Buteleczka tlenu

Po straconym zwycięstwie w Warszawie w obozie Cracovii trudno o wielką radość.


Niewiele brakowało, by „Pasy” zostały pierwszym zespołem, który zgarnie na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej pełną pulę. Wcześniej najbliżej wywiezienia ze stolicy trzech punktów był Górnik Zabrze, który w sierpniu prowadził 2:0, ale również zakończył mecz ze sporym niedosytem po remisie 2:2. Punkt „Wojskowym” urwała na ich stadionie także Pogoń Szczecin (1:1), jednak w tym przypadku to goście byli zespołem odrabiającym straty.

Rollercoaster

Fakt, że krakowianie objęli prowadzenie w meczu, dawał niemal stuprocentową gwarancję, że nie wrócą pod Wawel na tarczy. Kiedy w tym sezonie pierwsi strzelają gola, nie przegrywają. W rywalizacji z Legią zanotowali trzeci remis, do tego trzeba im doliczyć osiem zwycięstw. – Przeżyliśmy spory rollercoaster. Z nieba do piekła i powtórnie. Budujące jest to, że u nas w szatni panuje bardzo duży niedosyt, złość i rozżalenie. Chcieliśmy wygrać ten mecz i byliśmy bardzo blisko zwycięstwa. Szkoda tego, ale i tak bardzo duże słowa uznania dla chłopaków. Jeśli będziemy grali z takim zaangażowaniem, to będzie dobrze. Dla nas to mały promyczek nadziei, mała buteleczka tlenu. Drgnęło i idziemy w górę – ma nadzieję trener Jacek Zieliński.

Drgnął także licznik goli strzelonych przez Michała Rakoczego, który przełamał się po 162 dniach. 20-latek z pięcioma trafieniami wysunął się na czoło klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników Cracovii. Młodzieżowiec w pierwszej połowie bezlitośnie wykorzystał błąd Filipa Mladenovicia, popędził na bramkę i z zimną krwią tak kopnął piłkę, by Kacper Tobiasz miał jak najmniejsze szanse na skuteczną interwencję. – Fajnie, że się udało, tym bardziej na Łazienkowskiej. Gol na pewno cieszy, ale pozostał lekki niedosyt – potwierdza słowa trenera Zielińskiego, że punkt w takich okolicznościach nikogo w krakowskim obozie nie zadowala.

Uwagi do obrony

„Pasy” pojechały do stolicy zatrzeć bardzo złe wrażenie po przegranej w Kielcach. – Pozostało jeszcze trochę do poprawy, ale udało się – uważa Rakoczy. 20-latek zwraca uwagę, że zespół, który może się pochwalić jedną z najlepszych defensyw w ekstraklasie, zbyt łatwo tracił gole. Trudno się nie zgodzić z wychowankiem Czarnych Jasło. Maik Nawrocki miał zbyt wiele swobody w polu karnym, zawodnicy gości mogli się też lepiej orientować w sytuacji przy golu Tomasa Pekharta i uprzedzić Czecha, który pierwszy był przy piłce odbitej przez Karola Niemczyckiego. Jeżeli do tego dołoży się bezmyślny faul Michala Siplaka na rzut karny, kolejną „jedenastkę” za zagranie Słowaka ręką, anulowaną jednak z powodu wcześniejszego faulu na tym zawodniku, to tworzy się całkiem pokaźna lista zarzutów.

Siplak zagrał w niedzielę kosztem Pawła Jaroszyńskiego. Zimą Polak wygrał rywalizację o miejsce na lewym wahadle, jednak nie zachwycał formą i szybko stracił miejsce w składzie. Wśród kibiców Cracovii pojawiły się nawet komentarze, że przedłużanie z nim umowy do połowy 2025 roku nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zapewne liczyli, że po powrocie z Włoch, gdzie zebrał doświadczenia w drużynach Serie A i Serie B, będzie więcej dawał drużynie. – Robienie kozła ofiarnego z Pawła jest na wyrost. Nie jest w takiej dyspozycji, jak byśmy chcieli, ale robimy wszystko, by go podnieść – bronił go Zieliński przed wyjazdem do Warszawy. Zmiennik Jaroszyńskiego też popełnił błędy, więc trener będzie miał twardy orzech do zgryzienia, by dokonać dobrego wyboru na piątkowe spotkanie ze Stalą Mielec.


Na zdjęciu: Michał Rakoczy po raz drugi w tym sezonie strzelił gola Legii.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus