Całkiem nowe otwarcie

Atmosfera, tak sądzą najbardziej zainteresowani, została oczyszczona. Do kolejnego sezonu Pucharu Świata przystępujemy z nadziejami i w niezmienionym składzie.


Gang weteranów skacze po kryształ – takim tytułem opatrzyliśmy zapowiedź ubiegłego sezonu Pucharu Świata, który rozpoczynał się w rosyjskim Niżnym Tagile. Kamil Stoch wygrał wówczas kwalifikacje do pierwszego z konkursów, ale później było wręcz fatalnie.

Konsekwencje wyciągnięte

Tylko trzy razy nasi skoczkowie stanęli na podium tych zawodów. Piotr Żyła był 2. w lotach w Oberstdorfie i 3. w Lahti, a Kamil Stoch zajął 3. miejsce w Klingenthal. Po raz pierwszy od sezonu 2015/16 Polak nie wygrał konkursu. Ani razu biało-czerwoni nie stanęli na „pudle” w konkursie drużynowym, a taka sytuacja po raz ostatni miała miejsce w sezonie 2014/15. Sezon uratował nieco brązowy medal olimpijski wywalczony przez Dawida Kubackiego w Pekinie, ale za słaby sezon władze Polskiego Związku Narciarskiego, jeszcze z Apoloniuszem Tajnerem na czele, wyciągnęły konsekwencje. W kuluarach mówiło się jednak, że decyzję podejmował już Adam Małysz, który prezesem PZN-u został pod koniec czerwca.

Liczby nie kłamią

Przypomnijmy, że podczas zakończenia sezonu PŚ, w słoweńskiej Planicy, padło wiele słów, szczególnie ze strony zawodników. Kamil Stoch, w związku z decyzją o zwolnieniu Michala Doleżala, postraszył nawet zakończeniem kariery. Skoczkowie stanęli murem za trenerem. Małysz i Tajner przedstawiali jednak swoje racje, z którymi trudno polemizować. Wystarczyło spojrzeć na liczby. Tylko w indywidualnych konkursach, począwszy od sezonu 2016/17 aż do sezonu 2020/21, Polacy stawali na podium przynajmniej 15 razy. Rekordowy był pod tym względem sezon 2018/19, kiedy aż 22 razy meldowali się w pierwszej trójce w zawodach indywidualnych, a także dorzucili cztery „pudła”, w tym trzy zwycięstwa, w zawodach drużynowych. Te liczby wskazują na to, że pomysł Doleżala na zespół się wyczerpał.

Forma rośnie

W jego miejsce zatrudniono Thomasa Thurnbichlera, który – takie głosy słyszy się od najbardziej zorientowanych – oczyścił atmosferę. Latem – na arenach Letniego Grand Prix – rządził Dawid Kubacki, który triumfował w klasyfikacji generalnej. Kamil Stoch był trzeci, a Paweł Wąsek czwarty. Ostatni z wymienionych po raz pierwszy stanął na podium konkursu tak wysokiego szczebla. Oczywiście skoki letnie nie mają większego przełożenia na to, co następnie dzieje się zimą, ale forma „Mustafa” jest wysoka, co potwierdził całkiem niedawno, wygrywając z ogromną przewagą mistrzostwa Polski na igielicie w Zakopanem.

Wypada dobrze zacząć

Czy to właśnie Kubacki będzie liderem naszego zespołu na rozpoczynający się sezon? Wiele na to może wskazywać. Spośród najbardziej utytułowanych polskich skoczków, a jest przecież indywidualnym mistrzem świata z Seefeld i brązowym medalistą olimpijskim, jest… najmłodszy. Bo „gang weteranów”, o którym przypomnieliśmy na początku, skacze nadal i ma się całkiem dobrze. Na początku przyszłego roku najstarszy z jego przedstawicieli, również indywidualny mistrz świata, który w Planicy bronić będzie tytułu na skoczni normalnej, Piotr Żyła, skończy 36 lat. Tyle samo „stuknie”, już po zakończeniu sezonu, Kamilowi Stochowi. To właśnie światowy czempionat w Słowenii będzie najważniejszym punktem sezonu. Niemniej do tej imprezy jeszcze daleko, a rywalizację dobrze byłoby zacząć z wysokiego „C”.

Będzie z kim rywalizować

Jeżeli chodzi o rywali, to w tej materii raczej nie należy spodziewać się rewolucji w stosunku do tego, co miało miejsce w poprzednich kampaniach. Kryształowej Kluli bronić będzie Ryoyu Kobayashi. Japończyk pokazał latem, że formę ma. Wystartował co prawda tylko raz, w Klingenthal na zakończenie cyklu, przegrywając jedynie z Kubackim. Ponadto do walki o najwyższe cele szykują się przynajmniej dwaj Norwegowie, Halvor Egner Granerud i Marius Lindvik. Groźni jak zawsze będą Niemcy. W hierarchii zespołu, który prowadzi nasz dobry znajomy, Stefan Horngacher, nic się nie zmienia. Liderem ekipy pozostaje najsolidniejszy i najrówniejszy Karl Geiger. Nigdy nie należy zapominać o Austriakach, ze Stefanem Kraftem na czele. Jak również wypada pamiętać, że – jak co sezon – może narodzić się nowa gwiazda. Ponadto szczególnie do tego sezonu, z racji, że są gospodarzami mistrzostw świata, szykują się Słoweńcy, którzy już w ubiegłym prezentowali się znakomicie. Będzie zatem z kim rywalizować. Czy zatem nasz o rok starszy „gang weteranów” da radę? Odpowiedź na to pytanie poznawać będziemy podczas kolejnych zawodów.




Na zdjęciu: Dawid Kubacki świetnie skakał latem i wyrósł na lidera naszej ekipy.
Fot. PressFocus