczu i natychmiast stowarzyszenie kibiców podjęło pałeczkę, potępiło, odcięło się oficjalnie. O nic więcej nie chodzi (wiceprezydent Katowic nawiązywał do zadymy we wrześniowych derbach między Ruchem Chorzów a Górnikiem Zabrze, którą potępiło stowarzyszenie „Wielki Ruch” – dop. red.). Wspomina pan, że jesteście w stanie płacić. Ale odpowiedzialności nie chcecie. Bardzo dziwne. Powiem osobiście, jako kibic: naprawdę jestem zażenowany, że nie ma wdzięczności ze strony środowiska kibiców, iż miasto podjęło w tak trudnych czasach wyzwanie i buduje stadion. Będzie miejski, ale wiemy, kto na nim będzie rozgrywał mecze. Proszę o jedno. Weźcie tę odpowiedzialność, podpiszcie deklarację o nieagresji i wrócicie na obiekty. Klub na was czeka, prezes czeka.

Menedżer, nie policjant

Radni przysłuchiwali się tej wymianie zdań. Tomasz Maśnica stwierdził, że „tu chyba pozytywnie nie zaiskrzy” i zaproponował powołanie niezależnego zespołu, z niezależnym mediatorem. Adam Szymczyk dodał, że najprościej byłoby powiedzieć, że „radnych to nie interesuje”, ale „skoro jest problem, to wszyscy jesteśmy po to, by spróbować go rozwiązać”. Patrycja Grolik zastanawiała się, „gdzie w tym wszystkim jest prezes Szczerbowski”.

– Nie znam go osobiście. Mam wrażenie, ze cała strona broni prezesa, staje za nim murem, a my prócz deklaracji wygłoszonych podczas rady miasta nie mieliśmy w ogóle okazji go słyszeć. Gdy pytaliśmy o sponsora, inwestora, to usłyszeliśmy, że nie trzeba, bo miasto daje pieniądze. Dlaczego tak bronimy dorosłego człowieka, który zarządza klubem? Nie ma tam klubu biznesu, różne inicjatywy związane z dziećmi leżą. Gdy prezesem był pan Wojtek Cygan, to nie było takiego problemu – mówił radna Grolik.

Sławomir Witek, naczelnik Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta Katowice: – By kogokolwiek oceniać, trzeba mieć wiedzę. W wielu przypadkach zachowania prezesa były bardzo racjonalne, ale konflikt został rozogniony. Miasto jest właścicielem klubu, prezes to jego pracownik.

Radna Wnęk-Gabor: – Nie można warunkować zwykłej ludzkiej rozmowy jakimiś podpisami. Spotykając się, każdy z radnych mógłby ocenić postawę prezesa, nastawienie stowarzyszenia kibiców. To spółka dotowana z publicznych pieniędzy, wszystko powinno być przejrzyste. Jeśli są jakieś sprawy, o których nie wiemy – niech zajmą się tym odpowiednie służby, organy. Prezes powinien pełnić funkcję menedżera, a nie policjanta.

Radny Maśnica: – Jeśli to kwestia podpisania deklaracji, jakiegoś aktu przeciwko agresji, to nie patrząc już na to, co wydarzyło się z Widzewem, wypracujmy ją, a kolejnym krokiem będzie podsumowanie pracy klubu, rozliczenie zarządu.

Budujmy wielki GKS

Ireneusz Kalina, jeden z kibiców zrzeszonych w „SK1964”, przytoczył radnym cytat wiceprezydenta Bojaruna, że „zabieranie dzieci na stadion nie jest najlepszym pomysłem”.

– Czy mówienie w mediach, że stadion jest niebezpieczny, to dobra opcja reklamowania bezpieczeństwa w Katowicach? Czy wpływa to dobrze na wizerunek klubu, właściciela? Czy to w porządku? Cały czas powtarza się, że najważniejsze jest bezpieczeństwo. Czy za kadencji Marka Szczerbowskiego na stadionie było niebezpiecznie? – mówił Kalina, przypominając, że „SK1964” ma w swoim statucie dbanie o bezpieczeństwo i zwracając się bezpośrednio do przewodniczącego komisji Krzysztofa Pieczyńskiego.

– Chodzisz na mecze. Ile razy było niebezpiecznie, trzeba było uciekać, albo coś się działo, oprócz tego feralnego Widzewa? Czy przez cztery lata była taka sytuacja?

Pieczyński: – No nie. Chodzę na mecze od lat, na nieszczęsnym Widzewie akurat nie byłem.

Kalina: – To incydent, nad którym w innych klubach przechodzi się do porządku dziennego. Jest incydent, nie powinno do niego dojść, ale po co medialnie to nakręcać i mówić, że jest niebezpiecznie? To nie w porządku. Na stadionie w Katowicach jest bardzo bezpiecznie. Dlatego siądźmy, wypracujmy coś wspólnego, jakiś kompromis. I rozmawiajmy o tym, by budować społeczność GKS-u. Chcemy pomagać, a nie przeszkadzać, ale nasz głos nie był słuchany i doszliśmy do ściany. Zależy nam, by budować wielki GKS, który będzie grał na nowym stadionie w Katowicach – podsumowywał przedstawiciel „SK1964”.

Ciąg dalszy na pewno nastąpi…


Na zdjęciu: Wokół GieKSy wciąż iskrzy. Jak długo jeszcze…?
Fot. Pressfocus