Było bardzo kulturalnie

Drużyna po wygranym meczu z Podbeskidziem w środę świętowała najpierw z kibicami na stadionie, a potem we własnym gronie. Choć trener Rakowa, Marek Papszun po spotkaniu z „góralami” zapewniał, że jeszcze nie myśli o niedzielnym starciu na szczycie, to jednak nie było tak, że wszyscy poszli „w długą”, jakby liga, się już zakończyła. – Trzeba było się pocieszyć i poświętować. Wszystko robiliśmy z głową. Udaliśmy się do restauracji na wspólną kolację, trochę posiedzieliśmy i wróciliśmy do domów. Sezon jeszcze trwa, więc było bardzo kulturalnie – opowiada Andrzej Niewulis. Radość środkowego obrońcy częstochowian została trochę zmącona problemami zdrowotnymi, które sprawiły, że piłkarz nie zagrał w ostatnich meczach i raczej nie pojawi się już na boisku do końca sezonu. Jak konkretnie długa przerwa czeka kapitana, wciąż nie wiadomo, bo klub czeka na wyniki badań i konsultacje lekarskie.

Marzenia się spełniają

Niewulis dołożył jednak solidną cegłę do upragnionego awansu, który został wywalczony w efektownym stylu. – Przed sezonem awans na cztery kolejki przed końcem brałbym w ciemno. Nie jest tak, że nie wierzyliśmy w nasz awans. Spodziewaliśmy się, że walka będzie trwała do samego końca – mówi 30-latek, którego pytamy o klucz do sukcesu ekipy z Limanowskiego. – Na pewno mocna drużyna. Została zbudowana przez trenera, dzięki oczywiście wsparciu właściciela klubu. Naszą siłą był kolektyw. My starsi piłkarze dbaliśmy też o to, żeby nie było zgrzytów w trakcie sezonu, żeby wszyscy szli w jedną stronę. Zaufaliśmy pomysłowi i taktyce trenera, a on z kolei był sprawiedliwy wobec nas – opowiada Niewulis.

Raków tańczył i śpiewał!

Środkowy obrońca zaliczył już trochę klubów w karierze, ale w ekstraklasie do tej pory rozegrał zaledwie dwa mecze, jeszcze w barwach Jagiellonii Białystok. – To było niemal 10 lat temu, ale ja nie porzuciłem swoim marzeń i wierzę, że się spełnią i trochę meczów rozegram w elicie. Jak to mówią – oliwa sprawiedliwa… Najważniejsze, żeby zdrowie dopisywało – mówi. – Nie możemy się doczekać ekstraklasy, bo to trochę inny, piłkarski świat. Mam tylko nadzieję, że inne kluby nie będą traktowały meczów z nami, jak coś gorszego, chodzi mi oczywiście o sprawę stadionu. Obyśmy jak najszybciej zagrali na zmodernizowanym obiekcie w Częstochowie – zaznacza kapitan Rakowa.

Szczególny mecz

To jednak melodia niedalekiej przyszłości, a już w niedzielę w Łodzi dojdzie do meczu na szczycie. Raków jest już pewny gry w ekstraklasie, a łodzianie są tego bardzo bliscy. – Dla nas to będzie bardzo ciekawy mecz. Jedziemy tam, pokazać kto jest najlepszy w lidze. ŁKS to dobry zespół, ale my bez wielkiej presji pojedziemy tam pokazać dobry futbol – przyznaje Niewulis, który ma trochę wspólnego z Łodzią i nie ukrywa, że jest to dla niego wyjątkowe spotkanie. – Jako młody chłopak przez pięć lat trenowałem i grałem w SMS-ie Łódź. Chodziłem na mecze Widzewa i ŁKS-u, choć muszę szczerze przyznać, że – po pierwsze – byłem bliżej transferu i zakotwiczenia w Widzewie, a po drugie – moje serce jednak było bliższe temu właśnie klubowi – podkreśla 30-letni zawodnik.

 

Na zdjęciu: Kapitan Rakowa Andrzej Niewulis (w środku) pozwolił sobie na chwilę szaleństwa.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ