Było ich wielu

Zagraniczni selekcjonerzy w historii pracy z reprezentacją Polski może nie osiągali zbyt daleko idących sukcesów. Ale pracowali i niektórym szło całkiem nieźle.


Jest faktem niezaprzeczalnym, że pierwszym selekcjonerem reprezentacji Polski, który poprowadził nasz zespół narodowy w meczu międzypaństwowym, był Imre Pozsonyi. Węgier 18 grudnia 1921 roku wybrał skład, jak również zasiadł na trenerskiej ławce, w meczu „biało-czerwonych” przeciwko jego rodakom. Prze wiele lat mówiono o nim, że zmarł ok. 1931 roku w Stanach Zjednoczonych, w przytułku dla ubogich. Otóż to nieprawda. Owszem, Pozsonyi pracował w Ameryce Północnej. Zarówno w Meksyku, jak i w USA, ale następnie wrócił na Węgry. Zmarł w Budapeszcie, w 1963 roku. Warto jeszcze dodać, że w latach 20. ubiegłego stulecia trenował, uwaga, FC Barcelonę. A w Polsce, zanim objął stery naszej drużyny narodowej – na zaledwie jeden mecz – był trenerem Cracovii.

Niemiec Kurt Otto przyjechał do Polski w 1935 roku. Został asystentem Józefa Kałuży, ale samodzielnie poprowadził zespół w jednym meczu. Jego losy nie są zbyt dobrze udokumentowane. Wiemy o nim niewiele. Niemniej jednak mamy pewność, że pod koniec 1942 roku, prawdopodobnie 29 grudnia, poległ w bitwie pod Stalingradem. Stuprocentowego potwierdzenia tej informacji jednak nie ma. Wiemy, że poległ, ale okoliczności tego zdarzenia nie są pewne. Następnie pracowali z naszą drużyną narodową trenerzy węgierscy. Jednak zdążyliśmy się zdecydowanie bardziej przywiązać do Leo Beenhakkera.

Zaczął wręcz fatalnie. Przyjechał do Polski i opowiadał o „international level”. Od samego początku nie wzbudzał Holender zaufania. Zresztą należy podkreślić, że Michał Listkiewicz, ówczesny prezes PZPN-u, od razu zagrał bardzo wysoko. Przypomnijmy, że Beenhakker nie obejmował stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski po tym, jak osiągnął sukces z jakąkolwiek reprezentacją. Przed Polską prowadził bowiem zespół – z całym szacunkiem – Trynidadu i Tobago. Czyli ekipę, która na mistrzostwa świata w Niemczech, w 2006 roku, awansowała po raz pierwszy w historii. Podkreślmy jedynie, że zespół z Karaibów zdobył na turnieju jeden punkt. Zremisował w grupie ze Szwecją w pierwszym meczu. Następnie przegrał z Anglią i z Paragwajem i – rzecz jasna – nie wyszedł z grupy.

Beenhakker, jeszcze przed turniejem, miał jednak doskonale wyrobioną markę. I był szkoleniowcem bardzo doświadczonym. Zaczął jednak przygodę z reprezentacją Polski fatalnie. Od porażki w towarzyskim meczu z Danią. A następnie przegrał, już w eliminacjach Euro 2008, z Finlandią. Przełom nastąpił 11 października 2006 roku. To było wielkie, gigantyczne zwycięstwo z Portugalią. Piorunujący wszystkich kibiców występ, o którym trudno jest zapomnieć nawet na chwilę. Czy to dowód na to, że lepiej mieć selekcjonera spoza Polski? Z całą pewnością nie, ale taki mecz zdarza się raz na dziesiątki lat. Beenhakker wprowadził nasz zespół narodowy, jako pierwszy trener, do mistrzostw Europy. Tego zapomnieć nie można.

No i ostatnim selekcjonerem reprezentacji Polski spoza naszego kraju był Paulo Sousa. Wojciech Szczęsny, piłkarz roku 2022 według czytelników „Sportu”, w jednym z wywiadów z połowy zeszłego roku nie pozostawił wątpliwości. Powiedział, że Portugalczyk jest bardzo dobrym trenerem. Tego zdania, zdania jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, nie zamierzamy negować. Szczęsny doskonale wie, co mówi. Jak sam zresztą, w tej samej rozmowie stwierdził, nie będzie grał w piłkę do 2026 roku. Mamy jednak cichą nadzieję, że Fernando Santos go namówi. No bo przecież cholernie byłoby szkoda stracić takiego zawodnika. I taki charakter.




Na zdjeciu: Leo Beenhakker, czyli ktoś, kto dał nam wiele. Bardzo wiele.


Fot. PressFocus


ZAGRANICZNI SELEKCJONERZY REPREZENTACJI POLSKI

W dawnych latach, w czasach komunizmu, ale też przed wojną, kwestia selekcjonera reprezentacji wcale nie była taka prosta. Istniały bowiem zespoły selekcjonerskie czy kapitanaty złożone z różnej liczby osób, które dzieliły się bądź współpracowały przy selekcji, treningach czy prowadzeniu meczów. W związku z tym liczba nazwisk podawana w spisach polskich selekcjonerów… różni się w zależności od źródła (bo kogo uznać za selekcjonera, a kogo nie?), ale bezapelacyjnie można stwierdzić, że niżej wymienieni obcokrajowcy pracowali z polską kadrą. Na zdjęciu widoczny pierwszy z nich, Imre Pozsonyi.

  • Fernando SANTOS 24.01.2023 – ? Portugalczyk
  • Paulo SOUSA 21.01.2021 – 29.12.2021 Portugalczyk
  • Leo BEENHAKKER 11.07.2006 – 17.09.2009 Holender
  • Jean PROUFF 30.08.1959 – 28.09.1960 Francuz
  • Andor HAJDU 8.08.1954 Węgier
  • Kiraly TIVADAR 15.06.1952 – 21.07.1952 Węgier
  • Istvan SZEDER-SEIDL 1.05-1950 – 14.05.1950 Węgier
  • Kurt OTTO 03.1935-29.12.1942 Niemiec
  • Gyula BIRO 26.05.1924 Węgier
  • Imre POZSONYI 18.12.1921 Węgier

(PTub)