Były sytuacje, zabrakło bramek

Nie było trzeciego z rzędu zwycięstwa. Zagłębie uległo Górnikowi Łęczna 0:1.


Tym razem w przeciwieństwie do dwóch ostatnich spotkań zawiodła skuteczność. Sosnowiczanie grali niezłe zawody, stworzyli sobie sporo okazji, włącznie z rzutem karnym, ale żadnej z nich nie zamienili na bramkę.

Do niedzielnego meczu z Górnikiem piłkarze Zagłębia przystępowali pewni utrzymania w I lidze. W sobotę swój ligowy mecz przegrał GKS Bełchatów, który u siebie uległ 0:2 GKS-owi Jastrzębie. To sprawiło, że sosnowiczanie mogli do ostatniego spotkania w sezonie na własnym terenie przystąpić na luzie i potraktować go prestiżowo głównie ze względu na kibiców, którzy w bieżących rozgrywkach rzadko mieli okazję widzieć sosnowiczan na żywo.

Zespół Kazimierza Moskala przystępował do wczorajszego pojedynku po dwóch efektownych wygranych nad zespołami z Jastrzębia i Niepołomic, w których zdobył siedem bramek nie tracąc żadnej. Z kolei goście, którzy liczą się walce o baraże dające możliwość walki o ekstraklasę, nie wygrali żadnego z dziewięciu ostatnich spotkań, a w sumie w dwunastu ostatnich kolejkach zdobyli tylko dziewięć punktów.

W porównaniu do meczu w Niepołomicy w wyjściowym składzie gospodarzy zabrakło kontuzjowanego Michała Masłowskiego raz pauzującego za żółte kartki Dawida Gojnego. Na lewej stronie zastąpili ich odpowiednio Martimo Maia oraz Łukasz Turzyniecki.

Gospodarze zaczęli źle. Już po sześciu minutach przegrywali 0:1. Podobnie jak w niedawnych meczach z Resovią, Arką, Koroną oraz Chrobrym pierwszy celny strzał rywali na bramkę Zagłębia. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Leandro piłkę po strzale głową do bramki Krystiana Stępniowskiego skierował Tomasz Midzierski.

Niespełna dwie minuty późnie goście mogli podwyższyć prowadzenie. Kapitalnym prostopadłym podaniem popisał się Bartłomiej Kalinkowski, a sam na sam ze Stępniowski znalazł się Barto Śpiączka. Gracz Górnika w doskonałej sytuacji posłał jednak piłkę nad poprzeczką. W 9 minucie pierwszy celny strzał oddało Zagłębie, ale uderzenie Patrika Misaka było na tyle słabe, że nie mogło zaskoczyć bramkarz gości. Gospodarze próbowali przejąć inicjatywę na boisku, ale nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce łęcznian. Górnik cofnął się i czekał na kontry. W 22 minucie przed kolejną szansą na gola stanął Śpiączka, ale nie wykorzystał błędu Lukasa Duriszki i ponownie przestrzelił.

W odpowiedzi groźnie z dystansu uderzył Filip Karbowy, ale piłka przeszła obok słupka. Ostatni kwadrans pierwszej połowy to przewaga miejscowych, którzy stworzyli sobie kilka szans na bramkę. W 32 minucie po dośrodkowaniu Misaka zamykający akcję Duriszka uderzył piłkę głową, ale na nieszczęście dla sosnowiczan trafił nią w słupek. W kolejnej akcji Misak został sfaulowany w polu karnym i sędzia wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł Szymon Sobczak, który ostatnio skutecznie wyegzekwował rzut karny w meczu z Jastrzębiem. Niestety, tym razem napastnik Zagłębia nie zdołał pokonać Macieja Gostomskiego, w przeszłości bramkarza sosnowiczan. To drugi przestrzelony karny przez ekipę z Sosnowca w tym sezonie. Pod koniec kwietnia w meczu z Arką spudłował Misak.

Nie zrażeni tym niepowodzeniem gospodarze nadal atakowali bramkę Górnika. W 39 minucie po uderzeniu z rzutu wolnego Karbowego niepewnie interweniował Gostomski, ale obrońcy gości szybko wyjaśnili sytuację. Goście w tym fragmencie z rzadka atakowali, ale i tak mogli pokusić się o drugiego gola. W doliczonym czasie gry z ponad 20 metrów uderzył Śpiączka, ale tym razem trafił piłką w poprzeczkę.

Na drugą połowę Zagłębie wyszło z jedną zmianą w składzie. Za Maię pojawił się jego rodak Goncalo Gregorio, który zastąpił w ataku Sobczaka. Niefortunny strzelec karnego zajął miejsce na boku pomocy. W 49 minucie Zagłębie domagało się podyktowania rzutu karnego po rzekomym faulu na Gregorio, ale sędzia nie przerwał akcji. Aktywny od pierwszych minut po wejściu Portugalczyk w 51 minucie mógł doprowadzić do remisu, ale po dośrodkowaniu Misaka głową trafił piłką w słupek. W odpowiedzi Adama Banaszak z kilku metrów przestrzelił po ładnym uderzeniem piłki z powietrza.

W 64 minucie szkoleniowiec Zagłębia zdecydował się na podwójną zmianę. Boisko opuścili Dawid Ryndak oraz Filip Karbowy, a w ich miejsce weszli Quentin Seedorf oraz Nikolas Korzeniecki. Zagłębie próbowało doprowadzić do wyrównania, a swoich szans szukało m.in.: w strzałach z dystansu. Po jednym z nich bliski szczęścia był Maciej Ambrosiewicz, ale piłka otarła się o jednego z rywali i minęła bramkę gości.

W 70 minucie po raz kolejny przed szansą na zdobycie gola stanął Śpiączka, ale po raz kolejny nie wpisał się na listę strzelców. Piłkarz Górnik był sam na sam ze Stępniowski, ale bramkarz sosnowiczan w kapitalnym stylu obronił jego strzał z około siedmiu metrów. Jak się za chwilę miało okazać była to ostatnia w tym meczu szansa Śpiączki, który kilkadziesiąt sekund później opuścił plac gry.

W 77 minucie w polu karnym po świetnym prostopadłym podaniu z głębi pola znalazł się Sobczak, ale został skutecznie zablokowany przez Midzierskiego.

W końcowych minutach sosnowiczanie nie zdołali już odwrócić losów spotkania i mimo, że momentami to oni wyglądali jak zespół, który walczy o ekstraklasowe baraże musieli zejść z boiska pokonani.


Zagłębie Sosnowiec – Górnik Łęczna 0:1 (0:1)

0:1 – Midzierski 6. 

ZAGŁĘBIE: Stępniowski – Ryndak (64. Seedorf), Duriszka, Machała, Turzyniecki – Misak, Ambrosiewicz, Karbowy (64. Korzeniecki), Oliveira, Maia (46. Gregorio) – Sobczak Trener Kazimierz MOSKAL.

GÓRNIK: Gostomski – Kukułowicz (83. Matei), Baranowski, Midzierski, Leandro – Mak (83. Goliński), Kalinkowski (80. Struski), Tymosiak, Krykun, Śpiączka (73. Pajnowski) – Banaszak. Trener Kamil KIEREŚ

Sędziował Paweł Malec (Łódź). Widzów: 674 Żółte kartki: Tymosiak


Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus