Były same trudne momenty

Legia skończyła rozgrywki z dwoma trofeami, ale Dariusz Mioduski nie kryje, że miniony sezon był najtrudniejszym okresem, odkąd zajmuje się… biznesem. Po wywalczeniu tytułu właściciel stołecznego spotkał się na podsumowanie ostatnich miesięcy i rozmowę o przyszłości z grupą zaproszonych dziennikarzy, wśród których znalazł się reporter „Sportu”.

Adam GODLEWSKI: Po tak trudnym, zwariowanym wręcz sezonie świętowanie też chyba było, a w każdym razie powinno być, odjazdowe?
Dariusz MIODUSKI: – Moja radość sprowadza się do sekundy, naprawdę krótkiego wybuchu. A po chwili myślę już, co będzie dalej, co należy poprawić. Niestety, nie potrafię świętować, co zarzucano mi już wcześniej, i wiem, że to beznadziejne. Tak już mam, że od razu, praktycznie pięć minut później, zaczynam planować przyszłość. A ważne jest to teraz tym bardziej, że każde zwycięstwo, każdy punkt, każda bramka były dla nas w tym sezonie trudne.

W mediach pojawiły się już nazwiska Ursa Fischera oraz Georghe Hagiego jako głównych kandydatów do przejęcia Legii przed przyszłym sezonem. Czy to oznacza, że nie jest pan zadowolony z pracy, jaką wykonał Dean Klafurić?
Dariusz MIODUSKI: – Szanse na jego pozostanie w Legii w kolejnych rozgrywkach rosły z każdym kolejnym meczem. Nie chodzi tylko o wynik, chociaż ostateczny rezultat był kluczowy, ale patrzyłem też, jak funkcjonował na co dzień, jak reagował ze spokojem w niezwykle trudnej sytuacji, i z naprawdę dużą wiedzą, a właśnie tego drużyna potrzebowała. Dlatego znalazł się wśród trzech kandydatów do poprowadzenia Legii w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Proszę jednak darować, nie ujawnię personaliów pozostałych. Na pewno jednak szanse Klafuricia na pozostanie na posadzie po zdobyciu dubletu, znacznie się zwiększyły.

Skoro jednak Chorwat dotąd nie przekonał pana stylem gry Legii i wynikami osiągniętymi na finiszu, to jak ma zrobić to po zakończeniu rozgrywek?
Dariusz MIODUSKI: – Na razie Klaf koncentrował się tylko na wyniku sportowym, czyli na tu i teraz. I z tego co wiem, wcale nie był zadowolony ze stylu, w ogóle nie koncentrował się na tym aspekcie, wszystko podporządkował bowiem celowi. Jestem przekonany, że docelowo, gdyby dostał szansę, miałby zupełnie inną filozofię, chciałby grać fajny, ofensywny i techniczny futbol. Nie mieliśmy po prostu dotąd okazji, żeby porozmawiać o długofalowym projekcie. W ciągu dwóch tygodni od zakończenia sezonu chcemy ogłosić nazwisko szkoleniowca, który poprowadzi drużynę w przyszłym sezonie. Celem klubu są w każdym sezonie najważniejsze trofea, ale Legia ma szkolić zawodników, najlepszych promować we własnym zespole, a następnie z zyskiem sprzedawać na Zachód. Zależy mi, abyśmy jako klub szli w konkretnym kierunku, z konkretną wizją, do której trener musi się dopasować.

Od pewnego czasu głośno mówiło się, że poważnym kandydatem do przejęcia Legii jest Adam Nawałka. To aktualne?
Dariusz MIODUSKI: – Potrzebuję trenera gotowego do pracy od 11 czerwca, kiedy rozpoczniemy przygotowania do startu eliminacjach europejskich pucharów. A trener Nawałka będzie wtedy myślał wyłącznie o starcie w mundialu z reprezentacją Polski. Dlatego to niemożliwe, żeby teraz przejął Legią.

Hagi ma na to większe szanse?
Dariusz MIODUSKI: – Słyszałem, że jest nie tylko trenerem, ale był także współwłaścicielem klubu czy akademii. A nie wyobrażam sobie, aby nowy szkoleniowiec Legii nie skupiał się w stu procentach na pracy przy Łazienkowskiej, bo gdzieś ma swoje inne projekty. Taka opcja nie wchodzi w grę. Pierwszy trener musi w stu procentach wpisywać się w naszą wizję. Nie może być tak, że używamy na przykład określonej technologii, a trener tego nie chce; wszystko musi być spójne. To zresztą kwestia tak samo oczywista, jak i ta, że nie będziemy brali pod uwagę kogoś z zupełnie innego kręgu kulturowego, który nigdy dotąd nie wyjeżdżał ze swojego kraju.

Są w Polsce trenerzy, których chciałbym pan zatrudnić?
Dariusz MIODUSKI: – W idealnym świecie chciałbym właśnie polskiego trenera. Tyle że… w obecnej sytuacji nie ma nikogo wolnego na rynku. Widzę natomiast trzech młodych polskich szkoleniowców, którzy z pewnością mają potencjał, aby w przyszłości usiąść na ławce Legii.

Co dla pana znaczy: młodych? Bo to relatywne określenie.
Dariusz MIODUSKI: – Poniżej pięćdziesiątki. Czyli młodszych ode mnie, a zapewniam, że mimo przekroczenia tej granicy wciąż czuję naprawdę młody.

Czyżby pańskie wahanie dotyczące przedłużenia misji Klafuricia wynikało stąd, że nie zachował się lojalnie wobec Romeo Jozaka, u którego był asystentem?
Dariusz MIODUSKI: – To bzdura! Doskonale wiem, przez co Dean musiał przejść i jakie to było trudne dla niego. Jego wybór był podyktowany wyłącznie dobrem drużyny, zachował się jak profesjonalista. Bez określania żadnych oczekiwań na czas po sezonie. Poprosiłem, żeby doprowadził sprawy do końca. I to zrobił. Wiedział, że być może będzie kwestionowana jego lojalność, znali się przecież z Jozakiem od wielu lat, a mimo tego zrobił to dla Legii.


Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus 

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus

 

Czy w związku z tym możliwe jest jego pozostanie w klubie w roli asystenta?
Dariusz MIODUSKI: – Wątpię. Dean chce już być pierwszym trenerem i w pełni rozumiem jego ambicje. Jeśli nie stanie się to w Legii, to po tym co u nas zdziałał, na pewno będzie miał inne propozycje.

Skoro padło już nazwisko Jozaka, to czy jego zatrudnienie uważa pan za swój największy błąd w minionym sezonie?
Dariusz MIODUSKI: – Największym błędem, ale Jozaka, nie moim, było to, że za mało korzystał z Klafa. Choć wciąż uważam, że tamta zamiana, Jacka Magiery na Romea, miała sens. Przecież po przyjściu Chorwata zaczęliśmy wygrywać. Nie działałem wówczas w komfortowych warunkach, miałem tylko trzy dni na wybranie trenera. W momencie gdy zatrudnialiśmy Jozaka, wiedziałem, że potrzebuję bardziej psychologa niż trenera, a wielkiego wyboru na rynku nie było. Ostatecznie mogę się dziś pochwalić się dwoma wywalczonymi trofeami, także dlatego, że Romeo na początku zadania wykonywał bardzo dobrze. Dopiero później się pogubił.

Zwolnienie Magiery było najtrudniejszym momentem w sezonie?
Dariusz MIODUSKI: – Właściwie minione rozgrywki składały się z samych trudnych momentów. Zaczęło się źle, odpadliśmy z pucharów, źle graliśmy także w lidze, doszło do tej sytuacji z Jackiem, ani niezaplanowanej, ani przyjemnej. Finisz także był bardzo nerwowy, mimo że decydując się na mocne zimowe wzmocnienia zakładaliśmy, że tytuł zapewnimy sobie z wyprzedzeniem, aby bez turbulencji przygotować się do startu w eliminacjach Champions League.

Letnie okienko nie mogło być tak dobre jak to w trakcie sezonu?
Dariusz MIODUSKI: – Nie było żadnych szans, pod żadnym względem – także finansowym – nie byliśmy przygotowani na zrobienie tak dobrych transferów. Popełniliśmy wówczas błędy, które pozwoliły… wyciągnąć wnioski, naprawdę dużo się wówczas nauczyliśmy. Właśnie dlatego, moim zdaniem, zimowe wzmocnienia wyszły nieźle. Z ostatniego zaciągu trzech, czy nawet czterech piłkarzy wskoczyło do pierwszej jedenastki. A to wcale nie jest takie częste. Czy to były wzmocnienia już na Ligę Mistrzów? Powiedziałbym, że po prostu na puchary. Nie zapominajmy, że droga do Champions Leaague będzie od nowego sezonu jeszcze trudniejsza niż dotąd. Możemy zagrać z mistrzami Turcji, Szwajcarii, Holandii, którzy mają kilka razy większe budżety od naszego. Podstawowym celem pozostaje udział w fazie grupowej Ligi Europy, który tradycyjnie jest punktem odniesienia przy konstruowaniu budżetu.

Z tego wynika, że pracę dyrektora sportowego Ivana Kepciji ocenia pan znacznie lepiej niż Jozaka, mimo że byli z tego samego zaciągu?
Dariusz MIODUSKI: – Otóż oni wcale nie byli z tego samego zaciągu, Kepcija byłby w Legii nawet wówczas, gdyby Jozak do nas nie trafił. Został zatrudniony w pierwszej kolejności i na innych zasadach, ma inaczej skonstruowaną umowę i pracuje bardzo dobrze. Zastrzeżeń nie mam także do trenera przygotowania motorycznego, Kresimira Sosa, którego angaż także był sprawą zupełnie niezależną od zatrudnienia Romea.

Ze sprowadzenia Eduardo, który nie strzelił żadnego gola także jest pan zadowolony?
Dariusz MIODUSKI: – Szkoda, że nie wykorzystał żadnej dobrej sytuacji w jednym z ostatnich meczów, bo jemu bramka na przełamanie bardzo by pomogła. Ale Eduardo nie jest dla nas wielkim problemem. To stuprocentowy profesjonalista, nie obraża się, nie sprawia żadnych kłopotów. To było świadome ryzyko pod koniec okienka. Ma jeszcze pół roku kontraktu…

…który możecie skrócić?
Dariusz MIODUSKI: – Gdyby przyszedł i powiedział, że chce odejść, to porozmawiamy. Liczyliśmy, że wypali mocniej, ale jeśli nie, to świat także się nie zawali. Myślę zresztą, że zostanie. I jeszcze bym go nie skreślał, jeszcze na to za wcześnie.

Na jakie pozycje latem będziecie szukali wzmocnień?
Dariusz MIODUSKI: – Chcemy skrzydłowego, lewego obrońcy, który konkurowałby z Adamem Hlouskiem i drugiego napastnika.

Skorzystacie z opcji odkupienia Mateusza Wieteski, a Konrad Michalak, Radosław Majecki i Mateusz Żyro wrócą z wypożyczeń?
Dariusz MIODUSKI: – Docelowo widzimy ich w Legii, natomiast trzeba się zastanowić czy już teraz; i co będzie dla nich lepsze. Gdyby Wieteska miał u nas mało grać, albo siedzieć na ławce, to może lepiej, aby dalej występował w Górniku (szefowie Górnika już w trakcie meczu z Legią przy Łazienkowskiej w 36. kolejce usłyszeli od prezesa Mioduskiego, że zamierza skorzystać z opcji odkupu zawodnika – przyp. red.). Michalak musiałby pewnie pokazać więcej niż w Wiśle, żeby latem zostać w Legii, więc pewnie nadal będzie wypożyczony, choć nie wiem, czy znów do Płocka. Na pewno wróci do nas Majecki i podejmie rywalizację o miejsce między słupkami. Co do Żyry, to pewnie pora już, aby wreszcie spróbował sił w ekstraklasie, ale raczej nadal na wypożyczeniu.

To prawda, że sondował pan możliwość sprowadzenia Carlitosa?
Dariusz MIODUSKI: – Jakieś starania były, ale wiadomo jak to jest w Polsce… Nie doszliśmy nawet do pytania o cenę, choć wiem, że w mediach pojawiały się liczone w milionach sumy odstępnego. Niewątpliwie Carlitos to jeden z niewielu piłkarzy w polskiej lidze, który byłby wzmocnieniem Legii, ale pewnych kwestii nie przeskoczymy. Generalnie odnoszę jednak wrażenie, że to wcale nie piłkarze wolą wyjechać za granicę niż przyjść do Legii. Bo czy słyszał ktoś na przykład od Rafała Kurzawy, że bardzo chce wyjechać z Polski? Są jednak prowizje, agenci… W Polsce Legii kupuje się bardzo ciężko, między innymi po to budujemy naszą akademię, żeby nie czekać aż inny polski klub łaskawie nam sprzeda jakiegoś zdolnego piłkarza…

Planuje pan sprzedaż Sebastiana Szymańskiego w najbliższym czasie?
Dariusz MIODUSKI: – Sebastian nie jest teraz na sprzedaż. Chcę pokazać, że w Legii można doprowadzić zawodnika do takiego poziomu, że sobie od razu na Zachodzie poradzi. Mam nadzieję, że Sebastian w przyszłym sezonie stanie się liderem tego zespołu. Już momentami był i rozwija się bardzo szybko.

Były konkretne zapytania w jego sprawie?
Dariusz MIODUSKI: – Są cały czas, nie pojawiła się jednak dotąd żadna, która finansowo byłaby dla mnie satysfakcjonująca. Skoro jednak dziennikarze ciągle piszą, że nasza liga jest słaba, trudno oczekiwać rekordowych propozycji. A czy ktoś zadał sobie trud, żeby zapytać trenerów z zagranicy, którzy u nas pracują jak oni porównywają polską ekstraklasę do innych rozgrywek? Bo ja od każdego z nich słyszałem, że jest bardzo trudna i wymagająca. Zatem ciągłe jej deprecjonowanie do niczego nie doprowadzi.

Czy po zakończonym sezonie, w którym poziom był słabszy niż w poprzednich, nadal spodziewa się pan podpisania rekordowego kontraktu na prawa telewizyjne do Lotto Ekstraklasy?
Dariusz MIODUSKI: – Zdecydowanie tak! Mamy najbardziej pożądany sportowy produkt na polskim rynku, a wielu moich zagranicznych rozmówców nie ukrywało zazdrości, że nasza ekstraklasa jest nie tylko świetnie opakowano i zorganizowana, ale też trzyma w emocjach do ostatniej kolejki. Wiele silniejszych sportowo lig może tylko o tym pomarzyć.