Były spore nerwy, a co będzie z Legią…

Raków Częstochowa na własne życzenie męczył się ze Stalą Rzeszów. Nie napawa to optymizmem przed sobotnim spotkaniem z Legią Warszawa.


Częstochowianie po pierwszej połowie prowadzili 2:0. Zapomnieli jednak wyjść z szatni, bo ledwie sześć minut po przerwie stracili dwa gole i praktycznie do 84 minuty spotkania i trafienia Ivana Lopeza z rzutu wolnego mogli drżeć o losy rywalizacji z drugoligowcem.

Przyzwyczajeni do nerwówek

Kibice Rakowa, jak i sztab szkoleniowy po ostatnich spotkaniach powinni mieć zapewnione darmowe badania kardiologiczne. Częstochowianie najwyraźniej nie lubią nudy. W Mielcu mogli stracić prowadzenie w każdym momencie, szczególnie że kończyli mecz w 10. W spotkaniu z Wisłą Kraków było podobnie nie wspominając o rywalizacjach pucharowych. Jak podkreśla jednak szkoleniowiec Rakowa powoli uodparnia się na ten rodzaj stresu i niepewności.

– Jestem ostatnio przyzwyczajony do dużych emocji, ponieważ dużo było dogrywek, meczów na styku, gdzie gramy w 10, przegrywamy, wygrywamy, więc chyba już uodporniłem się na takie sytuacje. Wierze w ten zespół, wie co ma robić na boisku i nawet jeżeli coś, okresowo, wymsknie mu się spod kontroli, to jest w stanie zapanować nad sytuacją.

Dzisiaj też tak było, podobnie jak w Mielcu czy innych spotkaniach. Zdaję sobie jednak sprawę, że nadejdzie moment, gdy nie zapanujemy nad tym i nie skończy się to dla nas dobrze. Po to właśnie pracowaliśmy, po to konsekwencja i systematyka w pracy, by na takie sytuacje reagować. Nie zawsze wygrywa się wysoko i tak też było dzisiaj – powiedział Marek Papszun.

Rezerwowi bez błysku

Szkoleniowiec Rakowa podkreślał również, że starał się rozsądnie wybrać skład, szczególnie że w najbliższych dniach jego zespół czekają jeszcze trzy mecze ligowe.

– Zawsze bardzo poważnie traktowaliśmy rozgrywki Pucharu Polski. Za mojej kadencji nie przypominam sobie, byśmy odpadli w pierwszych dwóch rundach. Zawsze skład na ten rozgrywki był dość mocny. Dzisiaj jeszcze nie był optymalny. Muszę ten skład tak rozłożyć, by dać szansę zawodnikom, którzy grali mniej i ich sprawdzić, by wiedzieć jak się prezentują i na ile możemy na nich liczyć w kolejnych spotkaniach. Inną kwestią jest fakt, że mamy ciąg meczów.

W sobotę zmierzymy się z Legią, w środę z Radomiakiem a za chwilę znowu z Wartą. Mamy sporo spotkań i musimy tak to ustawić, żeby wyszło dobrze. Na razie się to sprawdza – dodaje Papszun.



W składzie na mecz ze Stalą znalazło się miejsce dla pięciu zawodników, którzy w ostatnim czasie najczęściej meldowali się w wyjściowej jedenastce Rakowa. Reszta to piłkarze, którzy czasami nie wchodzili nawet z ławki rezerwowych. Z tej grupy warto wymienić tak naprawdę tylko Iwo Kaczmarskiego oraz Igora Sapałę.

Obaj rozegrali dość solidne zawody. Postawa Sapały nie dziwi – pomocnik powoli wraca do pełni zdrowia po odniesionej na początku sezonu kontuzji. Kaczmarski z kolei pokazał, że w niedługim czasie może powalczyć o miejsce w składzie Rakowa.

Forma rośnie

Decydujący o przebiegu spotkania byli jednak piłkarze wyjściowej jedenastki. Bardzo dobrą zmianę dał Vladislavs Gutkovskis. To Łotysz wywalczył rzut wolny, po którym padł gol dający prowadzenie. 26-latek zdobył także czwarte trafienie dla Rakowa. Tym samym Łotysz pokazał się z dobrej strony, a jego szanse na występ od pierwszej minuty w Warszawie rosną. Częstochowianie muszą jednak wyciągnąć wnioski ze środowego starcia w pucharze. Legia może jeszcze szybciej niż Stal wykorzystać błędy Rakowa, co utrudni im walkę o zwycięstwo w Warszawie.


Na zdjęciu: Raków miał spore problemy w Rzeszowie ze Stalą.

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus